Cudowna broń Adolfa Hitlera
Dwukrotnie historia splątała losy Adolfa Hitlera z ziemią raciborską. Raz wodza III Rzeszy uratował z pola bitwy pod Bapaume bieńkowicki sanitariusz Johann Jambor, drugi raz raciborski antyfaszysta Erwin Schmidt pokrzyżował mu plany budowy bomby atomowej.
- Raciborska dywersja, chociaż pozostaje wydarzeniem mało znanym, to była punktem zwrotnym niemieckiego programu jądrowego i jednym z najważniejszych wydarzeń drugiej wojny światowej - czytamy w opracowaniu pt. Broń jądrowa i radiologiczna, zamieszczonym na forum dyskusyjnym studentów krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Anonimowy autor sięga w nim do mało znanych wydarzeń z 1941 roku, opisanych ostatnio na łamach Historii materiałów wybuchowych Georga I. Brown'a (Książka i Wiedza, 2001). Dotyczą raciborskiego epizodu, związanego z budową niemieckiej bomby atomowej.
Tajny niemiecki program pilotowało Towarzystwo Uranowe (Uranverein). W stolicy III Rzeszy planowało zbudować doświadczalny reaktor atomowy. Na potrzeby badań potrzebowano dwóch materiałów - paliwa oraz substancji spowalniającej neutrony. Paliwem był uran. III Rzesza posiadała go pod dostatkiem, m.in. ze złóż dolnośląskich. Gorzej ze wspomnianą substancją. Pracujący dla nazistów naukowcy za najlepszą uznali ciężką wodę. - Produkcja ciężkiej wody okazała się jednak wąskim gardłem. W 1941 roku Norsk Hydro wyprodukowało mniej niż jedną tonę. Bez zwiększenia produkcji Uranverein musiałoby czekać jeszcze wiele lat na uzyskanie odpowiedniej ilości deuteru - pisze Rainer Karlsch w książce Atomowa bomba Hitlera - historia tajnych niemieckich prób z bronią jądrową.
Pracujący w Heidelbergu fizycy doświadczalni, Paul Harteck i Walter Bothe, uznali, że najlepszą alternatywą dla ciężkiej wody jest grafit. Tak zrodziła się koncepcja budowy reaktora grafitowego.
Bothe zamówił grafit w firmie Siemens. Dostarczono mu go między czerwcem 1940 a styczniem 1941 roku. - Podczas pierwszych pomiarów nie dysponował jeszcze ultraczystym materiałem. Zakładał, że przy zastosowaniu materiału lepszej jakości będzie można uzyskać lepsze rezultaty - pisze Karlsch. Doświadczenia nie przyniosły, niestety, zadowalających wyników. - Wyciągnął więc wniosek, że grafit, nawet w najczystszej postaci, nie może być brany pod uwagę jako moderator. Nie wiedział jednak, że użyty przez niego materiał nie był tak czysty, jak zakładano - czytamy dalej u Karlscha.
Wszystko przez Erwina Schmidta, głównego technologa działających od 1895 roku zakładów Siemens-Planiawerke AG fur Kohlefabrikate w ówczesnym Ratibor (po wojnie ZEW, a obecnie SGL Carbon Polska). Raciborska filia koncernu Siemensa otrzymała zamówienie na sto sztuk bloków grafitowych o wymiarach 3 x 0,6 metra. Schmidt był odpowiedzialny za realizację zamówienia. Zastanowiły go wyśrubowane normy technologiczne i krótki termin realizacji. Uznał, że zamówienie związane jest z produkcją wojskową. Postanowił dokonać sabotażu. Ukrywając to w specyfikacji, zanieczyścił grafit pirytem oraz związkami wapnia i siarki.
Doświadczenia Waltera Bothe nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, bo nie mogły. Schmidt wysyłał mu z Raciborza zanieczyszczone bloki, a Bothe naiwnie wierzył, że odpowiadają podanym w dokumentacji parametrom. Naukowiec z Heidelbergu nie zorientował się, że padł ofiarą sabotażu. Niemcy ostatecznie zaniechali dalszych prób, uznając, że "ich przemysł nie jest w stanie wyprodukować grafitu o najwyższym stopniu czystości" - pisze Karlsch.
Nie była to prawda. Zakłady Siemensa w Ratibor miały takie możliwości. - Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że w każdej chwili mogliśmy wyprodukować i dostarczyć elektrografit o wyższym stopniu czystości niż jest to zwykle wymagane do celów technicznych - pisał 9 września 1947 roku Erich Hohne, były dyrektor Siemens-Planiawerke, do Wernera Heisenberga, fizyka teoretyka, noblisty, od 1941 roku kierownika niemieckich badań nad bombą atomową. Heisenberg był zaskoczony. Obwinił władze, że nie posiadał takich informacji. - Nie za sprawą przemysłu więc nie przystąpiono w Niemczech już w 1940 roku do budowy reaktora grafitowego. Nikt po prostu nie zwrócił się wtedy do firmy Siemens w tej kwestii - pisze Karlsch. Nie nabrano żadnych podejrzeń. Oszustwo Schmidta wyszło na jaw dopiero po wojnie. Sprawa stała się głośna m.in. za sprawą publikacji amerykańskich.
Dawny ZEW odgrywał kluczową rolę w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. W Archiwum Państwowym w Raciborzu znajdują się przedwojenne dokumenty zakładu, w tym obfita, tajna korespondencja z dowództwem Luftwaffe (w tym sygnowana przez Hermanna Gringa) oraz Kriegsmarine. W raciborskiej filii Siemensa produkowano elementy niezbędne przy produkcji Junkersów czy U-Bootów. Według stanu na dzień 25 marca 1942 roku, znajdowała się na liście siedmiu zakładów przemysłowych Śląska, zakwalifikowanych do I klasy obiektów wymagających szczególnej ochrony ze strony Wehrmachtu przed nalotami. Do chwili wejścia Rosjan w marcu 1945 roku, dawny ZEW miał silną ochronę przeciwlotniczą, zlokalizowaną przy obecnej ulicy Srebrnej. Armia Radziecka totalnie splądrowała zakład, wywożąc do ZSRR praktycznie całe wyposażenie.
Mimo spustoszeń, od czerwca 1945 roku władze polskie zaczęły uruchamiać zakład. W ramach tajnego programu w ZEW-ie produkowano m.in. elementy do przenoszących broń jądrową radzieckich rakiet SS-20. Niewiele osób wie, że w 1954 roku Prezydium Rządu podjęło decyzję o podjęciu prac nad zbudowaniem polskiego reaktora doświadczalnego. W zespole naukowców działał Jerzy Chmielewski. Tak wspomina ten okres: - Na studiach poznaliśmy zasady budowy i działania reaktorów atomowych (%u2026). Trafiłem np. na opis budowy pierwszego grafitowego stosu atomowego i pierwszych prób Fermiego na nim. Mnie, oczywiście, najbardziej interesowały raporty dotyczące aparatury i metod pomiarowych. (%u2026) Pewnego dnia przeprowadziliśmy się do odremontowanych baraków po Metrobudowie na ulicy Panieńskiej na Pradze, nad Wisłą. (%u2026) Zaczynała działać administracja. Pojawili się wartownicy. Dostaliśmy samochód - Skoda furgon, który pełnił też rolę limuzyny dla Kierownictwa. (%u2026) Na początku lipca zawiózł mnie do Gliwic, abym z tamtejszego Instytutu Onkologii mógł zabrać pół grama radu w platynowych igłach. Przekazano je nam w pojemniku ołowianym, który z pewnością nie zapewniał wymaganej osłonności i dlatego ustawiliśmy go tuż przy tylnej klapie auta. (%u2026) Igły radowe zostały dostarczone do Instytutu Chemii Ogólnej, gdzie prof. Jerzy Minczewski przerobił je na źródło neutronów Ra-Be. Źródło to było potrzebne do pomiaru jakości grafitu "reaktorowego", który pewnego dnia został w drewnianych skrzyniach przywieziony z Raciborza na Panieńską. Dla zachowania tajemnicy skrzynie wnosiliśmy do hali baraku, aby następnie grafitowe bloki układać w "stos atomowy". Robiliśmy to odziani w laboratoryjne białe fartuchy i nie trudno sobie przedstawić, jak one potem wyglądały.
Grzegorz Wawoczny
Tajna historia Raciborza w wersji drukowanej, w specjalnej formie do kolekcjonowania w segregatorze i licznymi unikalnymi zdjęciami, co piątek w tygodniku Nasz Racibórz
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany