Dr Kornelia Lach: To, co w życiu jest łatwe, nie jest zajmujące.
- Pragnę, by czas na emeryturze spędzać po pierwsze powoli, po drugie aktywnie, po trzecie zgodnie z własnymi marzeniami. Chcę mieć czas na to, co lubię robić. Mam nadzieję, że nigdy nie powiem nikomu, że nie mam czasu - mówi dr Kornelia Lach, wieloletnia dyrektor szkoły w Krzanowicach, badaczka zwyczajów i historii pogranicza śląsko-morawskiego.
Krzanowice i okolice. Podobno od 6. do 60. roku życia była Pani związana ze szkołą…
Dr Kornelia Lach: To prawda. Szkołę Podstawową nr 5 w Raciborzu rozpoczęłam w wieku 6 lat. Do szkoły zostałam przyjęta po rozmowie kwalifikacyjnej z dyrektorem dr Sewerynem Molendą, na którą poszłam sama. Nie przypominam sobie, o co mnie wówczas pytał, ale na zakończenie powiedział zdanie, które pamiętam do dziś: - Powiedz mamie, że jesteś duża i zdolna, dlatego możesz już chodzić do szkoły. I tak zaczęła się moja szkolna przygoda. Wiązała się potem z I LO im. Kasprowicza w Raciborzu, SWP w Prudniku, WSP w Opolu i Uniwersytetem Opolskim. Najpierw byłam więc uczennicą, potem studentką, nauczycielką, a na koniec dyrektorem... A kiedy w ostatnim dniu pracy wróciłam do domu, mąż mi powiedział: - Wreszcie ukończyłaś już szkołę…
KiO: To ma Pani wiele świadectw i dyplomów. Z którego jest Pani najbardziej dumna?
Jak chyba niewiele osób w moim wieku, posiadam Dyplom Ukończenia Przedszkola nr 5w Raciborzu. Ze zdjęciem i znaczkiem z szatni (był to mój ulubiony konik na biegunach). Taka byłam dumna, kiedy go dostałam. Ten dyplom był moją przepustką do szkoły. Przechowuję go pieczołowicie do dziś.
KiO: Skoro było tak wiele lat szkolnych, to też było wiele wakacji. Które wspomina Pani najmilej…
Najlepsze wakacje miałam w 2007 r. Uczestniczyłam wówczas w dwóch wymarzonych wyprawach. Jedną z nich było Camino, czyli piesza wędrówka na szlaku św. Jakuba do Santiago de Compostella. A drugą - autobusowa wycieczka przez Skandynawię (Szwecję, Finlandię, Laponię, Norwegię) aż na Przylądek Północny. W jednym roku odwiedziłam najbardziej na północ wysuniętą część naszego kontynentu - Nordkapp i najbardziej na zachód położoną część Półwyspu Iberyjskiego - Przylądek Finisterre.
KiO: W życiu człowieka są ludzie, o których się nie zapomina, bo mieli znaczący wpływ na nasze życie… Kogo Pani zalicza do takich wyjątkowych osób?
To moja Mama. Była mym idolem. Ponad 30 lat pełniła funkcję dyrektora Przedszkola nr 5 w Raciborzu. Była mi wzorem i wsparciem, zawsze wierzyła w moje możliwości, motywowała do realizacji nowych wyzwań, służyła własnym doświadczeniem. Drugą osobą, która miała wielki wpływ na kształtowanie mej osobowości, a zwłaszcza mego życia wewnętrznego, była katechetka, siostra Dafroza. Wpojone przez nią przykazania i zasady moralne żyją we mnie do dziś. Pamiętam jeszcze jej - na wskroś dydaktyczne – opowieści. Miałam szczęście do katechetów. Kolejnym bowiem był ks. Jan Szywalski, wówczas wikary w Studziennej. Z sentymentem wspominam, gdy na religię przychodził z gitarą, z mapami Ziemi Świętej i książeczką o Janie Bosko. Wszczepił w nas potrzebę pielgrzymowania, stałego rozwoju duchowego, udziału w dniach skupienia, rekolekcjach. Z kolei sylwetkę nauczyciela ukształtowali u mnie wspaniali wykładowcy Studium Wychowania Przedszkolnego w Prudniku. To była najlepsza i najprawdziwsza szkoła w mym życiu. Tam teoria żyła wespół z praktyką. Wykładowcom bardzo zależało, by mury ich uczelni opuścili oddani swemu powołaniu kompetentni nauczyciele. Pamiętam z jaką starannością przygotowywali nas do reformy oświaty.
KiO: Chodzi o tę reformę z 1979 r. ?
Tak, na rok przed jej wprowadzeniem już były gotowe podręczniki dla 6-latków, dokładnie określone treści programowe i nowe metody pracy. W Prudniku przygotowano nas dobrze do realizacji założeń reformy. Pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy dyrektor Zbiorczej Szkoły Gminnej w Krzanowicach, Stanisław Czuj, który mnie zatrudniał, pytał czy wiem, że wchodzi akurat w życie reforma oświaty. Naturalnie odpowiedziałam twierdząco. Przepytał mnie na czym ona polega i co wprowadza, a następnie zaproponował pracę z grupą 6-latków. Przyjęłam ją bardzo chętnie, zapewniając, że jestem przygotowana do tej pracy, że wiem, jak wprowadzać litery, jak uczyć globalnego czytania, jak wprowadzać u dzieci pojęcia zbiorów liczb, ich porównywania itd. Po latach mi powiedział, że zrobiłam wówczas na nim ogromne wrażenie i przyznał, że nawet doświadczeni nauczyciele bali się wówczas podjąć nauczanie 6-latków.
KiO: To była Pani pierwsza klasa…
To była grupa przedszkolna, z którą po roku „poszłam” do I klasy, a potem jeszcze przez kilka lat byłam ich wychowawczynią. Naturalnie klasę tę pamiętam do dziś. Alfabetyczny układ ich nazwisk z dziennika umiałabym jeszcze teraz wyrecytować. Przecież to były pierwsze „moje” dzieci.
KiO: I podobno od nich nauczyła się Pani gwary morawskiej…
Trzeba to mocno podkreślić, że kiedy rozpoczęłam pracę w Borucinie, w ogóle nie znałam dialektu laskiego. Kiedy uczeń mi powiedział: - Pani ja zajtry nie przidu, bo my budziymy kopać kobzole. To ja go pytam: - Jerzy, kiedy ty nie przyjdziesz? Co będziecie robić? Po rozmowie z innymi dziećmi dowiedziałam się, że chłopiec nie przyjdzie jutro, bo będą kopać ziemniaki. To była moja pierwsza lekcja, moje początki poznawania gwary, zwyczajów i zachowań ludzi pogranicza polsko-czeskiego. Zaraz po uczniach najlepszym przewodnikiem po meandrach kultury morawskiej okazała się sprzątaczka, pani Jadwiga Hluchnik. Opowiadała mi zajmujące historie o losach wsi, dawnych właścicielach, służbie w majątku, flichtowaniu, a ja wówczas – Bóg mi świadkiem - znacznej części jej wypowiedzi nie rozumiałam. Ale ona nie lubiła, gdy jej podczas opowieści przerywano, więc sama czasem mnie pytała: - Rozumicie mi Pani? Wtedy mogłam ewentualnie dopytać o to, czego nie rozumiałam. Z czasem gwara morawska stała mi się bardzo bliska, a odmienność kulturowa od pozostałej części Górnego Śląska rysowała mi się tak wyraziście, że postanowiłam to światu pokazać. I tak zaczęła się druga przygoda mojego życia – praca naukowo-badawcza.
KiO: Na początek były klasy młodsze, ale podobno ma Pani klasyfikacje nauczycielskie od przedszkola do Opola…
To prawda. I praktycznie pracowałam na wielu poziomach edukacyjnych, w przedszkolu i klasach I-III, następnie w klasach IV-VIII, ucząc języka polskiego, potem w gimnazjum – dziedzictwa kulturowego w regionie, a na Uniwersytecie Opolskim prowadziłam wykłady i konwersatoria na kierunku filologia polska i kulturoznawstwo z folklorystyki opisowej, kultury tradycyjnej i dydaktyki edukacji regionalnej.
KiO: Była Pani też promotorem prac licencjackich…
Kilkoro studentów pisało u mnie takie prace wówczas, gdy pracowałam jakiś czas w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu.
KiO: Nie chciała Pani podjąć pracy na uczelni?
Po doktoracie miałam propozycje przejścia na etat w trzech ośrodkach naukowych: w Uniwersytecie Wrocławskim, w Uniwersytecie Śląskim - Filia w Cieszynie i w mojej macierzystym Alma Mater - w Uniwersytecie Opolskim. Ale nie zdecydowałam się. Pani Prof. D. Simonides nie mogła tego zrozumieć. Powiedziała mi kiedyś: - Skoro tak bardzo chcesz być wiejską nauczycielką. Chciałam. Żyłam rozwojem Gimnazjum w Krzanowicach. Czułam się tu najbardziej potrzebna. I tej szkole poświęciłam 20 lat swego życia.
KiO: Początki podobno nie były łatwe…
To, co w życiu jest łatwe, nie jest zajmujące. Przyjmując funkcję dyrektora Gimnazjum w Krzanowicach wiedziałam, że ja tę szkołę muszę stworzyć. Od podstaw. Takiej placówki jeszcze ani w Polsce, ani w gminie nie było. Dostałam kilka pomieszczeń na II piętrze budynku Szkoły Podstawowej w Krzanowicach i 5 tys. zł na urządzenie Gimnazjum. Ta kwota to była kropla w morzu potrzeb. Ale dzięki sponsorom udało się przez wakacje 1999 r. urządzić gabinet dyrektora, sekretariat, pokój nauczycielski i kilka klas. Z gminy otrzymałam Akt Założycielski, który był pierwszym dokumentem włożonym do pierwszego segregatora. Kolejne dokumenty tworzyłam sama lub wespół z gronem pedagogicznym. Osobiście zatrudniałam kolejnych nauczycieli. Nie miałam poprzednika na swym stanowisku, więc nie odziedziczyłam ani żadnej dokumentacji, ani ludzi.
KiO: Potem jednak było inaczej…
W 2004 r., po przejściu dyrektor SP Larysy Kucia na emeryturę, połączono dwie szkoły w Zespół Szkół. Od tej pory zarządzałam dwoma placówkami: Gimnazjum i Szkołą Podstawową. Każda z nich miała oddzielny budżet, oddzielną sprawozdawczość, oddzielne kontrole.
KiO: Ale obie szkoły cieszyły się w tym czasie dobrą opinią. Szerokim echem komentowano współpracę zagraniczną i realizację licznych projektów…
W dobie wchodzenia Polski do wspólnoty europejskiej otwarcie się na współpracę zagraniczną było priorytetem. Nawiązaliśmy kontakty z Czechami (Hluczyn i Chuchelna), Niemcami (Salzbergen), Ukrainą (Rohatyń) i Słowacją (Liptovski Hradok). Środki na realizację spotkań pozyskiwaliśmy z projektów. Myślę, że nasi absolwenci mile wspominają wyjazdy zagraniczne, a zwłaszcza te dłuższe: latem na Ukrainę i zimą na Słowację na narty…
KiO: Międzynarodowe w szkole były także dwa konkursy…
Tak, to Konkurs Plastyczny im. Josepha von Eichendorffa, któremu szefowała pani Aleksandra Osadnik i Konkurs Gwary Laskiej, organizowany przez panią Marcelę Szymańską. Oba doczekały się 10 edycji! Na galach tych konkursów zawsze byli zagraniczni goście, bywali konsulowie, posłowie, starostowie, przedstawiciele świata nauki i sztuki.
KiO: Dziedzictwo kulturowe to Pani konik…
To moja pasja. Przekazywałam ją gimnazjalistom na lekcjach dziedzictwa kulturowego w regionie. To był w Gimnazjum przedmiot dodatkowy. Napisałam własny program, wysoko oceniony przez specjalistów. Prowadziłam też przez wiele lat własne badania terenowe…
KiO: A wyniki tych badań przelewała Pani na papier...
Opublikowałam kilka książek i kilkadziesiąt artykułów naukowych z dobrymi recenzjami. Zapraszano mnie na konferencje naukowe organizowane w wielu ośrodkach naukowych w całym kraju.
KiO: A szkoła w Krzanowicach też dzięki Pani doczekała się monografii, a nawet dwóch..
To zasługa całej kadry pedagogicznej. Ja byłam inicjatorem i redaktorem tych dwóch publikacji: Szkoła na pograniczu i Gimnazjum XXI wieku.
KiO: Wszystkie przywołane wspomnienia na pewno dają Pani wiele satysfakcji, ale zapewne były też i chwile trudne…
Najtrudniejsze i najbardziej smutne wydarzenia związane były ze śmiercią ucznia, nauczyciela lub współpracownika. To zazwyczaj była śmierć nagła, niespodziewana i przedwczesna. Z taką trudno się pogodzić.
KiO: Przeszła Pani na zasłużoną emeryturę. Jakie teraz snuje Pani plany…
Pragnę, by czas na emeryturze spędzać po pierwsze powoli, po drugie aktywnie, po trzecie zgodnie z własnymi marzeniami. Chcę mieć czas na to, co lubię robić. Mam nadzieję, że nigdy nie powiem nikomu, że nie mam czasu.
Dr Kornelia Lach: 13 maja 2018 r. w katedrze Świętego Krzyża w Warszawie Kornelia Lach odebrała prestiżowe wyróżnienie: Order Świętego Stanisława (Order III klasy – Krzyż Komandorski). Odznaczenie to ustanowił 7 maja 1765 roku król Stanisław August Poniatowski dla najbardziej zasłużonych Polaków. Przyznaje się je i wręcza rokrocznie zgodnie ze Statutami i Dewizą Orderu – Praemiando Incitat „nakazującymi odwagę czynienia Dobra ku chwalebnemu dzieł naśladowaniu”. Wśród odznaczonych byli przedstawiciele świata nauki, medycyny, kultury, prowadzący działalność charytatywną oraz wojskowi.
Dr Kornelia Lach urodziła się 16 stycznia 1960 roku w Raciborzu. Dzieciństwo spędziła w Raciborzu-Studziennej. Większość życia zawodowego w gm. Krzanowice. Jest mieszkanką Borucina. Z wykształcenia jest polonistką. W 1999 r. uzyskała tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa na Uniwersytecie Opolskim. W latach 90. minionego wieku prowadziła pionierskie badania nad kulturą morawską, dokonała rejestru, a następnie naukowego opracowania dawnych i współczesnych wierzeń, zwyczajów i obrzędów na pograniczu polsko-czeskim.
Monografia, podejmująca tę problematykę pt. Wierzenia, zwyczaje i obrzędy. Folklor pogranicza polsko-czeskiego, ukazała się w 2000 roku w prestiżowym wydawnictwie Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. W kolejnych latach wydała następujące książki: 100 lat parafii Borucin. 1906-2006 (Opole 2006), Kapliczki i krzyże przydrożne w Krzanowicach – wespół z J. Draganek-Cybulską (Racibórz 2008), Kult św. Floriana w powiecie raciborskim (Opole 2014 ), Hassermany, klekanice i inne stwory… Podania ludowe na polsko-czeskim pograniczu (Racibórz 2015). Ponadto pod Jej redakcją ukazały się cztery pozycje z zakresu edukacji regionalnej. Swoje studia i artykuły naukowe publikuje na łamach ogólnopolskich czasopism naukowych oraz w wielu pracach zwartych wydawanych w różnych ośrodkach akademickich w kraju. Wygłosiła również ponad 30 referatów na konferencjach o zasięgu międzynarodowym, ogólnopolskim i regionalnym. Jest założycielką Izby Regionalnej w Borucinie. Dzięki Jej staraniom nagrano pieśni morawskie zachowane w pamięci najstarszych mieszkańców. Jako ekspert w zakresie dziedzictwa kulturowego wystąpiła z wykładami w projekcie multimedialnym pt. „Śląski Spichlerz – tradycje kulturowe ziemi raciborskiej”, promującym i upowszechniającym zwyczaje i obrzędy kultywowane współcześnie w Raciborskiem. Jest współautorką kilku innowacji pedagogicznych. Dzięki Jej staraniom nawiązano partnerstwo ze szkołami w Czechach, na Słowacji, Ukrainie oraz w Niemczech. W krzanowickiej szkole działa znany po obu stronach granicy zespół kabaretowy „Krzanowickie omy i opy” propagujący dawne zwyczaje, strój i gwarę.
Biogram Kornelii Lach odnaleźć możemy w dwóch encyklopediach: Who is Who w Polsce. Encyklopedia biograficzna z życiorysami znanych Polek i Polaków oraz Who is Who European Women. Za swoje dokonania zawodowe była wielokrotnie nagradzana przez Kuratorium Oświaty w Katowicach, władze samorządowe. Może się także poszczycić odznaczeniami za wzorową postawę społeczną: nominacją do nagrody II edycji „Pantofelek 2006 r. – odkrywanie wielkich ludzi w małym świecie”, odznaką „Przyjaciel Dziecka” (2012), statuetką „Mieszko” (2014), prestiżową nagrodą „Narcyz” (2015).
Dyplom ukończenia przedszkola
Czasy dziecięce w Raciborzu Studziennej
Dzieciństwo pozostawia w nas wiele wspomnień, tu z Zakopanego
Czasy ogólniaka - wycieczka do Warszawy, K. Lach siedzi czwarta od lewej
Pielgrzymka na Jasną Górę, Kornelia Lach w białym kapeluszu
Na drodze do dorosłego życia - zdjęcie z maturalnego tableau
Początki pracy w szkole
Z mamą
Z premierem Jerzym Buzkiem w chwili odzyskania przez Krzanowice praw miejskich (2001)
Z nauczycielami szkoły w Krzanowicach
W stroju morawskim
Na wycieczce w Camino
Obóz narciarski na Słowacji
Ostatni dzień w pracy
Kornelia Lach z Orderem św. Stanisława
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.