Święta 100 lat temu. O tajemnym lustrze we studni, co to tajemnie mówi..
"Katolickie Nowiny %u2026" z 21 grudnia 1895. Z Pietrowic. Noc Bożego Narodzenia (Wanoce) ta najświętsza noc ze wszystkich nocy, ma swoją wigilię nazywaną "szczodry dzień". W dniu tym pietrowiczanie wierzą, że co się komu przytrafi i jak mu w tym dniu się wiedzie, tak mu się będzie działo przez cały przychodzący następny rok. Np. jak ktoś we wigilię potrzaska obrazek, to będzie trzaskał te obrazy przez cały rok. Rodzice we wigilię, nie tylko sami pościli, ale i dzieci do postu zachęcali, aby wieczorem złotego baranka na niebie ujrzeli. Ojciec pilnował, aby cała rodzina odmówiła wspólną modlitwę i razem do stołu zasiadła. Ojciec powiadał, że jeśli w jakiejś rodzinie razem się nie pomodlą i razem nie zasiądą do stołu, to w tej rodzinie przez cały rok będzie jedzenie i domowy porządek zakłócony (pomotany).
Wieczerza jest prosta, ale smaczna. Na początku jest wodzianka z kapustą, a potem groch z kapustą nazywany "polskim zającem". Potem śliszki z makiem i moczka, która wszystkie korzenia i słodkości mieści. Moczki jest na tyle, by na cała bożonarodzeniowa oktawa starczyło. Po wieczerzy każdy dostaje 4 orzechy i 4 jabłka, rozłupując je pozna, jak każdemu domownikowi będzie się wiodło w każdym z kwartałów przyszłego roku. W czasie wieczerzy należy zachowywać się cicho, bo to święta noc, ważna noc. Rodzice dzieciom opowiadają w czasie wigilii różne cudowne wydarzenia: o tajemnym lustrze we studni, co to tajemnie mówi, o bydle, co to we chlewie o świętej rodzinie opowiada, o ziarnie we wigilię włożonym do ziemi, z którego drzewo wyrasta bez szczepienia itd. Wiemy, że to są tylko opowiadania, ale te pobożne myśli i ta prosta wiara nikomu nie zaszkodzi.
W dzień Bożego Narodzenia jest cicho w rodzinie i cicho na wsi, każdy dobry chrześcijanin czci tę wielką tajemnicę narodzenia zbawiciela. Zaś w dzień św. Szczepana gospodarze i pachołcy zabierają swoje worki i wędrują precz. Wieczorem jednak niektórzy nie potrafią znaleźć swojego domu (byli narzezani). W dawniejszych czasach w ten dzień jak i w następne dni odbywała się kolenda. To była uciecha dla wielkich i małych. Dzieci z tej radości na ulicy, w szkole i w kościele opowiadali sobie, co im wielebny pan przy kolendzie prawił, za co go pochwalił i jaki obrazek dostał. Ksiądz zaś miał sposobność zaglądnąć do życia każdej rodziny - tu pocieszenie, a tam upomnienia udzielić. Na kolendzie ojciec rodziny zaświadczał, jak jego rodzina przez cały rok do sakramentów świętych (swate swatosti) przystępowała. Jeśli któraś gospodyni przez cały rok izbów nie sprzątała, a do żehnoczka wody nie nalewała, to na dzień kolendy wszystko do porządku doprowadzała, ponieważ wielebny pan był surowy i niektórym niedbalcom po cichu czeski (moneta) dawał, aby do swej izby żehnoczek kupili. Wieczorem chodzili też młodzi ludzie do sąsiadów i przyjaciół na kolenda i piękne morawskie pieśni śpiewali. Szkoda tylko, że niekiedy trochę rozpusty przy tym też się działo. Szczęśliwych i błogosławionych świąt każdemu czytelnikowi życzymy - Pietrowiczanin.
PS. Autor tej notatki w katolickim tygodniku, pisanym w rzeczy morawskiej, którym zapewne jest ówczesny pietrowicki proboszcz ks. Tomas Kamradek, nic nie wspomina o rybie. Z innych ustnych źródeł wiadomo, że dawniej na rybę było stać niewielu. Gertruda Pientka (Szczyrba), rocznik 1921, opowiada, że jej mama na wilija kupowała słone śledzie z beczki. Dwa dni je moczyła w wodzie, potem wypatroszyła i pekła. Na wigilijnej wieczerzy była kapusta z grochem, śliszki z makiem i moczka. Nie było dzielenia się opłatkiem, choinki nie mieli wszyscy. Na choince wisiały orzechy, małe jabłka, swojske perniczki, rzadko były bombki. Były prezenty i śpiewanie kolęd.
Bruno Stojer
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany