Marzenia niespełnione
Ogłoszony przez marszałka województwa konkurs na najlepsze zagospodarowanie przestrzeni publicznej pokazuje, jak istotny w samorządzie jest dobry pomysł, który potem rzutuje na wizerunek gminy.
Pomysł to od lat problem Raciborza. Za prezydenta Markowiaka była to ekologia i ISO, które nijak nie przełożyło się na rozwój. Niczym głupcy w gali samorządowcy naszego pięknego miasta obnosili się na każdym kroku ze znaczkiem ISO, chwaląc się przy tym, że mamy go pierwsi. Nic zresztą dziwnego, bo inne grody tym wątpliwym, przereklamowanym prestiżem zainteresowane w ogóle nie były. Umieszczony zaś w zielonym listku napis ISO do dziś zdobi logo miasta i konia z rzędem temu przeciętnemu mieszkańcowi naszego grodu, który wie, co on oznacza.
Ekologia, której symbolem była u nas przestarzała już dziś i mocno przewymiarowana oczyszczalnia, to dla wielu tzw. „oczywista oczywistość”. Nikt rozsądny nie chwali się przecież tym, że ma porządną toaletę, tak jak z końcem XIX wieku nie robiły tego władze Raciborza. W tym czasie, dodajmy, raciborskie kamienice – co było szczytem nowoczesności – miały WC na piętrach a nie sławojki na zapleczu, jak np. w miastach Galicji. Chwalono się natomiast rozbujanym przemysłem, Eichendorffem i zabytkami. Śmiem twierdzić, że patrzono by na nas z zachwytem, gdyby logo Raciborza uzupełnić dziś tak identyfikowalnymi markami, jak Rafako, Mieszko czy SGL, a nie ISO, czyli Indolencja – Smutek – Oklepanie.
Sąsiedzi chwalą się czym innym: Marklowice tropikalną wyspą, Chorzów kompleksem akwenów na terenie poprzemysłowym, Czeladź odnowieniem średniowiecznej starówki, Rybnik przebudową pl. Wolności, Sosnowiec fikuśną, ale funkcjonalną Plazą, a Katowice Centrum Nauki i Edukacji Muzycznej. Wszystkie projekty, zgłoszone do tegorocznego konkursu marszałka, można zobaczyć na stronie http://www.silesia-region.pl/npp/2008/vote.php.
Racibórz pochwalił się dotąd, w konkursach na modernizacje architektoniczne roku, pięknie odnowionym hotelem Polonia czy siedzibą Banku Spółdzielczego. Kłopot w tym, że nie ma tu żadnej zasługi miasta, lecz prywatnych inwestorów. Powód do dumy daje nam również Kościół, który o niebo lepiej dba o swoje mienie (wide kościół farny, św. Jakuba, św. Jana Chrzciciela) niż miasto, no może z wyjątkiem Muzeum. Trudno się zresztą dziwić, skoro nakłady na utrzymanie szaletów miejskich są u nas ciut mniejsze od budżetu na renowację zabytków.
Wielkimi projektami samorządowymi pochwalić się nie możemy. Acapulco okazało się kompromitacją magistrackich megalomanów poprzedniej kadencji. Budowane galerie handlowe mogą budzić zachwyt co najwyżej mieszkańców Kietrza albo Głubczyc, oczywiście bez żadnej urazy z ich strony. Znajoma z Wrocławia powiedziała mi tymczasem, że – uwaga!!! – lubi robić zakupy w Raciborzu, bo duże centra ją męczą. Woli z wózkiem spacerować po pięknym śródmieściu Raciborza i wchodzić sobie od sklepu do sklepu. Była zdziwiona, kiedy powiedziałem jej, że przed 1945 r. to centrum było znacznie piękniejsze, tyle że nie możemy sobie jakoś poradzić z powrotem do tej świetności, bo kiedyś w ratuszu uznano za priorytet picowanie dzielnic.
W tej kadencji optyka się zmieniła. Modernizacje głównych deptaków czy zabudowa pl. Długosza, to elementy słusznego, moim zdaniem, kierunku działań. Tyle że magistrat mógłby jeszcze bardziej docisnąć gaz – zastanowić się ze wspólnotami mieszkaniowymi nad tym, czy istnieje mechanizm finansowania pozwalający szybko odnowić stare kamienice (programy unijne, system kredytowania), wyłożyć pieniądze na iluminacje świetlne zabytków, np. baszty tonącej dziś w ciemnościach, zagospodarować małą architekturę na wszystkich skwerach w ścisłym centrum i pomyśleć o ulgach bądź zachętach dla tych, którzy chcą inwestować w kafejki czy restauracje a nie banki czy biura pośrednictwa pracy. Ktoś powie, że potrzeba na to czasu. Patrząc jednak na osiągnięcia Wrocławia czy pobliskiej nam Opawy, widać, że istotny jest nie tyle czas, co szczere chęci i determinacja.
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany