Raciborszczyzna w okresie zarazy 1848 roku cz. 4
Raciborzanie zrozumieli w końcu, że miasto nie uniknie zarazy i 15 lutrgo 1848 roku ukazało się w najstarszej raciborskiej gazecie Allgemeiner Oberschlesischer Anzeiger (Kurier Górnośląski) ogłoszenie o zawiązaniu raciborskiego komitetu pomocy biednym o nazwie Das Komité zur Linderung des Nothstandes im Ratiborer Kreise.
Jak piszą założyciele Komitetu, zaraza opanowała całkowicie ościenne, wschodnie powiaty i dotarła już do Raciborza. Komitet współpracuje już ściśle z miejscowymi urzędami i jest przygotowany do udzielania natychmiastowej pomocy. Wszystkie dary o nadsyłanie których członkowie Komitetu proszą ludzi dobrej woli, kierowane mają być na ręce proboszcza Heide na raciborską farę i do magistratu do burmistrza Schwarza. Założyciele stwierdzali, że co tydzień będą umieszczali w Anzeigerze sprawozdania ze swej pracy i co ważniejsze statystyki otrzymanych darów oraz ich rozdysponowania.
Pod ogłoszeniem podpisało się 9 członków – założycieli – sami znani i szanowani w mieście ludzie: książe Feliks Lichnowsky, wspomniani już proboszcz Heide i burmistrz Schwarz, von Langenthal – major i dowódca stacjonującego w Raciborzu batalionu piechoty, von Eikstedt - major w stanie spoczynku, Wichura – starosta raciborski, Cecola – radca miejski i kupiec, Albrecht – radca miejski, Doms – przemysłowiec, radca miejski.
Komitet założono w ostatniej chwili, bo już w dniu następnym nieznany kronikarz pisał o wydarzeniach w Raciborzu. Racibórz 16 lutego: Ilość zachorowań a z nimi bieda i niedola rosną z godziny na godzinę. Do starostwa dotarły zawiadomienia z ponad 40 miejscowości o pojawieniu się gorączki nerwowej. Miejscowości te nie dostały do chwili obecnei żadnej pomocy.
W tym samym dniu do proboszcza Strzybnego na Ostrogu doszła przesyłka z darem pieniężnym dla potrzebujących od redakcji wrocławskiej gazety kościelnej (Schlesisches Kirchenblatt) w wysokości 300 talarów. Była to suma spora, można za nią było kupić mały domek na wsi lub przeżyć skromnie cały rok. Ten hojny dar przyszedł w samą porę.
Straszne rzeczy dzieją się w Lassokach (Nawikauer Oderwald). Wioska leży tuż przy brzegu Odry a jej nędzne chatki są regularnie zalewane przez powódź. Nędza tamtejszych ludzi w obecnych, trudnych czasach nie zna granic. Ceber wypełniony otrębami to jedyne pożywienie całej tamtejszej rodziny. W innych domostwach nie wygląda lepiej. Biedacy nie mogą też oczekiwać na pomoc z sąsiednich wiosek, ludzie panicznie boją się zarazić chorobą. Tylko jeden pomaga nie patrząc absolutnie na nic, spiesząc raz za razem z pomocą – poważany i szanowany przez swych parafian proboszcz Krause ze Sławikowa. Nie bacząc na zagrożenie chodzi do biedaków, rozdaje żywność i innie rzeczy pociesza i pomaga duchowo. To właśnie ludziom z Lassaków należy natychmiast pomóc. Za wspomniane 300 dukatów zakupiono już w dniu następnym na raciborskim targu żywność dla mieszkańców wspomnianej wioski. Także mieszkańcy Bieńkowic, chociaż sami dotknięci zarazą, zebrali dla Lassoków spore ilości pożywienia. Duszą inspirującą całe przedsięwzięcie był proboszcz Marcinek.
Racibórz 17 lutego. Anonimowy autor pisał „Wczoraj redakcja wrocławskiej Oderzeitung (Gazety Odrzańskiej) przysłała kolejne dary – 400 talarów zebrane przez wrocławian. Zasilą one 8 stacji pomocy, które zorganizowali ojcowie z Zakonu Braci Miłosiernych oraz jedną, zorganizowaną przez miasto Pszczynę. Napływ darów – pieniędzy, żywności, ubrań używanych i nowych trwa nieprzerwanie. Wczoraj wysłałem dwa wielkie wozy załadowane do granic możliwości przeróżnymi tekstyliami, do naszych stacji w okolicy. Do Rybnika i Żor poszedł transport z mąką, która nadaje się do pieczenia dla chorych chleba. W ostatnich dniach pacjenci musieli tam jeść gorzki, niezbyt dobry chleb. Dzisiaj przybył też transport 2000 sztuk delikatnych sucharków, które podarował nam szlachetny dobroczyńca z Wrocławia. Przydadzą się one bardzo, szczególnie dla urozmaicenia jedzenia niemowląt i dzieci. Do stacji w Pszczynie i Mikołowie posłem wczoraj 212 talarów. Za żywą gotówkę wszystko można tam kupić. Biedacy nie mają tam jednak przy duszy ani grosza. W każdej chwili oczekuję wiadomości od dra Künzera gdzie należy pomagać, do jakich miejscowości należy wysłać transport żywności, ubrań, medykamentów czy też pieniędzy. W raciborskim ratuszu udostępniono mi jedną z sal, w której kilka raciborskich pań sortuje i pakuje paczki z kocami i odzieżą. Bardzo jestem za to władzom Raciborza wdzięczny”.
Proboszcz Franz Grossek ze Studzionki umarł 12 lutego na tyfus. Miał zaledwie 37 lat. Chorował tylko 3 dni, bowiem był już zupełnie wycieńczony całodobowym odwiedzaniem chorych i umierających. Robił to jednak, czując, że musi umierającym wiernym z okolicy udzielać ostatniego namaszczenia, chorych zaś pocieszyć i pobłogosławić. Na 4 dni przed śmiercią był już taki słaby, że jeździł do chorych saniami i musiał być do ich domów wnoszony. W chwili obecnej (połowa lutego 1848 roku) parafie w Studzionce, Bziu, Boguszowicach i Żorach są pozbawione obsady, proboszczowie zmarli. Prawie połowa dekanatu żorskiego jest pozbawiona księży.
Piotr Sput c.d.n.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany