Raciborszczyzna w okresie zarazy 1848 roku
Jak wspomnieliśmy w poprzednich artykułach wiele osób krytykowało, także na łamach prasy, opieszałość centralnych organów władzy w Berlinie w zwalczaniu zarazy tyfusu na Górnym Śląsku. Sytuacja zmieniła się na początku marca. Przeczytaj część 6.
Wtedy to urzędy berlińskie przeznaczyły na walkę z zarazą znaczne sumy pieniędzy oraz wysłały na Górny Śląsk grupy ekspertów i lekarzy z zadaniem pomocy chorym i koordynowania wszelkich poczynań w tym kierunku. 6 marca w raciborskim Anzeigerze ukazało się ogłoszenie ministra spraw wewnętrznych Prus regulujące wszelkie działania władz lokalnych w walce z zarazą. W zarządzeniu określono szczegółowo jakie organy (administracji ogólnej, służby medycznej, policyjnej) za co odpowiadają oraz jak koordynować wszelkie poczynania w walce z zarazą. W punkcie 2 zwracano uwagę, że jednym z głównych czynników skutecznego zwalczania zarazy jest meldowanie przypadków zachorowań przez rodziny chorych. Wiele rodzin, bojąc się czy to wysokich kosztów leczenia, bądź też odizolowania ich domostw od reszty mieszkańców nie powiadamiała lekarzy i urzędów o zachorowaniach. Warto sobie uzmysłowić, że domy chorych oznaczano, co było koniecznością, specjalnymi napisami ostrzegawczymi. W I połowie XIX wieku ludność była jeszcze bardzo zabobonna, więc rodziny, których domostwa były naznaczone ostrzeżeniami o zarazie inni uważali za nieczyste, a dotknięcie zarazą było rozumiane powszechnie jako kara za grzechy. Nie dziwi więc fakt, że rodziny próbowały do końca ukryć fakt choroby swych członków. To z kolei powodowało szybkie rozprzestrzenianie się zarazy.
Dalej informowano ludność o konieczności codziennej opieki nad chorymi, ścisłym przestrzeganiu zaleceń lekarza, wielokrotnym wietrzeniu pomieszczeń, w których przebywają chorzy. Nakazywano też, w miejscowościach gdzie zaraza wybuchła z pełną siłą, zamykanie gospód, hoteli, nawet kościołów a w szczególności szkół. W tych miejscach bowiem zaraza rozprzestrzeniała się najbardziej.
Wielkim problemem, nad którym należało zapanować, były całe rzesze samotnych i biednych chorych, którymi nikt nie miał się opiekować. Każdy sołtys, właściciel ziemski, starosta czy burmistrz miał obowiązek poszukać dla wspomnianych chorych należytego miejsca pobytu. Zwracano uwagę na fakt, że wielu chorych nie chce opuszczać swych domostw i przenosić się do lazaretów. Należy więc gromadzić chorych w miarę czystych, dużych domach prywatnych zapewniając im tam należytą opiekę.
W piśmie podnoszono wielką rolę dezynfekcji ludzi, sprzętów, domostw ludzi chorych oraz należytego grzebania zmarłych. Ich groby musiały być wykopane w odpowiedniej odległości od ludzkich domostw, a zmarłych powinno się chować w dołach, których głębokość wynosi co najmniej 6 stóp.
Szczegółowe instrukcje otrzymali też urzędnicy i lekarze. Zobligowano ich do ścisłego przestrzegania nadesłanych do każdego powiatu i magistratu instrukcji i zawartych w nich procedur. Nareszcie też zaczęto wysyłać na teren zarazy lekarzy – specjalistów i potrzebny tam personel medyczny. Uruchomiono też, jak wcześniej wspomnieliśmy, pomoc materialną i finansową z budżetu państwa. Jak więc widać, od marca 1848 kręgi rządowe w Berlinie, przestraszone zapewne doniesieniami z Górnego Śląska, wzięły się do poważnego i planowego zwalczania epidemii.
W tych ciężkich dniach, tygodniach i miesiącach walka z zarazą była toczona na wielu frontach. Na początku kwietnia 1848 roku ukazał się w numerze 27 Anzeigera apel podpisany przez „Wielu mieszkańców Raciborza w imieniu mieszkańców miasta”. Autorzy podnosili w nim bolesną sprawę cen mąki i produktów mącznych, głównie chleba w raciborskich piekarniach. Stwierdzano też wyraźnie, że w ostatnim okresie znacznie spadły ceny ziarna, co jednak zupełnie nie wpłynęło na ceny chleba i bułek. Stan taki doskwiera najuboższej ludności, która cierpi nie tylko z powodu zarazy, ale też horrendalnie wysokich cen, w tym wypieków. Jak stwierdzano dalej, przeciętny robotnik nie jest w stanie wyżywić własnej rodziny. Stan taki, spowodowany ludzką chciwością, nie może trwać dalej, bowiem w wyniku ciągle trwającej zarazy oraz wydarzeń politycznych (początek Wiosny Ludów) może przerodzić się w otwarty konflikt społeczny. W kolejnych numerach gazety magistrat i nadzór policyjny publikowały bardzo szczegółowe listy raciborskich piekarzy oraz cenniki różnego rodzaju pieczywa. Praktykę taką stosowano sporadycznie już wcześniej, jednak nie na taką skalę. Urzędnicy chcieli wpłynąć niejako na politykę cenową raciborskich mistrzów cechu piekarzy, szczególnie na tych, których wyroby były najdroższe i odbiegały znacznie od średniej ceny pieczywa. Praktyka taka przyniosła spodziewany skutek i ceny pieczywa, pomimo wspomnianej zawieruchy politycznej związanej z Wiosną Ludów, powoli spadały.
Anzeiger z 11 kwietnia donosił o znacznych sumach pieniędzy, które udało się zebrać różnym organizacjom dobroczynnym na cele walki z zarazą i biedą w mieście. Całą akcją kierowała pani majorowa von Eickstädt, żona dowódcy stacjonującego w Raciborzu oddziału ułanów pruskich. W zorganizowanej przez nią zbiórce domowej wśród pań z raciborskiego towarzystwa zebrano pokaźną sumę 245 talarów i 9 srebrnych groszy. Koncert dobroczynny, które wspomniane panie zorganizowały 28 marca przyniósł dochód w postaci 100 talarów i 1 srebrnego grosza. W dniu koncertu zorganizowano dodatkową kwestę, w wyniku której zebrano ponad 50 talarów. W sumie w niecałe 2 tygodnie panie zebrały ponad 395 talarów i kilka bardzo wartościowych złotych monet. Miejska Komisja ds. Walki z Zarazą i Biedą dziękowała dobroczyńcom, szczególnie niezmordowanej pani majorowej, bowiem zebrana suma pieniędzy bardzo pomogła Komisji w pracy. W marcu 1848 roku Komisja wydała o połowę więcej pieniędzy, niż zaplanowano i w kwietniu wielu chorych i biednych zostałoby bez jakiejkolwiek pomocy.
Natomiast w numerze 29 raciborskiego Anzeigera z dnia 12 kwietnia donoszono o sensacyjnej zmianie w sposobie prowadzenia obrad rady miejskiej. Od tego dnia miały być one prowadzone w sposób jawny i otwarty. W apelu raciborskiego magistratu wzywano wszystkich obywateli miasta do obserwowania obrad rady. Jak nam wiadomo, w raciborskim ratuszu nie było sali, która mogłaby pomieścić dużą ilość osób, tłumy zaś zupełnie nie wchodziły w rachubę. Wiemy też, że nigdy na obradach rady nie pojawiało się znaczne publikum, zwykle byli to zainteresowani przedsiębiorcy i rzemieślnicy, czasem zaś osoby, których zdania rada chciała wysłuchać, później zaś dziennikarze. W pierwszych miesiącach częstymi gośćmi na obradach byli też lekarze i inni specjaliści zajmujący się zwalczaniem grasującej zarazy.
c.d.n. Piotr Sput
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany