Historia pewnej klątwy
Jako że ich poprzednie szczątki uległy spaleniu, kazał wykonać kukły, które ubrano i włożono do nowych trumien. Kolejny pogrzeb stał się faktem - przekonywali badacze tworkowskiej krypty von Reiswitzów, która doczekała się nawet swojej klątwy, na miarę tej egipskiej, związanej z Tutanchamonem.
Dla podraciborskiej wsi było to wielkie wydarzenie. Pisano o niej w kontekście sławnego odkrycia grobowca Tutanhamona w Dolinie Królów czy eksploracji, w 1973 r., grobu króla Kazimierz Jagiellończyka na Wawelu. Splotem łączącym Egipt, Kraków i Tworków okazała się klątwa, przez którą zuchwali badacze grobów popadali w najdziwniejsze choróbska kończące się nieraz ich śmiercią. Do dziś, po rozdmuchaniu sprawy przez media, z klątwą ową Tworków kojarzony jest nadal, choć winna całemu zamieszaniu była zwykła grypa, a nie Bogu ducha winne zmineralizowane szczątki protestanckich Reiswitzów, wcześniej zresztą traktowane jako kukły.
O istnieniu krypty w tworkowskim kościele p.w. św. św. Piotra i Pawła wiedziano od dawna, ale nikt, jak sięgano pamięcią, nie wchodził tam od ostatniej wojny. W 1993 r. rozpoczął się remont świątyni. Podczas prac osuszeniowych kryptę otworzono i od razu wybuchła sensacja. Znaleziono jedenaście mocno zniszczonych trumien, a w nich, jak wtedy sądzono, kukły. Od razu odtrąbiono, że to pochówki symboliczne. Uznano, że trumny znajdowały się w starym kościele p.w. św. Małgorzaty, który w 1676 r. spłonął. Na jego miejscu stanęła obecna barokowa świątynia. Ówczesny pan na Tworkowie, Wacław von Reiswitz, chciał ponownie pogrzebać swoich krewnych. Jako że poprzednie trumny z ich szczątkami uległy spaleniu, kazał wykonać kukły, które ubrano i włożono do nowych trumien. Kolejny pogrzeb stał się faktem. Późniejsze badania pokazały, jak bardzo pierwsi odkrywcy wieszczący sensację na skalę międzynarodową byli w błędzie.
Do momentu ostatecznego wyjaśnienia całej sprawy błądzono jednak dalej. W 1995 r. zdecydowano otworzyć sarkofagi i zbadać ich zawartość. Wkrótce miała wybuchnąć medialna bomba. Kiedy okazało się, że zrobi to znany mikrobiolog, prof. Bolesław Smyk z Krakowa, lont był już zapalony. Profesor uczestniczył wcześniej w otwarciu na Wawelu grobowca króla Kazimierza Jagiellończyka. Ostał się, choć wielu badaczy nawiedzających wówczas miejsce pochówku władcy zmarło w niewyjaśnionych z początku okolicznościach. Potem okazało się, że sprawcą jest śmiertelny grzyb o nazwie kropidlak złocisty (Aspergillus flavus). Tak zrodził się mit polskiego Tutanhamona opisany później zgrabnie przez Zbigniewa Święcha w głośnej książce pt. Klątwa, mikroby i uczeni.
W tworkowie kropidlaka co prawda nie odkryto (co ciekawe znajduje się w kryptach prezbiterium podomikańskiego p.w. Św. Ducha w Raciborzu), ale był za to rakotwórczy grzyb Penicillium Viridicatum Westling. Wszystko skończyłoby się zapewne na sporządzeniu odpowiedniej mikstury, która usunie grzyba, gdyby profesor i towarzysząca mu ekipa nagle nie zapadli na zdrowiu. Wiadomość obiegła świat, główne ogólnopolskie gazety, radia oraz Telewizję Polską. Tworków miał swoją klątwę, stawianą wówczas na równi z przypadkami odkrywców grobów Tutanhamona i Jagiellończyka. Kilka dni później okazało się co prawda, że badacze krypty nabawali się zwykłej grypy, ale klątwa Reiswitzów stała się faktem i żyje do dziś.
Co więc rzeczywiście odkryto w kościele św. św. Piotra i Pawła? Zacznijmy od początku. Eksplorowana w 1993 r. krypta pod tzw. babnikiem (część kościoła z ławkami zajmowanymi przez kobiety) ma wymiary 5,7 x 2,55 m i wysokość 2,1 m. W dużej części była zasypana piaskiem i gruzem. Prawdopodobnie została spenetrowana podczas włamania do kościoła w 1880 r. Prawie na pewno ocalała z pożaru pierwotnej świątyni w 1676 r.
Odkryto w niej metalowe sarkofagi, drewniane trumny oraz szczątki ludzkie, choć początkowo rzeczywiście wiele wskazywało na to, iż są to pochówki symboliczne. Wykluczyły to dopiero dokładne badania antropologiczne. Kości ludzkie uległy po prostu mineralizacji.
W 1994 r. sarkofagi wpisano do rejestru zabytków i rozpoczęto starania o pieniądze na ich konserwację. Po zapewnieniu finansowania prac, w lipcu 1996 r. zdecydowano się wydobyć wszystkie trumny. Dokładne oględziny pozwoliły ustalić, że dwie należały do osób dorosłych. W bogato zdobionym sarkofagu, z partiami złoconymi, pogrzebano Ewę z domu Wilczek, primo voto Borek, secundo voto Reiswitz. Zmarła żyła w latach 1613-1655. W trumnie cynowo-ołowianej, zachowanej praktycznie w stanie destruktu, przez co sarkofag eksponowany jest dziś na specjalnym stelażu, spoczął jej mąż Wacław Reiswitz, który zmarł w 1669 r. Po śmierci pierwszej żony ożenił się co prawda ponownie, 27 lutego 1656 r., z Marią Eleonorą, córką Johanna Bernarda von Maltzan, ale spoczął przy swojej pierwszej ślubnej i ich dzieciach. Kościołowi w Tworkowie, pod warunkiem pochowania go w krypcie obok rodziny, zapisał trzysta talarów. To tłumaczy, dlaczego protestant Reiswitz mógł być pogrzebany w katolickiej świątyni. Tego typu donacje nie należały zresztą wówczas do rzadkości. Formalnie na pochówek w katolickim kościele Reiswitzowie musieli uzyskać zgodę cesarzy Ferdynanda III i Leopolda I. Tylko bowiem specjalny edykt monarchy uprawniał do pochowania w świątyni wyznawców luteranizmu.
Odkryte trumny dziecięce należały do: Jerzego Wilhelma Reiswitza (1680-1683) – syna Jerzego Reiswitza i Magdaleny Zofii z domu von Callenberg, wnuka Wacława; zmarłej w 1643 r. nieznanej z imienia córki z pierwszego małżeństwa Ewy z Wilczków z Wilhelmem Borkiem z Rostropitz; Leopolda Reiswitza, urodzonego w 1659 r., syna Wacława Reiswitza i Marii Eleonory z domu Maltzan; Eleonory Reiswitz, słabo czytelna inskrypcja wskazująca na 1667 r., prawdopodobnie córka Wacława Reiswitza i Marii Eleonory z domu Maltzan; Johanny Henrietty (1669-1670), córki Wacława Reiswitza i Marii Eleonory z domu Maltzan; Hansa Bernhardta Reiswitza, syna Wacława Reiswitza i Marii Eleonory z domu Maltzan; Klary Ludwiki Reiswitz (1658-1659), córki Wacława Reiswitza i Marii Eleonory z domu Maltzan; Marii Eleonory Reiswitz (1651-1652), córki Wacława Reiswitza i Marii Eleonory z domu Maltzan oraz nieznanego z imienia dziecka Wacława Reiswitza i Ewy z Wilczków. Współczesnych zdumiewa na pewno tak duża liczba pochówków dziecięcych. W XVII w. zgony dzieci i niemowląt stanowiły aż 70 proc. wszystkich notowanych. Średnia długość życia wynosiła wówczas zaledwie 24 lata.
Autentyczną sensacją są same sarkofagi i odkryte na szczątkach zmarłych ubrania. Znawców tematu zdumiewają bogate polichromie olejne, w większości przypadków ze złoceniami, które mają dekorację malarską i plastyczną w formie nakładanych elementów odlewanych. Na niektórych dziecięcych trumnach widać zdobienia w postaci malowanych z natury różnobarwnych kwiatów. Na sarkofagu Johanny Henrietty umieszczono parę tulipanów i róż. U niej też widoczne są pyzowate uśmiechnięte aniołki. Z kolei u Jerzego Wilhelma aniołki są zadumane i pełne rozwagi. Twórcami dekoracji malarskiej, która odróżnia tworkowskie zabytki od innych zachowanych w Polsce, byli z pewnością wprawieni artyści, zapewne z Raciborza lub z Opawy.
W trumnach nie było przedmiotów z metali szlachetnych, co jest charakterystyczne dla prostych i ubogich pochówków protestanckich. Jedynym wyjątkiem jest kobiecy strój głowy, który znajdował się w sarkofagu Klary Ludwiki, wrzucony tam być może przez jej matkę Marię Eleonorę. Jest to wianek z nici ze złotym i srebrnym oplotem naszywany perełkami.
Ogromną wartość mają ubranka; przede wszystkim przewiązany pasem żupanik Jerzego Wilhelma (zm. 1683 r.) nawiązujący wyglądem do polskiego stroju szlacheckiego oraz sukieneczka Klary Ludwiki. W jednej z trumienek odnaleziono laleczkę, w innej gąbkę morską podłożoną pod główkę niemowlęcia. Były także koszulki niemowlęce, powłoczki na poduszki, wstążeczki z koszulek i bucików oraz wianki. Prawie wszystkie zachowane ubranka uszyto z jedwabiu jako stroje pośmiertne, wykonane pobieżnie i dekorowane bogato kokardkami.
Cały zbiór wyróżnia się na tle podobnych zachowanych w Polsce na Wawelu (znajduje się tu najstarszy tego typu zabytek, XVI-wieczne buciki Zygmunta Augusta) oraz Brzeżanach, Brzegu, Legnicy, Złotowie i Sierakowie. Może imponować na tle podobnych eksponowanych we Wiedniu i Monachium. To jedyny tak duży zespół sarkofagów dziecięcych w Polsce. Znawcy oceniają je jako bezpretensjonalne i proste, bez charakterystycznej dekoracji plastycznej, z własną kolorystyką w żaden sposób nie nawiązującą do śmierci. Tak jakby śmierć nie była czymś tragicznym, a wręcz przeciwnie, radosnym przejściem do życia wiecznego.
Większość z możnowładców pochowanych w tworkowskim kościele nie ma płyty nagrobnej. Do 1676 r. epitafium z piaskowca miał jedynie Wacław von Reiswitz. Na polecenie jego żony zostało ono potem umieszczone przy wejściu do zamku. Jedynym wyjątkiem jest Philipina hrabina Cappy z domu hrabianki Hoverden, urodzona w 1779 r., a zmarła, wskutek wylewu, w 1839 r. Umiejętnie grająca na gitarze Philipina spędziła w Tworkowie kilka chwil z Josephem i Wilhelmem von Eichendorff. Była ciotką znanego poety romantycznego z Łubowic. Znamienne, że przy hrabinie Kronika parafii Tworków wspomina: - Dnia 11 czerwca 1839 r. hrabianka Cappy pożegnała się z zamkiem tworkowskim aby przenieść się jako ostatnia lokatorka do krypty w kościele tworkowskim. Odtąd krypta została zamurowana i nikt już więcej nie miał do niej dostępu. Krypta znajduje się pod tzw. babnikiem i mało kto z tworkowian jeszcze wie, że pod jego posadzką spoczywają prochy dawnych właścicieli z Tworkowa.
Kościół w Tworkowie to przepiękny przykład górnośląskiego baroku. W ostatnich latach został gruntownie odnowiono a wnętrze odrestaurowane. Można tu obejrzeć piękną dekorację stiukową Antoniego Signo z Opawy, lożę kolatorska, późnobarkowa polichromię z połowy XVIII w., nad chórem malowidło z kompozycją Sądu Ostatecznego, bogato zdobiony, dwukondygnacyjny ołtarz główny, XVII-w. obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem i płaskorzeźbę św. Judy Tadeusza. W ścianie północnej wmurowano tablicę poświęconą błogosławionemu ks. Emilowi Szramkowi, pierwszemu wyniesionemu na ołtarze synowi ziemi raciborskiej, urodzonemu w 1887 r. w Tworkowie. Na zewnątrz znajduje się grób ks. dr. Augustyna Weltzla, największego historiografa Górnego Śląska, niegdyś tutejszego proboszcza. Pierwotny kościół parafialny, o którym niewiele dziś wiemy, był drewniany. 2 maja 1676 r. jeden z wieśniaków trafił z fuzji w słomiany dach jednego z domów w ciągu zabudowań wsi, który natychmiast się zapalił, a ogień szybko przeniósł się na kościół i plebanię. Spaleniu uległa większa część zabudowy. Po pożarze parafia korzystała prawdopodobnie z kościółka filialnego p.w. Św. Urbana. Obecny kościół został wzniesiony w latach 1691-1694 według projektu Jana Zellera z Opawy i poświęcony świętym Piotrowi i Pawłowi. Konsekracji dokonał biskup Jan Brunetti z Wrocławia w październiku 1697 r. W 1713 r. proboszcz Słuchaliusz ufundował ołtarz boczny Najświętszej Marii Panny, a w 1719 r. ołtarz św. Jana Nepomucena. W 1775 r. w kościele zamontowano nową drogę krzyżową. W 1794 r. ściany pokryto iluzoryczną polichromią. W 1779 r. na skraju wsi zbudowano późnobarokowy pielgrzymkowy kościółek Św. Urbana, który stanął na miejscu pierwotnego, również drewnianego i uszkodzonego poważnie w 1687 r. Znajdują się przy nim stare lipy i kamienna grupa ukrzyżowania. W 1848 r. grzebano przy nim protestantów i miejscowe ofiary epidemii tyfusu. Od 1912 r., po odłączeniu od rozległego dekanatu raciborskiego, Tworków jest siedzibą utworzonego wówczas dekanatu tworkowskiego, w skład którego weszły również parafie: Bieńkowice, Krzyżanowice, Rudyszwałd, Sudół i Zabełków.
opr. waw
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany