Belferskie lobby

Kształtowanie pensji pracowników szpitala według jakości ich pracy i kwalifikacji nie budzi żadnych wątpliwości radnych powiatowych, ale już w przypadku wynagrodzeń nauczycieli słychać tylko donośny głos, by podwyżki były jak największe i dla wszystkich po równo. Dlaczego? Bo belfrzy mają w Starostwie silne lobby, a protestująca kadra lecznicy już nie.
Moją tezę obrazują wydarzenia z wczorajszej sesji Rady Powiatu. Szpitalne związki, poza lekarskimi, chcą, by ich pensje były wyższe, a ich pracę wynagradzać podwyżkami niemniej suto, jak medyków. Dyrektor lecznicy stwierdził, że wie ile może dać, ludzi nie oszukuje, a lansowany przez niego model wynagradzania ma uwzględniać jakość pracy i premiować tych, którzy podnoszą swoje kwalifikacje. – Nie będę płacił wszystkim po równo – oświadczył Ryszard Rudnik, radni powiatowi przyjęli to ze zrozumieniem, a przewodniczący Rady Norbert Mika pokusił się nawet o puentę, że w szpitalu sytuacja nie wygląda do końca tak, jak to przedstawiają związkowcy.
Chwilę wcześniej ten sam przewodniczący, wspierany przez szefa komisji oświaty Piotra Olendra, alarmował, że planowana przez rząd reforma oświaty może doprowadzić do zwolnień w szkołach i należy przeciwko temu zaprotestować, a w przyszłym roku podnieść ile się da nauczycielskie dodatki, na które ma jeszcze wpływ Rada Powiatu, bo potem tego wpływu może już nie mieć. Przyjęty na sesji nowy regulamin wynagradzania belfrów spowoduje wzrost przyszłorocznych wydatków powiatu na ich pensje o 180 tys. zł.
Powiem przekornie: nie uważam, że postępowanie przewodniczącego Rady i szefa komisji oświaty jest naganne. Wręcz przeciwnie. Widać, że lobby nauczycielskie działa sprawnie, ma przemożny wpływ na decyzje w Starostwie i całe grono pedagogiczne szkół ponadgimnazjalnych może być z tego dumne. Tak to już jest, że w wielu samorządach nauczyciele to liczące się grono decydentów, a ich koledzy to spora grupa wyborców, z którą politycy na szczeblu lokalnym obchodzą się jak z jajkiem. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz – mówi stare porzekadło i nauczycielska brać wzięła sobie to do serca. Głosy mają ci, którzy gwarantują zachowanie ich status quo.
Rodzi się jednak pytanie, czy rządowe pomysły na reformę szkół należy potępiać w czambuł, dostrzegając w nich jedynie ryzyko redukcji zatrudnienia w szkołach, co i tak wymusi niż demograficzny. Miałem okazję czytać kilka wywiadów z ministrem edukacji i wynika z nich, że obecna ekipa spod szyldu PO chciałaby między innymi, aby przy katedrach w klasach zostali najlepsi, najlepiej wykształceni, z największymi sukcesami w podnoszeniu poziomu wiedzy polskiej latorośli. Tego przez ostatnie lata nie dokonał nikt. W szkołach mamy więc belfrów bardzo dobrych i dobrych, a obok słabych i miernych. Wszyscy zarabiają po równo! Czy się ktoś stara bardziej lub mniej! Pytam więc: jeśli rządowe pomysły mogą to zmienić, to dlaczego radni powiatowi mają je potępiać? Czy odsianie słabych pedagogów i tych mających już uprawnienia emerytalne, zajmujących miejsca młodym, przyniesie szkody?
I wracam teraz do pracowników szpitala. Postępowanie dyrektora Rudnika oczekującego od swojej kadry podnoszenia kwalifikacji, od czego uzależnić chce pensje, jest zrozumiałe, bo płacenie wszystkim po równo nie oznacza przecież sprawiedliwie (słowa samego przewodniczącego z wczorajszej sesji). Równie zrozumiałe byłoby dla mnie stanowisko Rady Powiatu, gdyby zadała sobie fundamentalne pytanie, czy rządowa reforma wymusi to samo na kadrze szkół, a samorządowi da większe możliwości premiowania wybitnych? Bo jeśli chodzi tylko o to, by w oświacie pielęgnować stan, w którym niezależnie od jakości kształcenia podnosić wszystkim po równo i ile się da (nikt nie wspomina głośno, że kosztem inwestycji), to moim zdaniem pracownicy szpitala powinni jak najszybciej zaprotestować nie tylko przeciwko swojemu szefowi, ale również radnym powiatu, którzy publicznie stosują dwie różne miarki, zależnie do tego, kto i jaką ma siłę przebicia.
Grzegorz Wawoczny
PS. Na 23 radnych powiatu, ośmiu to pedagodzy (ponad 1/3 składu). Nauczycielami są przewodniczący Rady i jego dwóch zastępców, czyli całe prezydium władzy uchwałodawczej. Żadna inna grupa nie ma tak silnej reprezentacji.
O konflikcie dyrektora z pracownikami czytaj: http://www.naszraciborz.pl/aktualnosci/art/3/1476.html
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany