Z dziejów karczmy w Lasokach
Czytadło na weekend. To historia przeciętnej rodziny, z mojego punktu widzenia niezwykłych charakterów i postaci. Ich życie na ziemi śląskiej łatwym nie było. Kilka pokoleń pracowało na szacunek mieszkańców oraz na dochody, które pozwoliły wykształcić dzieci i wnuki oraz żeby po prostu zwyczajnie żyć.
Każda rodzina potrzebuje korzeni i wiedzy na temat swojej przeszłości. W czasie imprez rodzinnych (i tych wesołych jak i smutnych) wspominamy śmiesznego wujka, kawalarza brata czy też uroczą ciocię. To jakie mamy korzenie kształtuje nasze postawy i charaktery a bardzo często pomaga przy podejmowaniu kolejnych życiowych decyzji. Zadajemy sobie pytanie: - co na moim miejscu zrobiłby tato, jak postąpiłaby babcia?
Opisana historia dotyczy przeciętnej rodziny, ale z mojego punktu widzenia niezwykłych charakterów i postaci. Ich życie na ziemi śląskiej łatwym nie było. Kilka pokoleń pracowało na szacunek okolicznych mieszkańców oraz na dochody, które pozwoliły wykształcić dzieci i wnuki oraz żeby po prostu zwyczajnie żyć.
Mam na imię Antoni i urodziłem się w Lasokach k. Raciborza. Bieg historii zmienił nazwę na Lasaki, ale nadal jest to piękne i magiczne miejsce. Niedaleko mojego domu płynie Odra - rzeka o silnych prądach, niebezpieczna i w obecnych czasach rozlewająca się nie tylko na pobliskie pola i łąki. Zalewa domy oraz gospodarstwa powodując spustoszenia i straty w każdej rodzinie. Ale wtedy, 60 lat temu, była miejscem spotkań i zabawy a także pierwszych lekcji pływania. Mama nie dowie się jak często jej dzieci były w niebezpieczeństwie i jak często nasza lekkomyślność mogła spowodować tragedię.
Urodziłem się w pokoju w gospodzie moich dziadków. Karczma, widoczna na całą okolicę, była i jest sentymentalną częścią mojego życia. Tam wracałem z Raciborza do dziadków na wakacje (wyprowadziłem się z rodzicami i siostrą, gdy miałem 8 miesięcy) i tam przyjeżdżałem, gdy byłem na studiach, by pomóc dziadkowi w polu. O nich jest ta historia.
Johanna i Józef
Babcia Johanna to mama mojej mamy. Uśmiechnięta na zdjęciach ale doświadczona przez los. Wcześnie rozpoczęła dorosłe życie wychodząc za mąż, miała dzieci w tym Elżbietę, moją mamę. Pracowali razem z mężem ciężko, zbudowali dużą karczmę, gdzie babcia przygotowywała posiłki, kierowała zakupami i zapraszała gości.
Karczma
Duży budynek o architekturze spotykanej w tamtych czasach. Na parterze mieściły się pokoje, stało pianino, a w kuchni duży piec. To było miejsce spotkań gospodarzy z Lasok i okolicy. Na piętrze ściany pokrywały malowidła, piękne krajobrazy rodem przypominające okolice Bawarii. Malarz i zarazem gość karczmy, narysował krajobrazy o jakich marzyła babcia. Z piętra prowadziły schody na poddasze, gdzie dziadek trzymał słomę, grasowały myszy i straszyło. Karczma miała bardzo głęboką piwnicę, w której przetrzymywano żywność i lód. Na tamte czasy był to ewenement, tak jak i telefon, który był jedynym w tej okolicy. Babcia i dziadek pracowali dla siebie i swoich dzieci ale śmierć zabrała dziadka wcześnie i babcia Johanna została sama.
Johanna i Suchanek
Samotna kobieta z dziećmi oraz karczmą wydawałoby się, że nie poradzi sobie dalej w życiu. Drugim jej mężem został Suchanek, którego nazwisko nadal widnieje na frontowej ścianie karczmy. Czy on tylko przejął interes? Moim zdaniem nie chociaż wspomnienia mojej mamy z tamtego okresu nie były zbyt radosne. Dziadek był energicznym mężczyzną, który twardą ręką wymagał pomocy od swoich przybranych i prawdziwych dzieci. Doglądał karczmy, ale to jego dzieci (moja mama i wujek) musieli przebywać w karczmie i pracować. Dziadek miał zmysł dobrego organizatora (dzisiaj powiedzielibyśmy, iż był specjalistą od logistyki), który oddelegował wiele obowiązków rodzinie. Transport, zaopatrzenie a także udoskonalenia, które wprowadził dały mu uznanie i szacunek tamtejszych gospodarzy. A życie rodzinne? Moja mama wspominała ciężką pracę w karczmie, pijane głosy gości i godziny tam spędzone. Jej dzieciństwo to była praca dla rodziców ale wtedy takie to były czasy. Karczma przeżywała swój rozkwit. Dodatkowo dziadek obrabiał pola jak każdy gospodarz z okolicy, miał duży ogród przy domu. Babcia Johanna podupadła na zdrowiu i usunęła się w cień życia rodzinnego. Nadal jednak to była jej karczma z cały zapleczem oraz jej rodzina.
Moi rodzice Elżbieta i Augustyn
Karczma w Lasokach nie była miejscem szczególnie lubianym przez mamę. Może ciężkie i pracowite dzieciństwo spowodowało, iż perspektywa wyprowadzki po ślubie do Raciborza była obiecująca. Miałem 8 miesięcy, kiedy razem z rodzicami i 6 –letnią siostrą Joanną przeprowadziliśmy się do miasta. Zamieszkaliśmy w kamienicy na ul. Londzina. Mieszkali z nami sąsiedzi różnych wyznań i różnych narodowości. Mama zajmowała się domem, a tato pracował w Raciborzu. To były czasy mojego dorastania i łatwiejszego startu w życiu w porównaniu z rodzicami i dziadkami. Chodziłem do szkół podstawowych, potem liceum w Raciborzu. Decyzja o wyjedzie a także studia to kolejna historia chyba już dla moich dzieci i wnuków.
Gdy miałem 2 lata na świat przyszła moja druga siostra Marysia, i tak żyliśmy z rodzicami w Raciborzu. Kolejne wakacje spędzaliśmy w Lasokach, z dziadkami, a później już tylko dziadkiem. Wspomnienia pozostały i sentyment do tej ziemi, zapach pól a także widok karczmy, którą dzisiaj opiekują się dzieci mojej starszej siostry. Czasami będąc w okolicy pukam do drzwi sąsiadów, którzy pamiętają czasy moich i ich rodziców. Karczma była świadectwem dużej przedsiębiorczości oraz odwagi, aby w tamtych czasach prowadzić taki interes. To jest miejsce do którego wracam , bo tam są moje korzenie.
Sięgam do historii rodziny ponieważ wiele zdarzeń było ciekawych i niespotykanych na tamte czasy. Jednocześnie to czas dorastania mojej mamy i jej rodzeństwa a także kształtowania ich postaw życiowych. Opisana historia jest pięknym świadectwem czasów, które bywały trudne ale i ciekawe. Czy ktoś pamięta jeszcze czasy karczmy lub opowiadania o niej i mojej rodzinie? Proszę o kontakt przez redakcję.
Antoni z Poznania
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany