Dzikie wysypiska to narastający problem

Czy mieszkańcy wyrzucający śmieci na dzikie wysypiska ponoszą jakąś odpowiedzialność? - pytała na ostatniej komisji finansów radna Małgorzata Lenart (PiS). Straż miejska prowadzi postępowanie, ale z miernym skutkiem - usłyszała w odpowiedzi. Za flejtuchów płacą więc podatnicy.
W tym roku, od 29 marca do 31 kwietnia, straż miejska prowadziła na terenie całego miasta akcję pod hasłem dzikie wysypiska. – Sprawdzaliśmy głównie te rejony, w których od lat ludzie wyrzucają odpady – powiedział nam pełniący obowiązki komendanta straży miejskiej, Wiesław Buczyński. W tym roku zlikwidowano 13 takich miejsc, m.in. w Markowicach i Ocicach. – Jest ich mniej niż w latach wcześniejszych, ale nadal to problem – stwierdził na ostatniej komisji budżetu prezydent Mirosław Lenk. Na ich likwidację miasto corocznie przeznacza 10 tys. zł. – W ubiegłym roku wydaliśmy niecałe 6 tys. zł – dodał.
– Czy udaje się namierzyć sprawców? – zapytała na komisji radna Małgorzata Lenart. Usłyszała, że strażnicy miejscy prowadzą co prawda dochodzenie, ale złapanie osoby wysypującej nielegalnie odpady graniczy z cudem. – Czasem mieszkańcy wskazują. Czasem po śmieciach można dojść do sprawcy. Ale naprawdę jest ciężko – podkreślił prezydent. – Może gdyby straż miejska skontrolowała osiedla, na których niedawno pobudowali się nowi właściciele, wysypisk byłoby mniej. Tam, przy co drugim domu nie ma kontenera na śmieci, a gdzieś przecież trzeba odpady wyrzucać – zauważył Henryk Mainusz.
Prezydent stwierdził, że najlepszym strażnikiem są pracownicy Przedsiębiorstwa Komunalnego, którzy wypróżniają kontenery. – Oni jak widzą, że przy którymś z domów nie ma śmietnika, zaraz zgłaszają – zapewnił Lenk. – Do mnie też dotarły informacje, że firma wywożąca śmieci na jednej z dzielnic nie pozostawia worków na odpady do segregacji. Należy wziąć to pod uwagę – zaproponowała Lenart.
(k)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany