Felieton: Kaj my to som…
… zwykł mawiać biskup katowicki Herbert Bednorz. Krew mnie zalewa, jak widzę poradność ludzi ze wsi i marazm w raciborskim magistracie.
Nie potrafię dociec, jak to jest, że w Krzyżanowicach grupka uroczych młodych dziewuch jest w stanie skrzyknąć wystawców na I jarmark pogranicza w Chałupkach, a w Raciborzu, gdzie jest potencjalnych 55 tys. klientów, nie da się zorganizować w niedzielę pchlego targu. Pisałem już kiedyś, że mógłby się nazywać jarmarkiem św. Marcelego i być taką niedzielną, dopołudniową okazją dla raciborzan, by poszperać w starociach i innych szpargałach, w drodze do i z kościoła, albo na obiad. Miejsce mamy świetne – plac Dominikański, który kiedyś do targowania służył. Nie wymagam już od naszego ratusza imprez na miarę pietrowickich Eko-targów (rocznie ściągają 50 tys. ludzi), ale wstyd mi, że ta piękna wieś lepiej sobie radzi z organizowaniem takich przedsięwzięć niż dumny, 900-letni Racibórz.
Po dożynkach w Sudole jestem jednak przekonany, że w ludziach drzemie siła. Ta mała dzielnica Raciborza „odwaliła” dożynki na miarę niemalże gminnych, tyle, że to robota lokalnych entuzjastów, a nie urzędników. I nie będę krył, że w rozmowach, jakie toczymy, prezydent Mirosław Lenk przyznaje, iż zastany kadrowo magistrat daleki jest od wyśnionych przez specjalistów od zarządzania urzędów. Smuci jednak to, że wszyscy wiedzą, wszyscy widzą, ale kopa nie ma komu dać. Wydział rozwoju to jakaś hybryda, a Miejskie Centrum Informacji jest, po prostu jest. Dobrze, że jest też Staszek Borowik i Grzegorz Pieronkiewicz, którym chce się robić ze strażakami Memoriał. Impreza kosztuje miasto 70 tys. zł, nie powiem ile mniej od Dni Raciborza, które robią urzędnicy.
W niedzielę wzruszył mnie Pogrzebień i cała gmina Kornowac, mniejsza od największej raciborskiej parafii. Zrobili porządny dożynkowy jubel, bawili się świetnie, dalecy od marudnego klimatu Raciborza. I ten klimat trzeba wreszcie zmieniać. Panie Prezydencie, Racibórz wart jest porządnego kopa, bo inaczej tu zgnuśniejemy. Ale na początek kopnąłbym niektórych urzędasów, którzy najwyraźniej Pana poczynania bojkotują. Przykłady Pan zna, tak samo jak diagnozę, iż funkcjonujący od lat bez zmian strukturalnych magistrat jest przechowalnią „zmarnowanych” talentów, których liderzy zarabiają niemalże tyle, co lekarze z 300 godzinami dyżurów. Tyle, że lekarze siedzą po nocach w szpitalach, a wielu Pana podwładnych 5 minut przed fajrantem przebiera nogami do wyjścia. I niech w końcu wyjdą na dłużej. Trzeba zaryzykować z młodymi.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany