Czarny handel i lichwa na cenzurowanym. Racibórz podczas wojny
Racibórz i ziemia raciborska w okresie wielkiej wojny 1914-1918 (cz. 25). W jednym z wielu artykułów na ten temat pt. Dwa tygodnie kary więzienia z powodu przetrzymywania towarów opisano przypadek jaki spotkał kupca z Berlina - Oberschöneweide Augusta Könnecke, który został oskarżony o lichwę. Könnecke pobierał z lokalnych urzędów smalec, który miał następnie sprzedawać ludności - piszą Renata i Piotr Sput.
Pisaliśmy już kilkukrotnie o giełdach koni oraz o tym, że to właśnie konie były głównymi zwierzętami pociągowymi w rolnictwie i na froncie. Z powodu wybuchu wojny rolnictwo niemieckie musiało zmierzyć się z utratą setek tysięcy koni, co utrudniało znacznie gospodarowanie. Dlatego też bardzo często organizowano aukcje koni – głównie młodych oraz z demobilizacji wojskowej czyli wysłużonych, ale w większości zdatnych do normalnej pracy na roli. Bardzo często we wspomnianych aukcjach mogli uczestniczyć tylko chłopi z danego powiatu.
Próbowano też wszystkimi dostępnymi środkami administracyjnymi wykluczyć wolny handel końmi. Nawet wspomnianymi tu byłymi końmi wojskowymi, które miały wypalone wojskowe znaki identyfikacyjne. Handlowcom, którzy handlowali nielegalnie końmi groziły poważne kary.
Urzędy bardzo skrupulatnie ścigały też osoby, które posiadały nieruchomości czy też majątek za granicą oraz obcokrajowców posiadających majątek w Niemczech. W artykule Obowiązek meldowania posiadanego w Niemczech majątku przez obcokrajowców z wrogich państw opisano szczegółowo obowiązki tych wszystkich osób, które albo przekazały w zarządzanie swoje dobra, zakłady obcokrajowcom z wrogich państw, albo też są winne przedsiębiorstwom z obcych, wrogich krajów pieniądze za różnorodne transakcje. Wszystkie takie osoby miały się do 15 grudnia 1915 roku meldować, pod groźbą kary w odpowiednich miejscowych urzędach. Wspomniane przepisy były dostępne w urzędach policji.
Przykład ten wskazuje wyraźnie, że nie chodziło tu o bezpieczeństwo państwa lub sprawy szpiegostwa gospodarczego tylko o to, że państwu brakowało coraz bardziej pieniędzy i wszędzie starano się znaleźć nowe źródła przychodów.
Wojenne święta
Krótko przed Świętami Bożego Narodzenia gazety były przepełnione reklamami, wszelkiego rodzaju poradnictwem kulinarnym (w jaki sposób w zasadzie z niczego zrobić coś), no i oczywiście nowymi przepisami, w tym ważnymi, dotyczącymi nowych przepisów wysyłania listów i paczek świątecznych na front. Trzeba tutaj podkreślić, że dziennie wysyłano 17 milionów listów z frontu oraz do żołnierzy na froncie, co było ilością ogromną. Należy przypuszczać, że przed świętami listów i przesyłek było jeszcze więcej. Wtedy wysyłano też miliony paczek, które wędrowały nieraz tysiące kilometrów. Paczki dla żołnierzy marynarki i innych rodzajów wojsk, które służyły na froncie tureckim, musiano najpierw wysłać do Kilonii albo Wilhelmshaven, stamtąd zaś przesyłano je do Turcji.
Wielokrotnie ostrzegano żołnierzy przed przesyłaniem w listach do domu większych sum pieniędzy, które w wypadku zagubienia nie podlegały zwrotowi. Radzono więc wszystkim podoficerom i szeregowcom wysyłanie pieniędzy przekazem pocztowym, bowiem był on do 800 mk całkowicie bezpłatny i pewny.
Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia 1915 roku wybuchła pogłoska o rychłym zakazie pieczenia ciastek świątecznych. Władze starały się zlikwidować te bezpodstawne plotki zapewniając, że rozważano jedynie ograniczenie produkcji tych rodzajów świątecznych słodyczy, których produkcja pochłania najwięcej masła i innych tłuszczy.
Bardzo chętnie opisywano przypadki żołnierzy frontowych, którzy pomimo służby wojskowej dalej się kształcili i kończyli szkoły. W raciborskim Anzeigerze również opisano taki przypadek, ochotnika Karla Rossny z Hulczyna w powiecie raciborskim, który pomimo służby od września 1914 roku jako kapral w jednym z pułków artylerii, zdał pod koniec 1915 roku maturę w Królewskim Gimnazjum Ewangelickim w Raciborzu.
Zimowe braki
W miesiącach zimowych dało się odczuć duży brak ciepłej bielizny i odzienia. Dotyczyło to szczególnie żołnierzy na froncie. W związku z tym wydano w połowie grudnia 1915 roku postanowienie o rekwizycji wszystkich resztek i rzeczy z wełny oraz z dodatkiem wełny, we wszystkich możliwych kolorach, od osób które zajmowały się zawodowo zbieraniem i przetwarzaniem wspomnianych materiałów i ich resztek. Nie zakazano sprzedaży wspomnianych rzeczy, ale można je było sprzedawać tylko instytucjom wojskowym. Handel materiałami z wełny był dopuszczalny tylko w stosunku do firm, które miały specjalne zezwolenia i znajdowały się na liście urzędu ds. Surowców wojennych, który działał przy ministerstwie wojny. Produkcja wyrobów wełnianych i z dodatkiem wełny była dozwolona tylko dla tych zakładów, które miały specjalne zezwolenia różnych instytucji i urzędów wojskowych oraz cywilnych. Należy więc przypuszczać, że dla ludności cywilnej brakowało ciepłej bielizny czy ubrań.
Walka z czarnym handlem
Ogólne braki prawie wszystkich rzeczy codziennego użytku powodowały, jak już pisaliśmy, ciężkie kary wymierzane przez urzędy za czarny handel i inne wykroczenia. W jednym z wielu artykułów na ten temat pt. Dwa tygodnie kary więzienia z powodu przetrzymywania towarów opisano przypadek jaki spotkał kupca z Berlina - Oberschöneweide Augusta Könnecke, który został oskarżony o lichwę. Könnecke pobierał z lokalnych urzędów smalec, który miał następnie sprzedawać ludności. Kupiec schował jednak przed kupującymi 190 funtów prawdopodobnie po to, aby sprzedać towar na czarnym rynku. Podczas przeprowadzonego przeszukania smalec znaleziono u wspomnianego kupca. Könnecke został oskarżony o próbę nielegalnej sprzedaży żywności dla zysku i to podczas wojny. Prokurator zażądał za wspomniane przestępstwo, które w zaistniałej sytuacji uważano za bardzo poważne, dwóch miesięcy pozbawienia wolności oraz 500 mk grzywny. Szczególnemu napiętnowaniu powinny podlegać, zdaniem prokuratora, niskie pobudki, z powodu których Könnecke dopuścił się czynu. W konsekwencji nieuczciwy kupiec został skazany na dwa tygodnie aresztu oraz 250 mk grzywny.
Trzeba tutaj dodać, że w ówczesnych czasach podobnych procesów było bardzo wiele. W szczególnie ciężkich przypadkach, o czy była już mowa, oskarżonym groziła kara śmierci, którą zasądzano i wykonywano.
Kolejnym, ważnym surowcem wojennym, którego braki odczuwano coraz bardziej, były metale kolorowe. Z biegiem czasu zaostrzano przepisy dotyczące ich zbierania i rekwizycji. Temu problemowi poświęcano dosłownie całe szpalty gazet. Coraz częściej też musiano publikować nowe rozporządzenia w tym zakresie.
Intensyfikowano też coraz bardziej zakupy różnych produktów poprzez instytucje samorządowe. Jednym z głównych problemów był brak mydła, co dla utrzymania higieny było rzeczą podstawową. Ludność używała przeróżnych ersaców (Ersatzseife) które nie myły tylko nieco się pieniły.
Aby zapobiec objawom głodu organizowano, szczególnie w wielkich miastach, masowe akcje dożywiania ludności. Odbywało się to zwykle w większych salach, gdzie ubodzy mieszkańcy (i nie tylko) mogli bardzo tanio, czasem też za darmo, zjeść przynajmniej raz dziennie, ciepły posiłek.
Cdn. Renata Piotr Sput
Na zdjęciach
Handel na Nowym Targu w Raciborzu, dziś pl. Długosza
Koszary ułanów, a od roku 1894 raciborskiego eskadronu 6 pułku huzarów w roku 2009. Zdjęcie Piotr Sput
Czapka huzarska 6 pułku huzarów
Zdjęcia byłej ujeżdżalni (obecnie rozebranej), która znajdowała się w środkowej części dawnych stajni ułanów, następnie huzarów. Zdjęcia Piotr Sput
Zdjęcie byłej ujeżdżalni (obecnie rozebranej), która znajdowała się w środkowej części dawnych stajni ułanów, następnie huzarów. Zdj. Piotr Sput
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany