Procesja ku czci świętego Floriana
Odbywa się zawsze w maju dla upamiętnienia gradobicia, które dotknęło Pogrzebień w 1877 roku. Od kilku lat widać w niej także jeźdźców i bryczki. Wierni, za wstawiennictwem św. Floriana – patrona od pożarów, powodzi i innych klęsk, dziękują tak Bogu za łaski i proszą o dalsze.
W dzisiejszej procesji ku św. Floriana, która przeszła przez Pogrzebień, wzięło udział 46 koni, 7 bryczek. Jeźdźcy pochodzili m.in. z Pogrzebienia, Kornowaca, Żytnej, Krzanowic, Płoni czy Dzimierza. Modlitwę poprowadzili ks. proboszcz parafii św. Bartłomieja w Pogrzebieniu Robert Wróblewski i 90-letnia Łucja Gorywoda. Nie zabrakło oficjeli: starosty Adama Hajduka, byłego wójta gminy Kornowac i obecnego czy też przedstawicieli z Czech. - Ta procesja ma już wymiar międzynarodowy - mówili jej uczestnicy. W jednej z bryczek zasiedli ci, którzy od zawsze uczestniczą w majowej procesji: Andrzej Kura, Konrad Iksal, Kowol Stanisław i Konrad Kuźnik. Zabrakło jedynie Edwarda Dudy, który w tym roku był nieobecny z powodu choroby.
Skąd wziął się zwyczaj? Dokładnie 13 czerwca 1877 roku na Pogrzebień (wieś w gminie Kornowac) i okolice, ponoć aż po Pszów, spadł grad wielkości kurzych jaj, czyniąc wielkie szkody w zasiewach i sadach. Grad zabił nawet zwierzęta w polu i uszkodził zabudowę. Od tego czasu mieszkańcy wsi proszą Boga, by uchronił ich od podobnych klęsk. Biorą udział w procesji dziękczynno-błagalnej. Dawniej gromadzili się w kościele, a potem szli do przydrożnych krzyży. Od kilku lat zbierają się na dziedzińcu przed pałacem Baildonów, mieszczącym teraz klasztor sióstr salezjanek. Od 2002 roku towarzyszą im jeźdźcy na koniach i woźnice z bryczkami.
Procesja rozpoczyna się Litanią do Wszystkich Świętych. Zgodnie z tradycją, wierni najpierw odwiedzają przyozdobiony kwiatami krzyż przy ul. Lipowej, ufundowany przez rodzinę von Baildon, dawnych właścicieli pałacu. Tu odmawiają specjalne, lokalne modlitwy, spisane na pożółkłych już dziś kartkach, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Z Lipowej procesja idzie do krzyża przy ul. Wiejskiej, a potem na łąki Rudawca, gdzie wierni odpoczywają, a idące z nimi dzieci wyjmują z torebek przygotowane wcześniej, ugotowane na twardo jajka. Podrzucają je w górę i łapią. Wygrywa ten, którego jajko stłucze się jako ostatnie. Jajka te symbolizują grad z 1877 roku. Dziewczynki zbierają później na łące kwiaty, z których ich matki i babcie plotą wieniec na krzyż procesyjny. Z Rudawca procesja zmierza do krzyża przy ul. Lubomskiej, postawionego z fundacji wszystkich mieszkańców Pogrzebienia, a następnie do kapliczki św. Błażeja za klasztorem. Na koniec wierni przechodzą do krzyża upamiętniającego gradobicie z 1877 roku.
W tym roku ze względu na pogodę trasa procesji została nieco skrócona. Jej uczestnicy nie szli łąkami, bo ziemia po wczorajszych opadach była zbyt mokra, by mogły tamtędy przejechać bryczki. Jaja rzucane były, ale na sam koniec, na terenie za Oratorium Młodzieżowym w Pogrzebieniu. - Jako mała dziewczynka uczestniczyłam w tych procesjach, teraz zabieram swoje wnuczki - przyznaje Elżbieta Gensty, której towarzyszyły dzisiaj wnuczki Emilia Nowak, Maria i Anna Machowskie oraz Anna Zając. - Gdyby była lepsza pogoda, byłybyśmy ubrane w śląskie stroje - przyznają mieszkanki Pogrzebienia.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany