45 lat temu Unia debiutowała w I lidze
45 lat temu Unia Racibórz debiutowała w I lidze piłki nożej. Czy ktoś jeszcze o tym pamięta?
Z Mysłowic do Raciborza
Anatol Muszała, pseudonim Tolek, ma 83 lata. W życiu nie zapalił papierosa, po wódkę sięgał rzadko, za to w górach z plecakiem spędził kawał życia. Cieszy się wyśmienitym zdrowiem. Jest rodowitym mysłowiczaninem, jednym z ostatnich żyjących piłkarzy grających podczas okupacji w śląskiej Gaulidze. Inni ostatni wielcy, to Gerard Gienek Cieślik z Chorzowa (dawniej Hajduki Wielkie) i Teodor Teo Wieczorek z Bytkowa. Cieślik to znana z mediów ikona, legenda Ruchu. O Tolku i Teo można poczytać w fachowej literaturze.
Muszała był bramkarzem, stoperem, środkowym obrońcą. Grał w RSG Kattowitz, po wojnie w Toruniu i Kędzierzynie Koźlu. Kontuzja (złamanie nogi) przerwała jego karierę. Skończył kurs instruktorski, potem trenerski. W 1953 r. zaczął trenować drużyny, jeszcze jako zawodnik. Prowadził kilka teamów. W 1960 r. powierzono mu Unię Racibórz po zmarłym tragicznie Edwardzie Pytliku. Związał swoje losy z Raciborzem, bo żona, była wieloletnia dyrektorka zakładu głuchych, dostała mieszkanie na Ostrogu, w domu nauczyciela. Mieszkają tu do dziś. W 1997 r. powódź zabrała Tolkowi całe archiwum, wszystkie pamiątki z tamtych czasów. Zostały tylko wspomnienia. Wielu jego zawodników z lat 60. już nie żyje.
Magazynek kierownika Delonga
Henryk Delong, dziś kierownik MKZ Unia Racibórz, jedna z legend klubu, ma duże zdjęcie drużyny piłkarskiej z 1963 roku. Z pamięci recytuje, kto gdzie dziś mieszka, kto i kiedy zmarł. Wszystkich poznaje na zdjęciu. Wielu z nich to jego koledzy. Dobrze pamięta lata 60. Choć związany z zapasami, śni o wielkiej piłce w Raciborzu, bo zapasy nadal mają sukcesy, a dobrej piłki wciąż nie może się doczekać.
Podobnie Tolek Muszała. Jeździ na ciekawsze mecze w podokręgu, zwykle na derby. Na damską piłkę nigdy. Po prostu jej nie uznaje. Futbol to męski sport. Jest przekonany, że Racibórz stać na II a nawet I ligę męską. - Ludzie by chodzili na mecze. Trzeba tylko chcieć, trzymać się priorytetów - przekonuje. Mamy przecież stadion, zdolną młodzież - dodaje.
Przy pl. Jagiełły była kiedyś sekcja zapasów. Teraz jest tu Miejski Klub Zapaśniczy Unia, bo starej, wielkiej Unii, tej z piłką nożną, zapasami i ciężarami, od zawsze związanej z ZEW-em, już nie ma. W latach 90. borykający się z kłopotami klub podzielił się na dwa: MKZ i Raciborskie Towarzystwo Piłkarskie, które postawiło na piłkę żeńską. Ciężarowcy skończyli w małym budynku na Ostrogu. Przygarnął ich TKKF. Niedawno męska drużyna piłkarzy znów się wydzieliła. Mamy MKZ, RTP i Klub Piłkarski Unia Racibórz z drużyną w IV lidze, grupie II śląskiej.
Wszystkie Unie łączy jedno - notoryczny problem z pieniędzmi. O wielkich sponsorach mogą tylko pomarzyć. RTP i żeńską piłkę trzyma Remigiusz Trawiński. MKZ radzi sobie przy wsparciu miasta. Najtrudniej ma KP Unia z Andrzejem Starzyńskim na czele. Gdyby nie entuzjazm i zaparcie działaczy wszystko pewnie by się rozpadło.
Po starej, wielkiej Unii pozostało tylko kilkanaście albumów ze zdjęciami i wycinkami z gazet. Kierownik Delong pilnuje tej schedy jak oka w głowie. Na stadionie przy Srebrnej jest jeszcze stary zegar. Kasy przy wejściu przypominają, że kiedyś pojawiały się tu tłumy kibiców. Był też basen, ale po powodzi został zasypany. Kąpały się tu dzieci z Płoni i Ostroga.
Horror w Częstochowie
- Wszystko było jasne po meczu z Rakowem Częstochowa, który za wszelką cenę chciał awansować do I ligi. Jechaliśmy tam z trzypunktową przewagą. Do przerwy było 2:0 dla nich. Po niej sędzia podyktował dla Rakowa karnego. Wiedzieliśmy, że chce im pomóc. Wiesiołek na szczęście obronił. 3:0 mogło nas pogrążyć. Zdołaliśmy wyrównać, a Urbas przed ostatnim gwizdkiem był sam na sam z ich bramkarzem. Trafił w słupek. Mogliśmy wygrać, ale remis 1:1 ze Śląskiem Wrocław i tak przypieczętował nasz awans - wspomina Tolek Muszała. Unia zajęła II miejsce w rozgrywkach II ligi sezonu 1962/1963. Z pierwszego awansowały Szombierki Bytom.
- Umiejętności, żywiołowość, młodość, chęć walki i ambicja, która pozwalała zniwelować braki techniczne - tak Muszała określa źródło sukcesu Unii. Drużyna oparta była w 90 proc. na swoich wychowankach, dwukrotnych mistrzach Polski juniorów. - Mózgiem był Ginter Michalski. Przeciwnikom imponowała szybkość Urbasa, gra Zaczka na prawym skrzydle i Lazara w ataku. Jeździło z nami sporo kibiców - dodaje Tolek.
Unia zagrała w I lidze dwa sezony. W pierwszym, po wzmocnieniach, m.in. braćmi Hibnerami, zajęła ósme miejsce. W drugim spadła do II ligi razem z Pogonią Szczecin. Zajęła ostatnie miejsce z marnym dorobkiem 14 punktów.
- Awans do I ligi był dla Unii największym nieszczęściem - mówi dziś Muszała. W nagrodę za awans drużyna miała pojechać do Gruzji. Z 22 zawodników pojechało tylko 12, bez trenera. Resztę miejsc zajęli działacze. Sukces zawsze miał wielu ojców, ale coś zaczęło się psuć - dodaje. Było też jasne, że ZEW sam nie uciągnie finansowania I ligi. Potrzebna była pomoc innych zakładów. Każdy chciał mieć swojego przedstawiciela. Skończył się sport i robienie wyników. Do głosu doszli działacze. Popełniono szereg błędów organizacyjnych. Unia zaczęła zjazd do niższy lig i to w czasie, gdy na Ostrogu zaczęto budować nowy stadion, piękny wówczas 30-tysięcznik, do dziś niewykorzystany. Wielkie imprezy zdarzają się tu rzadko, ostatnio koncert Rubika. Kiedyś jeszcze były pokazy rodeo, a Górnik Zabrze grał z Young Boys Berno w Pucharze Intertoto. Damska piłka nie ma tej publiki, co kiedyś I-ligowa Unia, choć Trawiński robi co może, by zarazić nią raciborzan. Ostatnio wprowadzono nawet rodzinne karnety.
Po awansie Tolek stracił posadę trenera drużyny I-ligowej. Powierzono mu opiekę nad młodzieżą. Potem był trenerem koordynatorem Podokręgu, aż do lat 90. Z pracy w ZEW-ie przeszedł do Koksoprojektu. Stamtąd na emeryturę.
O wielkiej Unii pamięta wielu raciborzan starszego pokolenia. Dobiega powoli pół wieku, a od tamtego czasu Racibórz już nigdy nie dorobił się męskiej piłki nożnej na przyzwoitym poziomie. Tylko oldboje Unii co roku spotykają się przy Srebrnej na meczu pokoleń. Wielu z nich przyjeżdża specjalnie z Niemiec. Przychodzą też ci wielcy z drużyny I-ligowej. Stoją razem, z boku, na starych trybunach. Organizatorem spotkań jest Andreas Rim z Norymbergii. Władze miasta zaglądają tu rzadko. O wielkiej piłce mało kto w Raciborzu myśli. Zostały tylko wspomnienia i złość, że kiedyś się chciało, a dziś już nie.
Grzegorz Wawoczny
Na zdjęciach drużyna, która awansowała do I ligi oraz Anatol Tolek Muszała, dawniej i dziś.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany