Czego w tym mieście mamy za dużo?
- To jest nasz wspólny problem - przekonywał wczoraj radnych prezydent Mirosław Lenk, komentując kłopoty miasta z utrzymaniem przedszkoli i stawiając pytanie, czy nie mamy ich aby za dużo, co może doprowadzić do zwolnień. Dziwnym trafem nie stawia takich pytań co do aparatu urzędniczego.
Dla prezydenta Mirosława Lenka staje się coraz bardziej oczywiste, że będzie mu bardzo trudno "dowieźć" oświatę w obecnym kształcie do następnych wyborów. Oświata bowiem kosztuje magistracką kasę majątek, niestety kosztem inwestycji. Sytuacja prezydenta jest trudna, nie do pozazdroszczenia, bo oświata to przecież jego podstawowa baza wyborcza, na którą chucha i dmucha.
Sam nie chciałbym mówić o likwidacji szkół i przedszkoli oraz zwolnieniach, ale, niestety, kiedy nie ma pomysłu na rozwój Raciborza, a mieszkańców ubywa, to na prezydencie spoczywa smutny obowiązek obwieszczania przykrych wiadomości. Oczywiście ma rację prezydent Lenk, że to jego wspólny z radą problem, ale, niestety, to on firmuje na zewnątrz działania miasta, a nie rajcy.
Ma też rację prezydent, że dziury budżetowej związanej z ubytkiem opłat za przedszkola nie pokryje sprzedając swoją nowiutką limuzynę. Tyle, że krytyka jaka go spotkała za skodę superb dotyczy czego innego - a mianowicie symboliki tego zakupu. Nie wydaje się pieniędzy na zbytki, kiedy magistrat ma poważne problemy natury finansowej. - Nie szanujesz grosza, nie szanujesz milionów - mówi stare porzekadło.
I pozostaje jeszcze jedna kwestia. Nie ulega wątpliwości, że nad sprawą kosztów oświaty trzeba usiąść i znaleźć złoty środek, by uniknąć tzw. kosztów społecznych. Tyle, że powinno się to odbywać równolegle z oceną kosztów funkcjonowania miejskiej administracji. Ta bowiem jest wyjątkowo odporna na wszelkie negatywne zjawiska - spadek liczby mieszkańców i kryzys finansów publicznych.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany