Kto i kiedy wybudował tajemniczy tunel przy wojnowickim pałacu?
Wiosna 2013 roku była wyjątkowo deszczowa i mokra. Ziemia była już tak nasiąknięta wodą, że w parku tworzyły się kałuże, które stały całymi tygodniami i nie bardzo chciały wsiąkać. Tym bardziej dziwne było, że w jednym miejscu, na wschód od południowego skrzydła pałacu, woda znika szybko i na dodatek z szelestem. Za kilka dni wszystko się wyjaśniło gdy pewnego ranka w tym właśnie miejscu pojawiło się spore zapadlisko.
Pewnie by nie było z tego powodu wielkich emocji gdyby nie fakt, że odwiedzający często przypałacowy park dawny pracownik gospodarczy szpitala przypomniał sobie, jak to po długotrwałych opadach deszczu w pamiętnym roku powodzi tysiąclecia, czyli w lipcu 1997 roku, także zapadła się ziemia na polanie od wschodniej strony pałacu. Wtedy potraktowano to jako zwykłą sytuację w miejscu, gdzie pełno starych fundamentów, murków i zasypanych wykopów. Zignorowano więc sprawę, zasypano byle czym, a w szczególności żużlem z pieca ogrzewającego wodę dla setki pacjentów i personelu szpitalnego, a po kilku miesiącach trawa i liście z opadających drzew zakończyły temat.
Wobec informacji, że to nie pierwszy raz i na dodatek w jednej linii z poprzednim zapadliskiem, postanowiliśmy zbadać to miejsce, które miało wymiary ok. 1 x 7 metrów oraz jakieś 5 m głębokości. Nie znalazł się taki śmiałek, który chciałby tam zejść, choćby na drabince linowej, bo niezabezpieczone, mokre ściany groziły w każdej chwili osunięciem. Sprowadzona koparka odgarnęła wierzchnią warstwę ziemi w zapadlisku i okazało się, że pod spodem jest pełno cegieł i starej zaprawy, co oznacza ni mniej, ni więcej, że pod ziemią znajdował się jakiś murowany tunel. Nic więcej nie można było zrobić, jak tylko zapadlisko zasypać. Rzucał się jednak w oczy fakt, że linia zapadliska była nie tylko jakby przedłużeniem zapadliska sprzed 17 lat, a na dodatek jak by ją pociągnąć w stronę południową, prowadziła dokładnie do starej ...studni.
W tej sytuacji pozostawało jedynie przyjrzeć się dokładniej studni, która jednakowoż ma nie tylko wielką średnicę (ok. 280 cm), ale przede wszystkim jest bardzo głęboka. Od lustra wody dzielą bowiem osobę zaglądającą do wnętrza 22 metry, a zapewne poniżej lustra wody również jest parę metrów. Liczba odważnych, chętnych do gruntownego zbadania studni od razu spadła do zera. Trzeba było sprowadzić taternika - speleologa ze specjalnym sprzętem.
Kiedy już taki się pojawił i przystąpił do opuszczania się w głąb studni, okazało się że jakieś 7 m od powierzchni ziemi, cegły z których murowana jest studnia, od strony północnej są murowane gorszą zaprawą, dającą się wykruszyć niemal gołymi palcami i można je wyciągać. Po wyjęciu kilku z nich potwierdziło się przypuszczenie, że do studni prowadzi tunel o przekroju ok. 1,30 m na 2,2 m w najwyższym miejscu stropu łukowego. Po dokładnym "otwarciu" tunelu okazało się, że już kilkanaście metrów dalej jest rumowisko i na dodatek powrastały do środka potężne korzenie z pobliskiego, prawie dwustuletniego buka. Na domiar złego istniejący strop też trzyma się "na włosku" i nie było sensu próbować przebijać się przez zapadniętą część korytarza. Poza tym, w dostępnej końcówce tunelu praktycznie niczego nie znaleźliśmy. Na ścianie studni, obok wejścia do tunelu, wyraźnie widać wgłębienia po wmurowanych tu kiedyś żelaznych klamrach służących do poruszania się w górę i w dół.
Ponieważ studnia znajduje się w absolutnie najlepszym miejscu na całym obszarze przypałacowego parku ( jak stwierdził kiedyś wcześniej radiesteta, na skrzyżowaniu pięciu żył wodnych), należy sądzić iż nie było potrzeby kopać innej i ta istniejąca została wykopana na samym początku, kiedy to Johann Kuh budował w 1828 roku swój pierwszy wohnhaus. Jeśli chodzi o tajemniczy korytarz, to właśnie dr Kuh miał wszelkie możliwości do takiej inwestycji, bo już w latach 40. XIX w. był właścicielem kopalni Charlotte w Rydułtowach i zatrudniał górników, dla których drążenie podziemnych korytarzy było normalnym zajęciem.
W kwestii: kto, kiedy i w jakim celu budował tunel wiele by nam wyjaśniło gdybyśmy wiedzieli gdzie znajduje się jego koniec. Ponieważ przebiega on równolegle do pałacu, to ciekawe jest w którym miejscu skręca w lewo w kierunku pałacu i gdzie znajduje się tajemne wejście... Jeśli by nie miał połączenia z pałacem, to jaki sens miałoby jego budowanie, skoro w kierunku północnym, za murem są już tylko pola? A nawet jeśli kiedyś był tam las, to po co komu by było połączenie lasu ze studnią, z pominięciem pałacu? Skoro jednak łączy się z pałacem, to musi to być w jego północno-wschodnim skrzydle, bo za czasów Kuh`a tylko ta jego część istniała. Jeśli by tak było, to jest tylko jedno takie miejsce w pałacowych piwnicach, w którym jest to możliwe.
W czasie rozbudowy wohnhausu w istniejący w dzisiejszym kształcie pałac neobarokowo-klasycystyczny, wchłonięta została przez gruntownie powiększający się budynek stara baszta, której mury wyraźnie widoczne są w piwnicy, najbardziej na parterze, jako wnęka w sali myśliwskiej, aż po I piętro. Może ta baszta sięga głębiej w ziemię, bo przecież aby wydostać się z poziomu minus 7 m do piwnicy potrzebna była klatka schodowa, albo przynajmniej drabina w baszcie...
Co jeszcze przemawia za budową tunelu w czasach Johanna Kuh`a? Przede wszystkim fakt, że był on gospodarzem tajemniczych spotkań masońskich i z tego powodu mógł mieć powód by coś ukrywać i ewentualnie potajemnie ewakuować. Działalność wolnomularska zawsze bowiem była na cenzurowanym, budziła mieszane emocje, a w niektórych okresach i krajach nawet bywała zakazana...
Drugi wątek tej sprawy jest taki: czy późniejsi właściciele pałacu, rodzina von Banck wiedziała o tajemnym podziemiu, a jeśli tak, to czy nie skorzystała z tej przestrzeni w 1945 roku, kiedy zbliżał się dzień gdy będą musieli opuścić pałac przed nadciągającą Armią Czerwoną?
Trudno przecież było zabrać ze sobą olbrzymie ilości cennych przedmiotów z wyposażenia pałacu do jednego samochodu osobowego, w dodatku w niepewną podróż, gdyż drogi pełne były zdemoralizowanego wojska, a z powietrza w każdej chwili można się było spodziewać lotniczego ataku. Poza tym, nikt nie mógł przypuszczać, że kiedy się już wszystko uspokoi nie będą mogli wrócić na swoje włości.
A gdyby nawet mieli do dyspozycji kilka ciężarówek i chcieli zaryzykować taki transport, to musieli by jeszcze mieć gdzie go zdeponować, a innego majątku na terenie III Rzeszy nie posiadali. Co prawda, zapewne mieli gdzieś bogatych krewnych, ale chyba lepszą ewentualnością jawiło się ukrywanie majątku, jak wywożenie w nieznane...
Nadal więc otwarte pozostają i pewnie na długo (jeśli nie na zawsze) pozostaną bez odpowiedzi pytania: kto naprawdę i w jakim celu tunel zbudował, gdzie ukryte jest do niego wejście i czy coś tam jeszcze się znajduje, co warte by było przeprowadzenia bardzo kosztownych i dość niebezpiecznych robót budowlanych mających na celu znalezienie wejścia do tunelu i umożliwienie bezpiecznego dostania się do jego wnętrza.
Jedno jest pewne, przyjemnie żyć w niepewności czy pod pałacem kryje się jakaś sensacyjna zagadka i pomarzyć czasem, że pewnego dnia zostanie ona rozwiązana...
Zbigniew Woźniak
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.