Przy baszcie wspomniano tragedię kobiet oskarżonych o czary
Raciborska wieża więzienna, zwana popularnie basztą, była miejscem przetrzymywania w 1667 roku kilkunastu mieszkanek podraciborskich miejscowości, oskarżonych o udział w nocy Walpurgii. Nieszczęśnice spłonęły na stosie przy kościele Matki Bożej.
Opowieści o czarownicach były ostatnim akordem wczorajszej, 18.05., nocy w raciborskim Muzeum. Przypomniano mroczną historię wieży więziennej, gdzie podczas procesu przetrzymano oskarżone. Dramat kobiet - podobnie jak w czasach inkwizycji - trwał kilka tygodni. Egzekucję wykonano 23 września 1667 roku.
– Całkowicie niewinnych prawdopodobnie nie karano – skomentował to wydarzenie ks. Augustyn Weltzel (1817-1897), proboszcz tworkowski, autor Historii miasta Raciborza (1861), który czytał akta procesu przechowywane w raciborskim archiwum. Ostatnie egzekucje przeprowadzono sto lat wcześniej. Szacuje się, że w latach 1450-1750, w Europie i Ameryce Północnej, wykonano ich około 35 tysięcy. W oświeconym XIX wieku – poza ubogim wieśniactwem – już mało kto wierzył w gusła i czary.
Z akt raciborskiego procesu wynika, że doszło do przypalania ciał oskarżanych, a zatem nie złożyły dobrowolnie zeznań i musiały uprzednio ścierpieć lżejsze tortury, np. zgniatanie kciuków czy rozciąganie na ławie i drabinie. Jedna z dręczonych osób pod wpływem bólu zmyśliła tworkowską czarownicę Annę Charenzynę.
Ostatecznie świadectwa przyznania się do winy były „rozmaite”, ale łączyła je noc Walpurgii (Walpurgisnacht), w mitologii germańskiej noc duchów i zmarłych kojarzona z sabatem czarownic na górze Brocken z 30 kwietnia na 1 maja. Pod Raciborzem miało do tego dochodzić w czwartki i soboty na pograniczu Lubomi i Syryni. Więcej w tekście: Naziści, zioła i szatańskie orgie pod Raciborzem
Komentarze (0)
Dodaj komentarz