Kto będzie rządził Raciborzem i powiatem? Jesień ustawi polityczne stoliki
Na razie, z obrad sesji, billboardów, plakatów i bezpłatnej gazetki finansowanej przez miejskie spółki, wiemy, kto bardzo chce być prezydentem Raciborza. Ale szanse, tych znanych i tych schowanych jeszcze za kotarą kandydatów, łatwiej będzie ocenić po jesiennych wyborach do Sejmu. Podobnie w powiecie, gdzie są do obsadzenia stanowiska w zarządzie i fotel starosty.
Wybory samorządowe po dłuższej niż dotąd pięcioletniej kadencji miały się odbyć jesienią tego roku, ale odbędą się wiosną roku przyszłego, bo PiS nie chciał łączyć dwóch elekcji. Znamy już kilka osób, które chciałyby zasiąść w najważniejszym fotelu w Raciborzu przy Batorego, ale dopiero po jesiennych wyborach do parlamentu kalkulacje zyskają nowy, istotny punkt odniesienia.
– Na stołach są różne warianty, ale jeszcze nie wszystkie – słychać na raciborskich salonach politycznych, czekających na wynik sejmowego starcia. – Wybory te stoliki ustawią, łatwiej będzie decydować, przy którym usiąść – takie panuje przekonanie, zarówno w odniesieniu do miasta jak i powiatu.
Jest w tym sporo racji, skoro większość samorządowców woli lokalne ugrupowanie, bez partyjnego szyldu. Bycie sympatykiem nie stawia tak mocno po jednej stronie politycznego sporu jak bycie członkiem partii albo partyjnej listy.
Dla obserwatorów sceny politycznej jest dość oczywiste, że jeśli wygra PO i będzie zdolna utworzyć rząd, wówczas wybór prezydenta miasta wspieranego przez PiS, jak obecnie, może być nie tylko trudniejszy, ale i mało opłacalny.
Dziś – głównie za sprawą wiceministra Wosia – do Raciborza płyną miliony i nie chodzi tu o te, które pozyskuje się z Polskiego Ładu i innych programów dla wszystkich samorządów, ale o te, jak choćby na sąd przy Wojska Polskiego, rozbudowę zakładu karnego, budowę bloków przy Waryńskiego czy adaptację ruin starej winiarni, spłynęły do naszego miasta choć również dobrze mogły być wydane gdzie indziej.
Trudno liczyć, że PO chciałoby premiować raciborskiego prezydenta ze Zjednoczonej Prawicy. Musiałby być swój, z PO, z siłą przebicia na platformianych salonach, idący ramię w ramię z lokalnymi parlamentarzystami partii Donalda Tuska. Krótko mówiąc: przegrana PiS to wyborcza szansa dla kandydata PO.
PO i PiS różni filozofia podejścia do samorządowych finansów. PO optuje za zwiększeniem ich udziałów w podatkach, co czyni je bardziej samodzielnymi finansowo. Samorządy mogą kroić tort na małe kawałki według potrzeb. PiS woli dzielić pieniądze centralnie, z reguły w blasku fleszy, z osławionymi tabliczkami w ręku. Zwolennicy tego rozwiązania twierdzą, że dzięki takiemu podejściu samorządy realizują zadania, na które nigdy nie byłoby je stać. Przeciwnicy są zaś zdania, że owszem, ale trzeba mieć na uwadze, iż duże projekty są często wymyślane na siłę, kosztem listy zadań mniejszej wartości, choć bardziej potrzebnych.
Samorządy podnoszą larum, że ich sytuacja finansowa stale się pogarsza, a z nią zdolność do inwestowania. Widać to w Raciborzu. Zeszły rok zakończono kwotą ponad 25 mln zł na minus. Dochody na raciborzanina spadły z 6221 w 2021 r. do 5740 zł za 2022 r. i to mimo szalejącej inflacji. PiS widzi ten problem, zapowiadając w przyszłym roku reformę finansów publicznych. Na razie kieruje w teren dodatkowe środki. – Absolutnie niewystarczające – grzmią w gminach i powiatach sprzyjających opozycji.
Jeśli po jesiennych wyborach przy władzy utrzyma się Zjednoczona Prawica, wzrosną szanse prawicowego kandydata w Raciborzu, którego PiS obdarzy rekomendacją. Prezydent z PO dawałby mniejsze szanse na rządowe benefity, choć nie można powiedzieć, że centralnych pieniędzy nie byłoby wcale.
Weźmy za przykład Rybnik. Miastem rządzi prezydent związany z PO, któremu dało się pozyskać pieniądze z Polskiego Ładu na dokończenie rybnickiego odcinka trasy średnicowej Racibórz-Pszczyna. Nie chwali się tym na billboardach ani nie opowiada na około, ile się to najeździł do stolicy. Po prostu sąsiedzi przygotowali i złożyli wniosek. Raciborski odcinek tej trasy zatrzymał się tymczasem na torach na Dębiczu.
Nie jest też pewne na 100 proc., że wiosną będziemy wybierać prezydenta tak jak obecnie – w wyborach bezpośrednich. Za kulisami słychać, że PiS chciałby wyborów pośrednich, a więc takich, gdzie głowę miasta, w tym zarząd, wybieraliby radni, tak jak teraz wybiera się zarząd powiatu i starostę. To dawałoby partii Jarosława Kaczyńskiego większe szanse na samorządowe zdobycze, bo obecnie ma w Polsce raptem kilku prezydentów, w tym Raciborza.
Czasu na zmianę ordynacji po wygranych wyborach parlamentarnych PiS miałby dużo i jeśli poszedłby w tym kierunku, wówczas ważniejsze będą mocne listy kandydatów do rad (złożone z członków partii i jej sympatyków), a nie to, kto się kazał oglądać na billboardach. W takim układzie rośnie wartość teamu, czyli większości w Radzie Miasta, bo to ona staje się decydentem, a nie wójt, burmistrz czy prezydent, już tylko beneficjent rozdania, a nie jedynowładca jak teraz.
Zmienia to zasadniczo optykę. Kandydat na głowę miasta musi najpierw zdobyć mandat a potem – ubiegając się o urząd – przekonać do swoich zdolności w zarządzaniu, uwzględniać szereg interesów, a nie tylko swój, oraz dawać gwarancję wewnątrzkoalicyjnego kompromisu. Musi też pamiętać, że koalicje w samorządach, w przeciwieństwie do tych na górze, rozpadają się znacznie łatwiej, o czym PiS przekonał się w Sejmiku Śląskim, a czego prezydent Raciborza doświadcza od kilku lat, po tym jak zdecydował się na zerwanie powyborczego układu z radnymi Michała Fity.
Opcja wyborów pośrednich nie byłaby źle przyjęta w raciborskiej PO i u jej sojuszników - Razem dla Raciborza w mieście i Razem dla Ziemi Raciborskiej w powiecie. Wileńska jest zaprawiona w takich bojach.
Pytanie, czy w takim starciu zaprawiona jest raciborska prawica, złożona z członków partii i jej sympatyków, o twardych i bardziej liberalnych poglądach. W tym gronie stawiane są dziś pytania z kim iść pod rękę, by mieć swojego prezydenta i większość w Radzie Miasta, tudzież starostę, zarząd i większość w Radzie Powiatu?
O odpowiedź łatwiej będzie jesienią.
Wyborcy w Raciborzu mogą być zmęczeni trwającymi od lat sporami w ratuszu. A gdzie dwóch się bije, tam - wiadomo - nierzadko trzeci korzysta.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz