Zagadkowy kopiec w przypałacowym parku
Gdy w 1828 roku dr Carl Johan Kuh odziedziczył wojnowickie i okoliczne włości, wybrał się bryczką na objazd swych dóbr z zamiarem znalezienia miejsca na postawienie odpowiedniej, przystającej dla swojej nowej pozycji społecznej, rezydencji. Kiedy dojeżdżał do Wojnowic od strony Samborowic, na sporej górce po prawej stronie spostrzegł stojącą w gołym polu starą budowlę zwieńczoną basztą. Na miejscu okazało się, że jest to jakaś opuszczona strażnica, częściowo rozebrana, zapewne przez mieszkańców wsi poszukujących taniego budulca, miejscami rozpadająca się i niemiłosiernie zarośnięta rozmaitymi chaszczami.
Gdy jednak udało mu się sforsować ruiny i wejść do baszty, okazało się, że rozpościera się z niej widok na wiele kilometrów w każdą stronę; najlepszy jednak na południe, gdzie w oddali, wiele metrów niżej, leniwie płynie sobie Cyna. W kierunku północnym natomiast bardzo dobrze widoczny był Racibórz.
Miejsce to urzekło Koha i od razu zdecydował, że właśnie tam postawi swój okazały Wohnhaus. Ponieważ z natury był romantykiem, postanowił nie rozbierać starej baszty, co do której zapewne miał młodzieńcze zamiary, że pewnego dnia, jak już uporządkuje wszystkie swoje sprawy i będzie miał więcej czasu, zajmie się eksploracją jej zasypanych piwnic. Tak więc nie rozebrał jej, lecz wkomponował swój pałac, a właściwie to obudował tak, że jest (i już w czasach Kuha była) niewidoczna z zewnątrz. Wówczas było to wielką ekstrawagancją z jego strony, ale czas pokazał, że postąpił słusznie...
Teraz, 187 lat od tej chwili, wokół pałacu rośnie starodrzew i trudno nawet zauważyć, że kiedyś był to punkt widokowy. Analizując jednak ukształtowanie parkowego terenu, wzbudzić musi uwagę tajemniczy, kilkumetrowej wysokości kopiec, zlokalizowany w bliskim sąsiedztwie muru, w południowej jego części. Nikt nie potrafi wytłumaczyć jego pochodzenia. Jest to dość niepozorny kopiec ziemny, który zapewne kiedyś musiał być znacznie wyższy. Z upływem czasu niewątpliwie mocno osiadł i uległ erozji powodowanej przez deszcze i wiatry. W czasach "szpitalnych" pokryty był nieprzebranymi, dzikimi zaroślami, a nawet rosła na nim rozłożysta lipa, która w końcu przewróciła się ze starości. Teraz wygląda bardziej cywilizowanie i rośnie na nim trawa.
Nie wiadomo, kto i kiedy go usypał, a przede wszystkim, po co. Wykluczone, by powstał przez przypadek, bo teren wokół ukształtowany jest, mimo pewnego spadu, dość spokojnie. Nie może to też być efekt jakiegoś drobnego kaprysu, bo jest to, bądź co bądź, niemała ilość - około 200 m sześciennych materiału. Taka ilość ziemi czy nawet gruzu waży ok. 360 t, co przy założeniu, że materiał wożono zaprzężonymi w dwa konie furmankami (wg wikipedii, ładowność furmanki, to maksymalnie 600kg) daje ok. 600 furmanek, które należało załadować, rozładować i jeszcze usypywać. To już było razem spore przedsięwzięcie logistyczne. Jedno jest jednak pewne - kopiec nie może być starszy niż baszta, która stała tu jeszcze przed wybudowaniem pałacu i służyła do obserwacji terenu. Po prostu, pięciometrowej wysokości kopiec o średnicy 11 m zastawiałby część widoku i przeszkadzał w realizacji jej podstawowej funkcji. Nie jest to również żaden kurhan, bo czasy dokonywania takich pochówków minęły na długo przed założeniem wojnowickiego parku. Poza tym byłoby na ten temat coś wiadomo. Zwykle kopce upamiętniają jakichś bohaterów, np. wojen czy powstań i w okolicy zawsze krążą na ten temat jakieś opowieści. A w tym przypadku nie ma żadnych zapisków historycznych, ani nawet legendy.
Właściciele ziemscy, budując swe okazałe rezydencje, dbali także o to, by założenia parkowe również olśniewały pięknem i dawały świadectwo ich bogactwa. Zakładając przypałacowe parki, prześcigali się w pomysłach i kładli nacisk na to, by były one ciekawe nie tylko ze względu na sadzenie egzotycznych, a przynajmniej okazałych gatunków drzew i zakładanie sadzawek, ale również tworzenie ciekawych aranżacji: głazów, punktów widokowych, uroczysk, altanek i tym podobnych. Wiązało się to z ich prestiżem, ale chcieli również tą drogą zamanifestować, że są ludźmi "światowymi". Dostarczało to również wiele przyjemności, bo przecież przebywanie w pięknych miejscach daje mnóstwo radości i jest źródłem inspiracji...Może więc kopiec nie kryje w sobie żadnych sensacji historyczno-archeologicznych, a jest tylko pamiątką po jakimś założeniu parkowym ? A może miał upamiętniać jakieś ważne dla rodziny wydarzenie? Nic na ten temat nie wiadomo.
Jest jeszcze jedna możliwość, bardziej prozaiczna, ale jakże życiowa. Może po prostu przy jakimś remoncie, zamiast wywozić gruz, co zawsze wiąże się z kosztami, złożono go w tym miejscu i zrobiono kopiec, łącząc przyjemne z pożytecznym? Siedemdziesiąt powojennych lat, które obfitowały w liczne roboty adaptacyjne, należy jednak wykluczyć, bo ta zwalona lipa była znacznie starsza. Wynika z tego, że kopiec może być "pamiątką" po przebudowie i rozbudowie pałacu, jaka miała miejsce około 1895 roku, kiedy to nie tylko dobudowano II piętro i korytarze od zachodniej strony, ale i "nałożono" na cały pałacowy budynek %u201Ckostium" neobarokowo-klasycystyczny, który szczęśliwie zachował do dnia dzisiejszego.
Może jednak kiedyś, choćby przez przypadek, tajemnica się wyjaśni? Z tajemnicami już tak jest, że nigdy nic nie wiadomo i zawsze trzeba mieć nadzieję...
Zbigniew Woźniak
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.