Raciborskie piekiełko, czyli cyrk wyborczy
Raciborska polityka zamienia się w żałosną groteskę, a dyskusje w jałowe pyskówki. Zamiast debaty o programach i rozwiązaniach dla Raciborza, mamy teraz obwoźny cyrk po dzielnicach. Aż się boje pomyśleć, co jeszcze zafundują nam osoby prące do władzy, byleby uniknąć rozmowy o konkretach.
Nie mogę sobie odpowiedzieć na pytanie, po co Mirosławowi Lenkowi przedwyborczy objazd po dzielnicach, skoro na spotkania przychodzi garstka osób, film z osiągnięć kadencji każdy może sobie obejrzeć w internecie, a szereg spraw było ileś tam razy poruszanych w mediach. Kiepska frekwencja nie jest przecież odkryciem tej kampanii. To doświadczenie zeszłorocznych objazdów.
Lenk to wciąż urzędujący prezydent i ze stanowiskiem tym, niezależnie kto je piastuje, powinien się wiązać społeczny SZACUNEK I ZAUFANIE. Po co więc Lenk szacunkiem dla władzy tak bardzo ryzykuje, wystawiając się na - co tu kryć - znane z góry pytania opozycji, np. o film i nerkę? Poza pyskówką, irytacją Lenka, radochą opozycji i grupy internetowych komentatorów, nic z tego nie wynika. Wiadomo przecież, że opozycja wychłoszcze prezydenta za film, bo takie jej prawo, a nawet obowiązek. Radna, która nie znosi nerki, po iluś tam spotkaniach i tak jej przecież nie polubi, a swoje wątpliwości nadal będzie powtarzać gdzie popadnie.
A skoro było już wiadomo, że w podróż za Lenkiem udają się przede wszystkim opozycjoniści, a nie mieszkańcy dzielnic, to dlaczego u boku prezydenta nie ma kandydatów na radnych z jego list - RS 2000, PO czy KWW M. Lenka? Czy rządząca w Polsce Platforma Obywatelska może sobie pozwolić, by jej kandydat stawał do sporów z opozycją sam jak palec, na dużej sali gimnastycznej?
Mirosław Lenk sporo zrobił, ale też - nie czarujmy się - jak każdy popełnił błędy. Jako wyborca oczekiwałbym od niego opartego na faktach rozrachunku z tą kadencją, wskazania na sukcesy i porażki. I tyle. Nic więcej. Trzeba się poddać osądowi i z godnością czekać na wynik wyborów. Ludzie są dobrymi obserwatorami i sami potrafią ocenić to, co się w tym mieście przez ostatnie 4 lata wydarzyło.
Wielu moich znajomych, proszę mi wierzyć, ma głęboko gdzieś wszelkie pyskówki, które prezydent sprowokował swoim tournee. Ich efektem nie jest więc wzrost zainteresowania samorządem, ale, niestety, wzrost zażenowania raciborskim piekiełkiem, w którym każdy może drzeć łacha z głowy miasta. Nie wróży to najlepiej kolejnemu prezydentowi, ktokolwiek nim będzie.
Niedobrze, że kandydat na prezydenta tego nie dostrzega i nie stara się tego zmienić, a publiczne, alergiczne reakcje na opozycję są najzwyczajniej małostkowe.
Robert Myśliwy od wiosny obiecuje ujawnienie programu wyborczego. - Nie będziemy czekać do jesieni - przekonywał w wywiadzie. Jesień w pełni, a o programie Myśliwego nic nie słychać. Każdy chętny może za to napisać do Myśliwego list na adres e-mail. - Robert na pewno odpowie - zapewnia szef jego sztabu Dawid Wacławczyk. Świetnie.
Prawdę mówiąc, dziwię się, że ludzie Lenka i Wojnara, jak jeden mąż, nie kierują teraz do Myśliwego setek maili z pytaniami, do bólu konkretnymi. Niech się Myśliwy męczy z pisaniem, ale może w końcu uda się czegokolwiek dowiedzieć, w tym z jakimi pomysłami idzie do Rady Miasta, jakie ma życiowe sukcesy i doświadczenie. Takie mailowanie na pewno będzie medialnie pocieszne. Ma przecież Robert kilka słabych punktów. Wystarczy zagadnąć i rozesłać odpowiedzi do redakcji. Na pewno umieszczą. Będą łachy w komentarzach. Na 100 proc.
Nie o pocieszność jednak tak naprawdę tu chodzi, ale o program na kolejne 4 lata dla Raciborza. Lubię i mam szacunek do Dawida, bo w całym NaM-ie to chyba jedyna osoba, której nie bałbym się powierzyć organizacji czegokolwiek, ale spójrzmy na fakty. W ciągu kadencji Robert częściej rozmawiał na sesjach z wujkiem Krzyśkiem* niż z prezydentem. Jego aktywność, a w zasadzie jej brak, pomińmy milczeniem, inicjatywy - jak poprzednio - również.
Ale nie można zbyć milczeniem faktu, że miał cztery lata, by na każdej sesji, na konkretnych przykładach pokazywać, co Lenk robi źle, a co można byłoby zrobić inaczej. Co więcej, od wiosny można było robić to samo w ramach konferencji prasowych, a nie przydługawych felietonów. A skoro Lenk jeździ chwalić się po dzielnicach, to może lepiej w odpowiedzi zorganizować teraz kilka spotkań z mediami, ujawnić założenia programowe, pokazać ludzi, powiedzieć, kto ma szanse na wiceprezydentury u Myśliwego itd. O ile bardziej wiarygodniej wyglądałoby to w oczach wyborców niż sudolski i studzieński performance z Kusym, Lenart, Klimą i Frączkiem u boku.
I znów nie zdziwię się Lenkowi, jeśli na spotkaniu w Ocicach, w podziękowaniu za wejściówkę do aquaparku, wręczy Dawidowi bilet na kolejny rybnicki kabaretowy Ryjek, tak dla wyluzowania, bo jak sądzę za sprawą NaM-u na Ocicach znów będzie przaśnie i wesoło. W pomysłowość Dawida, bez kadzenia, również wierzę. Lenk, niestety, jako człowiek starszy, taki wyluzowany i dowcipny nie jest, ale kto wie, może raz się wysili.
I jeszcze w kwestii Studziennej. Po co mówić, że Robert Myśliwy przyjechał tu, by się dowiedzieć czegokolwiek o problemach dzielnicy? Czyżby po to, by dać ludziom sygnał, iż chcąc być prezydentem miasta o jego dzielnicach nie ma zielonego pojęcia? Jeśli taka była intencja, to gratuluję sprytu.
Tomasz Kusy, szef powiatowego PiS-u w Raciborzu, kandydat na prezydenta, zamiast pędzić za Lenkiem do Studziennej, by wyjaśnić jakieś tam wątpliwości związane z Romanem Wałachem, mógłby zorganizować konferencję prasową i wyjaśnić jak to się stało, że druga partia w Polsce wygląda w naszym powiecie jak podziurawiona łajba. PiS desygnował do Rady Miasta raptem siedem osób (nie był więc w stanie sam wystawić list!), a wszyscy radni powiatowi tej partii, poza ojcem Tomasza, zwiali do innych ugrupowań.
Można nie lubieć PiS-u, ale nie można nie dostrzegać korzyści, jakie mogą wyniknąć z obecności silnej, opozycyjnej partii w Radzie Miasta i Radzie Powiatu! Wiedzą to na pewno władze partii i być może zechcą w końcu ocenić jej kondycję w powiecie raciborskim.
Nie można też unikać fundamentalnego pytania, w jaki sposób kandydat PiS-u chce wzmocnić Racibórz, skoro przez ostatnie cztery lata tak skutecznie osłabił własne ugrupowanie. PiS zamiast integrować wokół siebie lokalną prawicę, musi się wiązać w Raciborzu z liczniejszym (!) sztabem Ryszarda Frączka, rezygnując w wyborach z własnej nazwy i logo! Dlaczego zdeklarowana narodowa prawica, jak chociażby Dobro Ojczyzny, integruje znacznie większe grono zwolenników wokół Porozumienia Samorządów, a PiS ratuje się wystawiając do wyborów radną z synem czy ojca z synem i synową?
Wypada też wspomnieć o Piotrze Klimie, społeczniku, rektorze Uniwersytetu III Wieku i organizatorze wszelakich konferencji, który również pofatygował się do Studziennej, chyba bardziej z ciekawości. Pan Piotr nie poruszył tam tematów merytorcznych, ale za to skrytykował nagłośnienie i oświetlenia sali LKS-u. Braku kontaktów z wyborcami Klimie zarzucić nie można. Na naszym portalu chętnie udziela się w komentarzach i zaprasza do zadawania pytań i rozmów.
Szanowni kandydaci i ich sympatycy. Czy naprawdę nie można prowadzić w Raciborzu kampanii z prawdziwego, merytorycznego zdarzenia? Wbrew lansowanym tezom, to wciąż blisko 55 tysięczne miasto, z którego robicie teraz wieś.
Grzegorz Wawoczny
* Krzysztof Myśliwy, krewny Roberta, radny miejski koalicji rządzącej, obaj panowie siedzieli koło siebie na sesjach
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany