Czy raciborski dworzec to wszystko pomieści? Lawina pomysłów z Batorego
Pochodzący z kolejarskiej rodziny radny Piotr Klima dołączył do grona lokalnych polityków snujących plany wobec dworca. Decydenci nie omijają żadnej okazji, by ogrzać się w blasku kolejowej inwestycji.
Podtopiony w 1997 r. dworzec w Raciborzu latami czekał na decyzję o remoncie bądź przebudowie. Modernistyczna konstrukcja z 1979 r. zastąpiła historyczny budynek z poł. XIX w., wpisując się w brutalizm architektoniczny powojennego Raciborza. Spalone przez Rosjan miasto odbudowywano szybko, ale bez ładu i składu, w socrealistycznej manierze, choć potrafiono sięgać do historycznych kształtów (zachodnia pierzeja Rynku, Długa). Gdyby ponad 40 lat temu ostudzono ówczesny zapał architektów i urbanistów, postawiono na odbudowę starego dworca, moglibyśmy się dziś cieszyć odrestaurowanym historycznym obiektem, jak na przykład we Wrocławiu.
Czytaj: Paweł Newerla, Dworce kolejowe Raciborza
Stało się inaczej. Piękna kolejowa karta historii miasta przeszła do historii. Kolejni popowodziowi prezydenci zabiegali o remont PRL-owskiego klocka, uwiecznione w filmie Rojst. Pojawiały się śmiałe architektoniczne wizje, łącznie z kładką prowadzącą od peronów wprost na Mickiewicza. Czasy Jana Osuchowskiego (2002-2006) a potem Mirosława Lenka (2006-2018) wypełniła nawet dyskusja o przejęciu dworca przez miasto. Sprawa była już daleko posunięta, ale NIE dla komunalizacji nieruchomości powiedziała ekipa skupiona wokół Tadeusza Wojnara. Jak wskazywano, to PKP a nie miasto powinno wyłożyć miliony.
Ratusz jednak nie odżegnał się od dworca, deklarując wynajęcie części powierzchni - odnowionej bądź nowej kolejowej budowli – na komendę straży miejskiej. Potem dochodziły inne pomysły, w tym na centrum informacji turystycznej.
Schyłek rządów M. Lenka, a konkretnie 2016 r., to czas, kiedy osiągnięto architektoniczny kompromis na finał dyskusji, do której zaproszono także architektów. Wydawało się, że trzeba tylko decyzji w Warszawie o finansowaniu zadania i trwająca od 1997 r. epopeja będzie miała szczęśliwy finał.
Na początku tej kadencji samorządu PKP obwieściło, że przebuduje raciborski dworzec. Dobra z pozoru wiadomość nie wprawiła nikogo w zachwyt, bo okazało się, że zamiast PRL-owskiej budowli z 1979 r. ma stanąć mały dworzec systemowy. Wspominano o nim już w 2015 r., a teraz, wbrew wszelkim dotychczasowym ustaleniom z władzami miasta, koncepcję zamierzano wcielić w życie.
Sprawami dworca przy Batorego zajmował się wtedy wiceprezydent Michał Fita, ówczesny koalicjant Dariusza Polowego z II tury wyborów. Razem z wiceministrem Michałem Wosiem interweniowali w PKP, by wstrzymać plany. Z punktu widzenia Warszawy temat dworca byłby rozwiązany, ale w Raciborzu widok małego budynku przy peronach zamiast radości wzbudziłby oczywistą konsternacje. Działania okazały się skuteczne, a po odwołaniu Fity sprawy wziął pod swoje skrzydła prezydent Dariusz Polowy. Miasto zapewniło PKP, że wynajmie powierzchnie, jeśli ta zdecyduje się na wzniesienie większej konstrukcji.
Ostatecznie stanęło, że następca obecnego dworca o powierzchni 2233 m kw. będzie miał 1600 m kw. To blisko 30 proc. mniej. Więcej jednak w Raciborzu nie trzeba. Miasto się wyludnia, w ciągu trzech ostatnich dekad liczba połączeń kolejowych spadła, a i zapotrzebowanie na powierzchnie komercyjne nie jest takie, jak by się mogło wydawać. Bilety kupujemy on-line, a wiadomości czytamy w Internecie. Kasy i kioski przechodzą powoli do historii.
Problem dotyczył właściwie wyglądu bryły, tak by estetycznie domykała od wschodu układ urbanistyczny śródmieścia. Czy się podoba? Rzecz gustu. Architekci, którzy konsultowali pomysły w czasach Lenka, dziś nie chcą się wypowiadać.
Budowa nowego, choć mniejszego dworca to historyczne wydarzenie. Nic więc dziwnego, że przy blasku centralnej, wartej 30 mln zł inwestycji chcą się ogrzać lokalni decydenci. Prezydent Polowy wizytuje teren inwestycji i kontenerowy dworzec tymczasowy, wcześniej asystując przedstawicielom PKP przy przekazaniu placu budowy, a potem rozwieszając bilbordy i plakaty ze swoim wizerunkiem na tle wizualizacji nowej konstrukcji, co spotkało się z dezaprobatą opozycji w Radzie Miasta. Wiceprezydent Dawid Wacławczyk wspólnie z lokalnym przedsiębiorcą, jak zapewnia ten drugi, snuje plany adaptacji części nowego dworca na urban lab. To Laboratorium Rozwoju Społecznego mające ożywić raciborski biznes.
Najdalej jednak poszedł na ostatniej sesji opozycyjny radny Piotr Klima, wcześniej koalicjant Polowego. Na długiej liście funkcji, jakie ma spełniać dworzec, znalazły się: schron, punkt medyczny potrzebny w razie udarów i na szczepienia, makieta z ruchem pociągów "dla dużych chłopaków", kącik muzealny i przechowalnia bagażu. Klima dodał, że dworzec musi mieć swoją nazwę, a na otwarcie należy zaprosić przedstawicieli państw, do których można było dojechać w złotych czasach raciborskiej kolei. A był to nie tylko Berlin, ale i Stambuł (Konstantynopol) w Turcji.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz