Zatańcz z berem. Na szczęście
Rok temu troszku nie wyszło. Ostatnia sobota karnawału była mroźna i ponura. Ber chodził po domach, ludzie tańczyli, ale w maju przyszła powódź. W tym roku ber wyszedł na wieś przy pięknej pogodzie. Ma przynieść szczęście i dobre plony. I trzeba w to wierzyć. W ekipie zadebiutował d'Artagnan.
Piotr Morawin, na co dzień przedsiębiorca budowlany, w zeszłym roku miał perukę a la punk, w tym roku ubrał szykowny strój głównego bohatera powieści Dumasa. Grał na akordeonie jako d'Artagnan. W trasę wyruszył już 20. raz. To rekordzista wśród całej grupy mieszkańców Sławikowa i okolic, którzy co roku w ostatnią sobotę karnawału chodzą po domach i zapowiadają wielki post. Do zabawy wciąga syna Dawida. Morawin junior dołącza do grupy popołudniem. Nie da rady spędzić z nimi 10-11 godzin. Tyle trzeba żeby obejść wszystkich, łącznie 130 domów. Z każdym zatańczyć, pogadać i opróżnić kielicha. - Wieczorem jesteśmy już bardzo zmęczeni, ale na zabawę jeszcze przychodzimy - śmieje się Morawin.
Już 17. raz w trasę wyruszył stolarz Rudolf Blana, tradycyjnie z bębnem. Pozostali uczestnicy, to: Krystian Mierzwa (saksofon), Rajmund Marek (policjant), Dariusz Wojnarski (niedźwiedź), Andrzej Kordula (lekarz), Marek Kordula (goryl), Rafał Rzodeczko (baba), Dariusz Dziadźka (strażak), Czesław Szmajda (diabeł) i Andrzej Rzodeczko (śmierć). Śmierć zresztą w tym roku debiutowała w grupie. Kierowcą został Bernard Piecha, weteran berów.
Miejscowi wierzą, że kto przyjmie bera do zagrody, tego bieda nie pobodzie. Gospodynie i ich córy powinny z nim zatańczyć, a gospodarz dać co łaska.
(waw)
Galeria zdjęć poniżej
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany