Prezydent się wkurzył. Radni wyszli z sesji
- Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę trudno jest mi już wytrzymać! Państwo zgłaszają takie drobne rzeczy, ja to piszę, ręka już mi wysiada. To się robi między sesjami! Zgłasza się na bieżąco, dzwoni, a nie czeka cały miesiąc na sesję. Czy to konkurencja, kto więcej zgłosi interpelacji? - mówił Lenk. - To dlaczego tu jesteśmy? - odparł poirytowany radny Sokolik, a jego kolega z ławy, radny Franciszek Mandrysz, dodał, że może lepiej zamienić forum rady w sejm niemy, skoro prezydentowi nie podoba się tak duża liczba interpelacji. Na odpowiedzi nie czekali. Wyszli z sesji, podobnie jak reszta rajców opozycji. Zostali radni koalicyjni, którzy przeczekali pół godziny, aż prezydent przygotuje odpowiedzi.
Kwestia płotu koło dawnej komendy Policji, dziury w drodze do przedszkola czy zgłoszenie problemu konieczności wycięcia dwóch topól wyczerpała na tyle cierpliwość prezydenta, że w dość ostrych słowach wyjaśnił radnym, że należy ważyć problemy - błahostki załatwiać pomiędzy sesjami, rzeczy ważne - przedstawiać pod dyskusję - radził. W ciągu dwóch sesji Rady Miasta radni złożyli więcej interpelacji, niż w roku poprzedniej kadencji. - Radny pracuje cały miesiąc, a nie czeka od sesji do sesji, by zabłysnąć przed fleszami dziennikarzy - podsumował Mirosław Lenk. Po ostatniej sesji Rady Miasta na odpowiedź czekało 170 interpelacji. Na wszystkie trzeba odpisać - zaangażować sztab ludzi, którzy sprawdzą dokładnie każdą informację, zredagują odpowiedź, przedłożą do sprawdzenia, prezydent podpisze. To zajmuje czas urzędnikom, którzy mają co robić i bez tego. Prezydent nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania, nie zawsze wie, czy dany fragment miasta należy akurat do zasobów gminy, powiatu czy Skarbu Państwa. Nie wie też wszystkiego o działalności podległych sobie struktur w sprawach pojedynczych mieszkańców.
Tomasz Hetman
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany