Ostatnie podrygi populizmu
Felieton z tygodnika Nasz Racibórz. – To są nasze ostatnie podrygi, dlatego zróbmy coś dobrego, bo za chwilę przyjdą nowi i powiedzą, że nic nie zrobiliśmy – troskał się na sierpniowej komisji oświat radny Piotr Klima. Słusznie zdiagnozował chorobę. Niestety, wypisał złą receptę.
Trudno bowiem zakładać, że raciborzanie oczekują od wiceprzewodniczącego Rady Miasta (którego opłacają miesięcznie ze swoich podatków kwotą 1650 zł) szukania patronów dla miejskich skwerów (piszemy o tym obok) i to takich, którzy u jednych wzbudzą aplauz, u innych zniechęcenie (nie sprzeciw!).
Nie można przejść obojętnie wobec tragedii Sybiraków, ale jednocześnie należy pochylić się nad wielonarodowym dziedzictwem ziemi raciborskiej albo przynajmniej sięgnąć do nie budzących kontrowersji czasów świetności Raciborza, czyli w końcu przypomnieć księcia Mieszka I, twórcę księstwa raciborskiego, znakomitego gospodarza i zręcznego polityka, który jako jedyny włodarz z naszej ziemi sięgnął po władzę nad całą Polską (mija akurat równe 800 lat od tego faktu). Mieszko I nie ma w Raciborzu ulicy, skweru, pomnika. A szkoda.
Zostawmy jednak nazwy. Radny Klima, i tu trzeba pochylić przed nim głowę, wyraził słuszną troskę o dokonania rajców piątej kadencji (2006-2010). Warto jednak zauważyć, że uczynił to na jej finiszu a więc przed wyborami, nie szczędząc przy okazji szczerej samokrytyki, o czym świadczy chociażby słowo „podrygi”.
Słowo podrygi doskonale zresztą pasuje do świętującego w tym roku swoje 20-lecie raciborskiego samorządu. Któż bowiem jest w stanie przypisać do którejś z pięciu minionych kadencji jakiś głębszy, sprytny plan na uczynienie z miasta prężnego ośrodka biznesu, handlu, sportu, kultury, turystyki czy choćby rozrywki? Ja nie potrafię, choć sprawom samorządu przyglądam się dokładnie od 1996 r., opuszczając od tego czasu raptem jedną sesję.
Mogę za to bez problemu wskazać liczne grono inicjatorów budowy pomników, zmiany nazw ulic i skwerów, pomysłodawców szeregu społecznych inicjatyw, policzonych, niestety, na poklask, spełnienie osobistych ambicji, nierzadko dbałość o własny krąg wyborczy.
Nie można mieć żalu do rządzących tym miastem, bo przecież nikomu nie można zabronić parcia do władzy. W demokracji każdemu wolno wybierać i być wybieranym. Można jednak stawiać zacnym włodarzom i chętnym do rządzenia twarde warunki gry, choćby po to, by zwieńczeniem kolejnych kadencji nie były zmiany w nazewnictwie na mapie miasta. W końcu bowiem wolnych skwerów i ulic zabraknie.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany