Książę Jan zwany Dobrym, który nie miał śmiałości do kobiet i zostawił wielkie skarby
Nigdy się nie ożenił. Nie miał potomków. Ponoć był impotentem, choć nie brak też głosów, że jego nieśmiałość do kobiet należy tłumaczyć homoseksualizmem. Prowadził niezwykle skromne życie. Odkładał każdy grosz, choć nie żałował wydatków na myśliwską pasję i muzykę.
Raziła go rozpusta i rozwiązłość. Stojąc w obliczu reformacji w swoim księstwie wysłał 10 listopada 1524 roku list do papieża Klemensa VII, którego "w łzach zaklinał", by pomógł mu zachować wiarę katolicką wśród poddanych. - Księstwa nam podległe są otoczone przez ludzi luterańskiego wyznania, którzy wywołują obrzydliwe tumulty na wszystkie strony (%u2026) depczą wszystko, co święte i nieświęte, moi prałaci w Opolu (%u2026) przenieśli się do dworków wiejskich, gdzie hulają i o niczym innym nie myślą, jak o sposobie zebrania jak najwięcej pieniędzy, które albo przepuszczą albo zakopią w ziemi, by tym samym zachować je dla przyszłego antychrysta (%u2026), słyszałem i widziałem, jak [zakonnicy] pilnie brali sobie kobiety za żony, opuszczając klasztory i czyniąc to, co podszeptuje rozpusta - czytamy w korespondencji z następcą św. Piotra. - Wprost nie można sobie wyobrazić, ile skandali, bluźnierstw i obelg miota się przeciw Kościołowi, Świętym Pańskim, papieżowi, świętom, postom i kapłaństwu - dodaje z rozżaleniem. Przed śmiercią zaufał jednak czołowemu po Lutrze protestantowi.
Z rzadka opuszczał Górny Śląsk, choć odbył podróż nawet do Włoch. Trzymał się z dala od polityki, choć konsekwentnie umacniał swoje władztwo terytorialne. Kroniki przedstawiają go jako człowieka łagodnego, pokojowego, powolnego w decyzjach, a nawet tchórzliwego, ale bezsprzecznie był dobrym gospodarzem i sprawnym negocjatorem. Sprzyjał polskiej Koronie. Znał ponoć tylko polski język. Dbał o podległą ludność. - Dostojny i sławny książę Jan - pan Śląska, ostatni książę Opola, Głogówka, pan Raciborza. Dla Boga i ludzi dzięki pobożności i dobrodziejstwa wielce zasłużony - czytamy w inskrypcji na jego nagrobku w opolskiej kolegiacie św. Krzyża.
Przebywał najczęściej w Opolu, w zamku na Pasiece, ale dokończył żywota na zamku w Raciborzu, który przyłączył do swojego władztwa jednocząc na powrót całą górną Odrę, niemal w takim kształcie jak za czasów jego pradziada, księcia Mieszka I Laskonogiego, wnuka Bolesława Krzywoustego, dzielnicowego władcy Polski. Za życia, w tzw. przywileju hanuszowym z 8 września 1531 roku, wyraził wolę, by księstwa opolskie i raciborskie nigdy się nie rozłączyły, ale nie przewidział, że staną się dla domów panujących źródłem gotówki na spłatę długów. Śmierci księcia Jana Dobrego niecierpliwie wypatrywali bowiem pretendenci do spadku, w pierwszej kolejności gotówki i kosztowności, jakie zgromadził na zamkach w Raciborzu i Opolu. Kiedy władca przeniósł się do wieczności, w piwnicach tego drugiego zamku znaleziono olbrzymie skarby - w kufrach, workach i beczkach złote i srebrne pieniądze, bryłki złota, kosztowne naczynia, łańcuchy, pierścienie i inne przedmioty ze szlachetnych kruszców.
Żywot księcia Jana Dobrego pełen jest sprzeczności. Postać to zasłużona, ale i tragiczna. Dla księstwa raciborskiego był to zgoła inny, o wiele lepszy władca od Walentyna, ostatniego Przemyślidy na raciborskim tronie, objętym przez jego przodków po bezpotomnej śmierci księcia Leszka (1336). Kiedy Przemyślidzi przejmowali Racibórz, znacznie ludniejszy wówczas od Opola, nikt nie przypuszczał, że doprowadzą księstwo do finansowej ruiny, pozbywając się przez setki lat wielu ziemi. Był on [Walentyn] - pisze ks. dr Augustyn Weltzel - człowiekiem fizycznie oszpeconym, prócz tego rozpustnym i nerwowym, w rocznikach wrocławskich spisanych przez Mikołaja Pola mówi się, że miał garb i tarczycę, poza tym był człowiekiem mądrym i cnotliwym. Z kolei Kronika Macieja z Miechowa wspomina: - W tym czasie [1506] Mikołaj raciborski, książę śląski niemocą choroby umęczony i dla leczenia do Krakowa odwieziony, życia dokończył [%u2026], po którym Walenty brat garbaty i oszpecony wolem w księstwie nastąpił.
Z księciem Janem Dobrym, z chwilą śmierci Walentyna w 1521 roku, przyszła nadzieja. Na krótko. Dwór książęcy w Opolu już na wiele lat przed śmiercią Jana był miejscem rywalizacji władców o intratny spadek. Każda choroba księcia natychmiast wywoływała ożywioną korespondencję między pretendentami do schedy - Habsburgami, którzy w 1526 roku przejęli koronę Czech, Zde%u0148kiem Lwem - burgrabią Pragi, Kazimierzem II cieszyńskim i Fryderykiem II legnickim.
Wygranym okazał się jednak majętny margrabia Ansbachu Jerzy Hohenzollern, zwany Pobożnym, czołowy niemiecki protestant, zrodzony z Zofii Jagiellonki, siostrzeniec króla Zygmunta Starego. Potrafił uzyskać poparcie króla Czech i Węgier Ludwika Jagiellończyka, a także wejść w łaski starzejącego się księcia Jana Dobrego. Po śmierci Jagiellończyka pod Mohaczem, margrabia porozumiał się z Habsburgami. Na mocy układu praskiego z 17 czerwca 1531 roku ustalono, że schedę po Janie Dobrym jako własność królewską, na poczet wierzytelności w kwocie 200 tys. guldenów roszczonych wobec praskiego dworu, obejmie w zastaw margrabia Jerzy, zaś król Ferdynand przejmie zgromadzony na zamkach w Raciborzu i Opolu majątek ruchowy.
Tak też się stało. Natychmiast po śmierci księcia Jana, w czwartek 27 III 1532 roku na zamku w Raciborzu, zawartość książęcych skarbców opróżnili królewscy wysłannicy, zabierając na dwór królewski wszelkie kosztowności. Jerzy Hohenzollern również zrobił świetny interes. Kazał spisać urbarz dóbr opolsko-raciborskich, w oparciu o który egzekwował należne księstwu dochody.
Grzegorz Wawoczny
Źródło fotografii: http://www.alfsoft.net/katedra/spacer/katedra_opolska.php
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany