Jak to nasi przodkowie bobry wybili
Czytadło na weekend. Medycyna widziała w nich panaceum na wszelkie dolegliwości, kuchnia przysmak na książęce stoły, a handlarze walutę. To stało się powodem masowego wybijania bobrów. Spotkał je w Polsce taki sam los jak bizony w Ameryce Północnej. W niektórych regionach zanikły całkowicie.
- Bobra wyszukiwano dla skóry, która pomagała podagrykom i paralitykom, dla sadła, którym smarowano chorych, dla strojów, które znów wracały zdrowie człowiekowi, broniły od epilepsji i pomagały w chorobach kobiecych – stare przekazy jednym tchem wymieniały cudowne właściwości upolowanego bobra.
Ów strój nazywano castoreum. Była to substancja o silnym zapachu piżma, wysuszona na czerwono-brunatny proszek, używana do wyrobu pachnideł, jako przyprawa do potraw albo lekarstwo na wszelkie choroby. - W dawnej sztuce leczenia poszukiwana była lepka maść pachnąca, znajdująca się u bobra w dwóch pęcherzykach (...) zwana w aptekach strojem bobrowym. Dziś ten środek lekarski wiele stracił na swej wziętości – czytamy w pewnym opisie.
Jeszcze w XIX wieku z całą powagą twierdzono, że „strój bobrowy na zdrowy organizm wzięty zupełnie jest obojętny, w chorym organizmie działa pobudzającym sposobem na mózg i mlecz kręgowy, szczególnie zaś na niższego brzucha, przy chorobliwej drażliwości i czułości w tej sferze. Użyty w bardzo wielkich daniach działa podniecająco, przymnaża ciepło i przeziew skóry, przyśpiesza prędkość pulsu. Strój bobrowy używa się w następujących chorobach: histerii, hipochondrii, przy wyczerpanej czułości nerwowej, osobliwie mózgu i mleczu, w napadach nerwowych, bólu głowy, omdleniach, biciach serca, w kurczach piersiowych, zawrotach głowy i migrenach, w newralgii niższego brzucha, a najbardziej przy porodzie u położnic”.
Bobrem nie gardzili kucharze. W Encyklopedii Staropolskiej Gloger wzmiankuje: - kuchnia polska przyswoiła do potraw rybnych i bobry robiąc z nich i na post kiełbaski, potrawki plusk, czyli ogon ceniąc nade wszystko, jadano go w ścisłe nawet posty, utrzymując, że zwierz ten należy do ryb, ponieważ ogon ma łuskami pokryty.
Sporym wzięciem cieszyły się kołdunki z bobra. - Wziąwszy pieczonkę bobrową – mówi stary przepis - odłączyć wszystkie mięso od kości, odrzucić żyły i plewki, samo mięso skroić najdrobniej, lecz nie siekać. Utrzeć na tarce korzenia gałganu kawianą łyżeczkę, cokolwiek estragonu, soli w miarę, trochę pieprzu. Stosownie do ilości mięsa, trzecią część łoju wołowego, kruchego od nerek, oczyszczonego z plewki, najdrobniej usiekać, cebuli kilka w łusce zagotowanych, obrać z łuski, usiekać, to wszystko zmięszać, z dodaniem dwóch jaj. Poczem formować kołdunki, zawijając tak przygotowane mięso do ciasta, dobrze zarobionego i rozwałkowanego. Gotować z pilnością, aby do naczynia nie przylegały, spuściwszy na wrzątek zasolony; poczem wybrać łyżką durszlakową, ostróżnie, aby nie popsuć, na półmisek, rozpuścić do gorąca masła z suchym bulonem, zalać kołdunki, i tartym parmazanem osypać. Ten artykuł, jak zaspokoi apetyt i nasyci, tak równie dogodzi najdelikatniejszemu smakowi”.
Przydatne były bobrze ogony. - Odwarzywszy ogon bobrowy, który ieżeli chcesz możesz w sztuki porąbać, który w occie i soli odwarzywszy uwierć w czosnku jak masło, octu winnego, oliwy albo masła, przywarz i daj na stół – głosi stara receptura.
W średniowieczu bobry stały się hitem eksportowym Słowiańszczyzny. W X wieku ceniono ich skórę. W tymże stuleciu arabski geograf Ibn Hauqal twierdził, że bobrze futra w Hiszpanii pochodziły z rzek słowiańskich i transportowano je statkami z zatok Morza Bałtyckiego. Zygmunt Gloger w swojej Encyklopedii Staropolskiej przytacza rejestr, podany w 1229 roku przez Jaśka z Makowa księciu Konradowi Mazowieckiemu, z którego wynika, że na XIII-wiecznym Mazowszu prowadzono hodowlę bobrów, uważając przy tym, by maść zwierząt była jednakowa i ciemna.
Posiadanie żeremi bobrowych traktowano jako symbol bogactwa i prestiżu. Upolowane bobry przynoszono na książęcy dwór i tam – dla lepszej kontroli – dopiero je oprawiano. Futra bobrowe można było mieć wyłącznie z nadania króla bądź z zakupu od jego bobrowniczego. Jeśli ktoś posiadał futerko z innych źródeł, był traktowany jako kłusownik i surowo za to karany. Wspomniany bobrowniczy miał nie tylko za zadanie polować na te zwierzęta, ale opiekować się siedliskami, czyli gonami i żeremiami, nazywanymi także bobrowniami.
Na bobry polowano w różnych porach roku. Latem podczas łowów używano specjalnie przeszkolonych psów tropiących. Dla pozyskania skórek starano się polować tylko w zimie. Wyrąbywano wtedy przeręble i zakładano sidła bądź też zasadzano się i kiedy bóbr podpłynął do otworu zabijano go. Po upolowaniu zwierzę należało czym prędzej wysuszyć. W przeciwnym razie skórka zamarzała i traciła swoje walory.
Bobry zajmują ważne miejsce w dokumentach książęcych kancelarii. Połów i hodowlę tych zwierząt traktowano jako książęce regale. Nie można więc było tego czynić bez przywileju władcy. Przy dworach działały grupy myśliwych wyspecjalizowanych w polowaniach na bobry. W 1222 roku na przykład, książę opolsko-raciborski Kazimierz, pozwalając na osiedlenie się niemieckich kolonistów w dobrach biskupich w Ujeździe, przyznał im dochody z rybołówstwa i młynarstwa, wyłączając prawo polowania na bobry, których nogi i ogony uważano za smakowity kąsek. Ten sam władca, przenosząc w 1228 roku z Rybnika do Czarnowąsów klasztor norbertanek, zwolnił siostry z obowiązku utrzymania służby bobrowniczej.
Wojewoda Klemens i jego brat Wierzbięta, którzy na prośbę wspomnianego Kazimierza uczestniczyli w budowie nowych murów dla zamku w Opolu, dostali za to dziewięć wsi, dwadzieścia pługów ziemi w trzynastu osadach oraz prawo polowania na bobry. W 1245 roku książę górnośląski Mieszko Otyły, darując biskupstwu wrocławskiemu Poniszowice w okolicach Toszka, zwolnił tamtejsze stawy od obowiązku przyjmowania książęcych myśliwych bobrów. W datowanym na 1258 rok przywileju gospodarczym dla klasztoru w Rudach, książę Władysław zapisał, iż obok prawa do łowiectwa i rybołówstwa, cystersi mogą eksploatować gony bobrowe. Nadania miały dla mnichów duże znaczenie. Ich ziemie gęsto porastały lasy, które były ostoją tych zwierząt.
Za wchodzącym dawniej w skład dóbr zamkowych Proszowcem, obecnie część Raciborza, na Odrze była wyspa, a za nią tama, gdzie łączyły się ramiona rzeki. Jedno to tak zwana stara Odra. Drugie określano mianem „Struzina”. Rybacy łowili tu łososie i jesiotry oraz bobry. Ich ogony i tylne łapki musieli oddawać na zamek wraz z określoną ilością ryb.
Bobry straciły na znaczeniu w XIV/XV wieku, kiedy to zwierząt tych po prostu zaczęło brakować. Spotkał je taki sam los, jak bizony w Ameryce Północnej. Medycy, kucharze i kupcy zgłaszali coraz większe zapotrzebowanie na bobrze korpusy. Ci ostatni traktowali skóry bobra jako doskonały środek płatniczy, równy niemal pieniądzowi kruszcowemu. Książęta rozdzielali bobrze przywileje na prawo i lewo, tym chętniej im trudniej było znaleźć regiony, gdzie znajdowały się jeszcze bezbronne zwierzęta. Czyhali na nie myśliwi i wygłodniałe chłopstwo, kłusujące kiedy i gdzie się da. Zanikanie gatunku było tak szybkie, że w XVI wieku – jak czytamy w kronice Rybnika – „nie słychać już nic o nich”.
Opr. G. Wawoczny
Wykorzystano opracowania: M. Parzyszek; Bóbr w źródłach archeologicznych i pisanych, K. Bockenheim, Przy polskim stole, G. Wawoczny, Kuchnia raciborska. Podróże kulinarne po dawnej i obecnej ziemi raciborskiej.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany