Raciborszczyzna w okresie zarazy 1848 roku cz. 7
Sprawa zarazy oraz związane z tym cierpienia ludności Górnego Śląska odbiły się szerokim echem w całych Prusach. Redaktor Wilhelm Wolff w swych artykułach Die schlesische Milliarde oskarżał rządy pruskie, głównie panującą dynastię Hohenzollernów, o zupełne zaniedbanie Górnego Śląska oraz o brak jakiejkolwiek wrażliwości na cierpienia dotkniętych zarazą ludzi.
Stwierdzał stanowczo, że Górny Śląsk jest najbardziej zacofaną pod względem społecznym krainą w Prusach, a ludzie, szczególnie na wsi, żyją jeszcze związani więzami feudalnymi i są zupełnie uzależnieni od swych panów. Panowie owi rządzą w swych folwarkach i posiadłościach jak średniowieczni rycerze – rabusie, tylko że nie łupią już swych sąsiadów lecz poddanych.
Koła rządowe w Berlinie mówiły też bardzo często o „perle górnośląskiej” w koronie krajów pruskich. Jednak Śląsk, szczególnie Górny Śląsk tu zaś jego południowo – wschodni rejon, zamieszkały przez ludność mówiącą dialektem śląskim, wykorzystuje się katastrofalnie. Na domiar złego, datki napływające dla głodujących i cierpiących Górnoślązaków były przetrzymywane przez władze a 100 tysięcy dukatów leży jeszcze niewykorzystane w Berlinie.
Rząd zaś niewiele pomógł cierpiącym, tak samo jak wielcy właściciele ziemscy, którzy swych chłopów nie nazywają inaczej niż Bauernpack (chłopska hołota). Dary z innych części Prus pomogły wielkim panom górnośląskim na zaoszczędzenie dużych sum pieniędzy, przy okazji zaś głupi Prusacy pomogli uratować wielu chłopów, więc panowie mieli podwójną korzyść, bowiem uratowani chłopi to przecież kapitał – po wyleczeniu będą znowu pracować na swych panów.
Autor twierdził też, że na terenie objętym epidemią nie było ani klęski nieurodzaju, ani też ciągłych powodzi (tu przesadza wyraźnie) a za zaistniałą sytuację odpowiedzialni są tylko i wyłącznie wielcy posiadacze. Ci ostatni mają tutaj latyfundia sięgające dziesiątek tysięcy hektarów i większe, ale gospodarują tutaj o wiele gorzej niż w innych częściach Prus. Tam najlepsze gospodarstwa produkują przy podobnym obszarze i klasie ziemi 4 razy więcej niż na Górnym Śląsku. Latyfundyści oraz państwowy fiskus posiadają 60 % górnośląskiej ziemi, chłopi zaś zdecydowaną mniejszość i to głównie małych gospodarstw. Pomimo to chłopi oddają państwu o wiele więcej podatków niż wielcy właściciele. Na domiar złego panowie ściągają od chłopów opłaty za używanie lasów, łąk, stawów, rozpijają do tego chłopów produkowanymi przez siebie napojami alkoholowymi. Pijaństwo zrozpaczonych chłopów jest złotą żyłą dla panów. Procentowe trunki są zaś tutaj najważniejszym towarem konsumpcyjnym.
Wolff wymienia z nazwiska owych arystokratów. Byli to: hrabiowie Henkel i Renard, których roczny dochód przekraczał 240 tysięcy talarów, dalej księcia raciborskiego, hrabiego Hochberg, księcia Hohenlohe, barona Rothschilda. Wielu wymienionych posiadało na Górnym Śląsku byłe dobra kościelne i zakonne a powinności, które oddawano kościołowi dalej były przez owych magnatów od chłopów wymagane. Jak autor pisał dalej, niedawno zmarły, zaliczany do średnio zamożnych posiadaczy junkier o nazwisku von Godulla pozostawił po sobie spadek w wysokości 6 milionów talarów! Tą ogromną sumę wypracowali mu przez 40 lat górnośląscy chłopi.
W dalszej części swych rozważań autor przytacza szereg szokujących danych statystycznych. Zarobek dzienny pracownika najemnego na wsi był bardzo niski, wynosił najwyżej 5 do 6 srebrnych groszy. Kobiecie płacono od 2,5 do 3 groszy. Wielu pracuje jednak za o wiele mniejsze pieniądze. Pożywienie tych nędzników składa się głównie z kartofli i wódki. Z chwilą jednak, kiedy zasiewy kartofli dotknęła zaraza i ich ceny poszły znacznie do góry, zarobki zaś pozostały na niskim poziome, to biednym chłopom nie pozostało nic innego, jak jeść odpady i pić coraz więcej wódki, która też podrożała, a jej jakość była katastrofalna. Dzierżawcy pańskich gospód dolewali do gorzałki różnych świństw, które powodowały zatrucia i osłabienie i tak już wycieńczonych organizmów. Jeżeli do tego dodamy katastrofalne warunki mieszkaniowe, brak ciepłych ubrań, fatalne warunki higieniczne – to nie może dziwić fakt, że zaraza uderzyła tu tak nagle i szeroko. W podobnych warunkach żyła wówczas większość Irlandczyków – więc tam zaraza też grasowała.
Górnośląscy magnaci mieli przy tym znakomite stosunki z rządem w Berlinie. Kontrolowali politycznie kraj, z ich szeregów powoływano starostów i wyższych urzędników prowincjonalnych. To oni kontrolowali większość urzędów i siły policyjne. Urzędnicy zaś, którzy przybyli tu z głębi Prus nigdy nie porozumieją się z mówiącymi po Śląsku chłopami.
Kończąc autor stwierdzał wyraźnie, że Górnemu Śląskowi potrzebna jest radykalna kuracja. Dopóki lud górnośląski będzie przez swych panów feudalnych traktowany gorzej jak zwierzęta, dopóki chłopi będą tak strasznie uciskani i będą musieli ponosić tak wielkie ciężary, dopóty nić na Górnym Śląsku się nie zmieni. Stosunki feudalne panujące tutaj są zaś hańbą dla państwa pruskiego, które, niby dawno oświecone, pozwoliło, by na Górnym Śląsku zachowały się stosunki rodem ze średniowiecza.
Artykuły traktujące o opisanych wyżej sprawach ukazały się w Neue Rheinische Zeitung, pomiędzy 22 marca i 25 kwietnia 1848 roku. Wspomniana gazeta była organem założonym po upadku cenzury w Prusach przez znanych powszechnie rewolucjonistów Karola Marksa, który był jej redaktorem naczelnym i Fryderyka Engelsa, który pisał większość znaczących artykułów politycznych. Ukazywała się w latach 1848 – 1849 w Kolonii. Znanymi felietonistami periodyku byli też Georg Weerth, który napisał szereg artykułów o raciborskim pośle do parlamentu frankfurckiego księciu Feliksie Lichnowskim oraz autor artykułów o Górnym Śląsku i nędzy jego ludnści – wspomniany wyżej Wilhelm Wolff.
Podsumowując należy stwierdzić, że epidemia, która rozprzestrzeniła się na Górnym Śląsku była pochodną wielu czynników – nędzy, nieurodzajów, powodzi, niedożywienia, fatalnych warunków higienicznych, katastrofalnego zacofania i panujących na wsi górnośląskiej stosunków feudalnych. Wybuch zarazy zaskoczył wszystkich, ci zaś, których obowiązkiem było walczyć z katastrofą, reagowali opieszale, lub tak, jak urzędy centralne, bardzo późno i pod naciskiem opinii publicznej. Te czynniki spowodowały, że tysiące ludzi zmarło, całe powiaty cierpiały nędzą i głód, a osierocone dzieci, które żebrały o coś do jedzenia jeszcze długo były częstym widokiem na Górnym Śląsku. Pomoc zaś okazali prości ludzie i obywatele z wielu zakątków Śląska i Prus.
Piotr Sput
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany