Chińszczyzna wygryzła krawców
– Jeszcze 10 lat temu szyłem trzy garnitury dziennie. Teraz jak się zdarzy jeden na pół roku to jest dobrze – żali się pan Jan, krawiec od 48 lat. Co spowodowało brak zainteresowania usługami krawieckimi? – To fala chińskich produktów nas wykańcza – mówią zgodnie raciborscy fachowcy.
Jeszcze 6 lat temu zakłady świadczący usługi krawieckie przeżywały oblężenie. – Szyliśmy dosłownie wszystko. Od krawatów po garsonki i garnitury. Mieliśmy stałych klientów nie tylko z Raciborza. Dużo Niemców, Czechów i Słowaków przyjeżdżało z zamówieniami – opowiada pan Jan, ostatni krawiec w naszym mieście, z 48-letnim stażem. Mężczyzna szył również ślubny garnitur dla klienta z Paryża. – To był dość nietypowy klient. Miał 160 cm w pasie. Życzył sobie grafitowy garnitur – dodaje.
W 2004 roku dobra passa krawców dobiegła końca. – Kiedyś szyłem 3 garnitury dziennie. Teraz jak się jedno zamówienie na pół roku trafi, to jest dobrze – żali się krawiec. Częściej klienci przynoszą odzież do drobnych przeróbek. Z tego, niestety, wyżyć się nie da, dlatego wielu krawców zamknęło swoje zakłady, ostatnio przy Głubczyckiej. – Podobnie załamanie przeżyliśmy w 1962 r., kiedy do sklepów weszła konfekcja – przyznaje. Jednak sytuacja ta nie trwała długo, bo już pod koniec lat 60. zakłady przeżywały ponowne oblężenie. – Odzież w sklepach była, ale droga. Był problem z dostaniem materiałów. Ja je miałem – opowiada krawiec.
Teraz nic nie zapowiada odrodzenia usług krawieckich. – Zalała nas fala tanich, chińskich produktów – stwierdza. Ludziom nie opłaca się wydać 20 zł za wymianę zamka, kiedy chińskie spodnie kupują za 18 zł. – Garniturów też już u nas nie szyją, bo w chińskim sklepie kosztują od 80 zł. Ja za jeden metr porządnego materiału płacę 60 zł, a potrzebuję ich ponad 3 m na uszycie jednego– wylicza pan Jan.
W niewielkim warsztacie drobnych usług krawieckich przy Mickiewicza też tłumów nie widać. – Przychodzą głównie młodzi ludzie, około 20-30 lat. Najczęściej z zepsutymi zamkami i guzikami w kurtkach i spodniach – mówi Anna Kawecka, krawcowa od 40 lat.
Czasem klienci trafiają tu przypadkiem. – Obok mojego warsztatu przechodził mężczyzna, któremu urwał się guzik w spodniach. Prosił, abym jak najszybciej mu go naprawiła, on tymczasem czekał w hotelu. Co miałam zrobić, zostawiłam inne zamówienia i zabrałam się za jego spodnie – opowiada jedną z historii pani Anna.
Zaraz po reperowaniu zepsutych parasoli, wszywaniu zamków i łataniu odzieży jest obciąganie guzików. – Za komuny bardzo modne były obciągnięte materiałem guziki. Od lat 90. takich zleceń nie było. Dopiero niedawno moda zaczęła wracać – cieszy się Kawecka, zapewniając jednocześnie, że zapotrzebowanie na drobne usługi krawieckie będzie zawsze. – Niestety, nie ma kto przejąć po mnie warsztatu, dlatego prędzej czy później zniknie on z mapy Raciborza – podsumowuje.
Justyna Korzeniak, Magdalena Sołtys
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany