Raciborskie warzywa są zdrowe i uprawiane od pokoleń [WIDEO]
Paweł Koch z Raciborza Płoni razem z żoną gospodaruje na 20 hektarach. Poza pszenicą, rzepakiem, kukurydzą i burakami pastewnymi uprawia warzywa. Przekonuje, że to, co raciborskie jest zdrowe, a każdy klient może zapukać do ich drzwi. Zobaczcie materiał RTK.
Na początek trochę historii. W XIX wieku do mieszkańców podraciborskich wsi, szczególnie ze Starej Wsi, Proszowca i Miedoni, przylgnęło miano szałociorze. W tymże stuleciu rozpoczął się bowiem triumfalny pochód raciborskich warzyw na śląskie stoły. Co więcej, raciborskie „gemizy”, jak nazywano warzywa, wożono nawet do Berlina. Co bardziej przedsiębiorczy gospodarze wsiadali w jadący przez Racibórz i Wrocław „sznelcug”, czyli ekspres z Wiednia do Berlina, i handlowali swoimi towarami w stolicy Niemiec. Dziś nadal trafiają na rynek - do jednego z marketów, do hurtowni, ale także bezpośrednio do indywidualnych odbiorców. - Każdy może zapukać do naszych drzwi - zapewnia Paweł Koch (Płonia, Śliska 2).
W 1914 roku z Raciborza ekspediowano tygodniowo aż pięćdziesiąt wagonów warzyw. Po 1921 roku, czyli po podziale Śląska między Polskę a Niemcy, eksport znacznie się skurczył. Raciborzanie stracili chłonne dotąd rynki zbytu w górniczo-hutniczej aglomeracji górnośląskiej. Dotąd żywili większość „hajerów” i hutników. Po plebiscycie tygodniowo doliczano się już tylko dwudziestu wagonów towaru.
W pierwszej dekadzie po I wojnie światowej produkcja warzywnicza w Raciborzu i okolicach sięgała przeciętnie sto pięćdziesiąt kwintali z morga. Skupiona była w rękach ponad czterystu właścicieli gospodarstw i działek o łącznej powierzchni ponad tysiąca morgów. Ponad połowę produkcji kierowano do uprzemysłowionych miast Górnego Śląska. Raciborskie dostawy zaspokajały blisko czterdzieści procent potrzeb.
Czytaj: Dzieje raciborskich ogrodów
W 1925 roku w Raciborzu powstało Górnośląskie Towarzystwo Ogrodników, które skupiło ponad dwustu dwudziestu producentów i trzydziestu czterech handlarzy. Stawiało sobie za cel ułatwienia w transporcie warzyw do Polski. W tym czasie były to już bowiem dostawy na obcy obszar celny. Polacy zaczęli wymagać świadectw pochodzenia. Władze województwa śląskiego nieprzychylnie patrzyły na raciborskie warzywa. Twierdziły, że skoro w plebiscycie raciborzanie w większości opowiedzieli się za Niemcami, to określili w ten sposób swoje rynki zbytu.
W 1928 roku zawiązała się w Raciborzu Spółdzielnia Ogrodnik. Przystąpiła do Związku Spółdzielni Śląskich, filialnej organizacji Związku Polaków w Niemczech. Jej członkowie liczyli, że dzięki temu zyskają przychylność na polskim Górnym Śląsku. Ogrodnik zasłynął zresztą z wyręczania eksporterów w załatwianiu skomplikowanych formalności celnych. Już w momencie powstania zarząd awizował spółdzielnię przy polskim konsulacie w Bytomiu, za pośrednictwem którego nawiązano kontakt z Wydziałem Przemysłu i Handlu Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach oraz Dyrekcją Ceł w Mysłowicach. Współpraca układała się znakomicie. W 1933 roku Polacy zażądali jednak świadectw fitopatologicznych z uprawnionej stacji badania roślin. Pojawiające się kolejne komplikacje sprawiły, że w tymże roku import warzyw ze Śląska Opolskiego, w tym z Raciborszczyzny, do II RP zmniejszył się w stosunku do 1930 roku o połowę. Rozwijały się konkurencyjne dla raciborzan uprawy warzyw w okolicach Pszczyny i Gierałtowic. Skutkowało to słabymi rezultatami finansowymi Ogrodnika. W 1936 roku balansująca na krawędzi upadku spółdzielnia ostatecznie zaprzestała swojej działalności. Bezpośrednim powodem była blokada eksportu warzyw na teren województwa śląskiego.
Polskie oblicze Ogrodnika nie spotkało się z przychylnym przyjęciem ze strony władz niemieckich. Miał też konkurenta – raciborską filię spółdzielni ogrodniczej w Opolu, wchodzącą w skład tamtejszego Związku Górnośląskich Spółdzielni. W 1929 roku na miejsce filii utworzono w Raciborzu spółkę Górnośląskie Warzywnictwo. Udziały objął magistrat, Górnośląskie Towarzystwo Ziemskie oraz opolska Izba Rolnicza. Firma zajęła się organizowaniem zbytu raciborskich warzyw i owoców na terenach Niemiec, korzystając z pomocy władz państwowych.
Mieszkańcy podraciborskich wsi żyją z upraw warzyw do dziś. W 1945 roku była to najszybciej odbudowująca się gałąź przedwojennej gospodarki. Już wiosną ludzie wychodzili w pole, by siać. Kiedy od 1946 roku zaczęła regularnie kursować kolej, warzywa z Raciborza znów na stałe pojawiły się na targach w Rybniku i Rydułtowach. Wcześniej wożono je tu samochodami. Nie dla wszystkich był to dostępny środek transportu. Kolej sprawiła zaś, że w drogę mogły się wybrać kobiety z koszami pełnymi towaru. Rzecz jasna nie brakowało ich w samym Raciborzu. Tradycyjnym miejscem handlu było i jest targowisko przy kościele Św. Jakuba, nazywające się formalnie Placem Zielonym. Wciąż można tu spotkać raciborskich szałociorzy.
Na zdjęciu z czasów PRL-u raciborska szałociorka Genowefa Kachel, fot. Der Ratiborer
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany