Wzięli broń i poszli z odsieczą. Po 68 latach znów w Wojnowicach - wspomnienia
Historia na weekend. Wojnowice odwiedził 88-letni Eugeniusz Pawlik, uczestnik kursu przygotowawczego na Politechnikę Śląską, który odbywał się w tutejszym pałacu w latach 1947-48. Ciekawy życiorys i ciekawe wspomnienia z powojennych czasów na ziemi raciborskiej.
W czwartek, 22 września, po wcześniejszym kontakcie telefonicznym, odwiedził wojnowicki pałac Eugeniusz Pawlik. Mimo iż ma już 88 lat, jest w pełni sprawnym, bardzo kontaktowym i ciepłym starszym panem. Przyjechał z wnukiem oraz przeuroczym prawnukiem, dwuletnim Frankiem. Przy okazji wspomnień o swoim pobycie w pałacu w latach 1947–48, kiedy to był uczestnikiem kursu przygotowawczego na Politechnikę Śląską, pan Eugeniusz opowiedział o swoim długim i ciekawym życiu.
Urodził się w 1928 roku w Dąbrowie Górniczej. Ojciec pracował w największym podówczas zakładzie w okolicy, w Hucie Bankowej, zaś mieszkali w jednym z budynków osiedla przeznaczonego dla robotników huty. W 1943 roku, jako zaledwie piętnastolatek, otrzymał z Arbeitsamtu nakaz pracy do bauera. Matka jednak wyprosiła skierowanie do pracy w Hucie Bankowej, w której nie tylko nadal pracował ojciec, ale też dzięki temu mógł mieszkać nadal z rodzicami.
Pracował na wydziale Panzerwerk, produkującym czołgi. Gdy przyszło wyzwolenie, miał miesiąc przerwy i już jako siedemnastolatek dalej podjął pracę w Hucie Bankowej, tym razem w Wydziale Elektrycznym. Jednocześnie chodził do przyzakładowej Szkoły Przemysłowej Państwowej Huty Bankowej i w lipcu 1947 roku otrzymał tytuł czeladnika w zawodzie elektryka. Do tego czasu mieszkał z rodzicami w przyzakładowym pokoju z kuchnią, w którym jednak po wojnie zainstalowano bieżącą wodę i i zrobiono toalety.
W tymże roku, mając już dziewiętnaście lat, został skierowany na Kurs Zerowy Politechniki Śląskiej w Wojnowicach. Co ciekawe, był to jedyny taki kurs przygotowawczy na studia wyższe w całej Polsce (wcześniej był zlokalizowany w Koszęcinie). Kurs trwał dwa lata, zaś kursantów było około sześćdziesięciu, podzielonych na klasy: A, B i C. Pan Eugeniusz pamięta jeszcze, że pierwszy dyrektor szkoły miał na nazwisko Bijak, zaś następny – Andrzej Przywara, który wcześniej był dyrektorem (zapewne regionalnym) organizacji UNRRA. Kursanci mieszkali w barakach na terenie parku; tam też mieściła się łaźnia, kotłownia oraz największy barak, który służył jako świetlica i jedna z sal wykładowych.
Pozostałe zajęcia odbywały się w pałacu. Na występy przyjeżdżały zespoły z Katowic, dając nie tylko popisy operetkowe, ale również typowo rozrywkowe... Przyjeżdżały również na potańcówki dziewczęta ze szkoły żeńskiej w Raciborzu. Co ciekawe, obiekt był niedostępny dla ludzi z zewnątrz (prócz personelu kucharskiego i gospodarczego), zaś kursanci posiadali na stanie karabiny. Kursanci nie byli szczególnie mile widziani przez rdzennych mieszkańców wsi, bo pochodzili z różnych rejonów Polski. Kiedy więc pewnego razu jeden z kursantów został gdzieś tam we wsi obity (co słyszałem również z miejscowego źródła) chłopaki wzięli broń i poszli do wsi z odsieczą. Podobno też i oni zburzyli pomnik poległych w I wojnie światowej, ale trzeba pamiętać iż niszczenie poniemieckich pamiątek na piastowskich Ziemiach Odzyskanych wpisywało się w politykę ówczesnej władzy. Obsługiwali też miejscowe akademie pierwszomajowe i inne święta obchodzone w tamtych czasach. Oczywiście, przed pałacem był plac apelowy, zaś od strony północnej, jakieś dwadzieścia metrów od pałacu, do 1948 roku była jeszcze mogiła żołnierzy radzieckich.
Kursanci początkowo chodzili we własnych ubraniach, ale pewnego razu otrzymali angielskie bluzy wojskowe w kolorze zielonym i furażerki. Wyglądali w nich bardzo dziarsko (furażerki zatykali pod pagony), więc ilekroć wybierali się (a czasem i wymykali) do Raciborza, zawsze się w nie ubierali. W roku 1948 zafundowano im wszystkim garnitury szyte na miarę przez krawców z Pietrowic Wielkich. Oczywiście do Raciborza chodzili na piechotę. Tak samo zresztą jak do Lekartowa, skąd jeździli w każdy weekend do swoich rodzinnych domów.
Po ukończeniu kursu, pan Eugeniusz został skierowany do Krakowa, gdzie jeszcze jeden rok przebywał na kursie, a następnie dostał się na Akademię Górniczo-Hutniczą, na kierunek mechaniczno-elektryczny. Ostatecznie, w 1955 roku, ukończył kierunek "Mechanizacja Hutnictwa" i we wrześniu 1955 rku zostal skierowany do pracy w Hucie Bankowej, tym razem już im. Feliksa Dzierżyńskiego, od razu jako kierownik utrzymania ruchu w Wydziale Młotowni. Po dziesięciu latach został kierownikiem Wydziału Utrzymania Ruchu Wielkich Pieców, zaś po kolejnych dziesięciu – kierownikiem Wydziału Remontowego. Następnie został zastępcą Głównego Machanika i Głównym Mechanikiem w Hucie Bankowej. Na emeryturę przeszedł w 1991 roku. Całe swoje życie, z wyjątkiem okresów pobierania nauk, mieszka w Dąbrowie Górniczej.
spisał Zbigniew Woźniak
Komentarze (0)
Komentarze pod tym artykułem zostały zablokowane.