Niezwykłe sto lat Marii Kusy

Maria Kusy z Borucina będzie obchodziła wkrótce setne urodziny. 15 marca do jubilatki przyjedzie cała jej rodzina: piątka dzieci, 22 wnuków, 44 prawnuków i 30 praprawnuków – ponad 100 gości. Jaka jest jej recepta na długowieczność? – To zależy wszystko od Pana Boga, mam szczęście, że tyle dożyłam.
Maria Kusy urodziła się w Borucinie 15 marca 1912 roku. Wieś wtedy tętniła życiem. – Wszystko tu powstało dzięki hrabiemu Lichnowskiemu, który pochodził z Krzyżanowic. To był bogaty człowiek. Rozmawiał z ludźmi i pomagał im, woził węgiel. Miał piękne, rasowe konie. Teraz jest tu inaczej – pozostali sami renciści. Młodzi pożenili się i wyjechali z Borucina – wspomina Maria i jej córka Łucja Sala.
Wojenna zawierucha w 1939 roku zmusiła rodzinę Kusy do emigracji, a męża p. Marii do walki na froncie. – Kiedy rozpoczęła się wojna musieliśmy migrować. Szliśmy pieszo z całą rodziną przez Czechy, Austrię, aż do Niemiec. Kiedy słyszeliśmy, że wojska zbliżają się do nas, to uciekaliśmy nawet w nocy. Wróciliśmy do Borucina w 1945. Mąż pozostał na wojnie – opowiada jubilatka. Ostatni raz widziała go w Sieradzu, potem ślad po nim zaginął. Mimo starań, nie otrzymała nigdy wiadomości co się z nim stało.
Czasy po wojnie też nie były łatwe. Front rosyjski spustoszył dorodne wcześniej krainy. - Trzeba było wszystko zacząć od nowa, jeździliśmy do sklepów w Raciborzu. Potem nie mieliśmy czasu jeździć do miasta. Powstał PGR i każdy z nas, jeżeli chciał tu mieszkać, musiał pracować. Zostałam ja i moja siostra, reszta powyjeżdżała za pracą – powiedziała nam córka p. Marii. Ich matka pracowała przy koniach i krowach, dbała o zdrowie źrebaków.
Życie w PRL-u dosyć często ocierało się o granice absurdu. Niektórych spraw po prostu nie dało się za nic załatwić. – Chciałam kiedyś wysłać list na poczcie, a pani w okienku do mnie: ten list do Niemiec nie dojdzie. Przed moimi oczami wyrzuciła go do kosza i tak za każdym razem, bez powodu – opowiadała wyraźnie zdenerwowana Maria Kusy.
Stulatka nie pamięta dokładnie Raciborza. Ostatni raz była tutaj 8 lat temu. Cztery lata temu przejechała przez miasto samochodem, ale nie wychodziła na zewnątrz. – Nie mam tam nikogo, chyba bym teraz nie poznała Raciborza – przyznaje. - Matka miała piątkę dzieci do wychowania, chłop na wojnie, po wojnie nic nie było – dlatego Racibórz nie był tak ważny – wyjaśnia córka.
Jaki jest sposób Marii Kusy na długowieczność? - To Pan Bóg dał mi zdrowie i siły. Kto Boga nie puści tego i Bóg nie opuści – przypomina stare przysłowie. - Pić nie pije, kurzyć nie kurzy i nie je ciężkostrawnych potraw – śmieje się Łucja. Do urodzin pozostało jeszcze kilka tygodni. Niestety, wiele starych zdjęć uległo zniszczeniu – poniżej prezentujemy te, które zachowały się do dzisiaj.
BaFu
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany