Polish Paranormal TV na tropie duchów w Sławikowie
Po ruinach raciborskiego szpitala przyszedł czas na szukanie duchów w ruinach pałacu w Sławikowie w gminie Rudnik. Przedsięwzięcie Polish Paranormal TV można traktować z przymrużeniem oka, ale warto zobaczyć film z nocnych wędrówek po podziemiach okazałej niegdyś budowli.
Miejscowa ludność ze strachem spoglądała nocą na potężny zamek Eickstedtów. Nie było nikogo, kto nie opowiadałby sobie o mieszkających tu maszkarach i białej damie. Sprawa zaintrygowała Josepha von Eichendorffa. Pewnej nocy ze świecznikiem w ręku wybrał się na poszukiwanie ducha kobiety. Znalazł trupa służącego.
Sławików to najdalej wysunięta na zachód wieś województwa śląskiego. Położona jest na wzniesieniu, u podnóża którego wije się wstęga rzeki Odry. Malownicze okolice zachęcają do pieszych i rowerowych wędrówek. Podczas słonecznej pogody, na tle pól uprawnych, rysuje się na południu masyw Sudetów Wschodnich. Dawniej sięgano stąd wzrokiem aż do Koźla. Najlepsza widoczność rozciągała się ze szczytu nieistniejącego już wiatraka. W 1807 r. Joseph von Eichendorff, wraz z matką i bratem obserwowali tu przez lornetki napoleoński ostrzał twierdzy w Koźlu. Poeta odnotował ten ciekawy fakt w swoim dzienniku: „Rozpoczęła się kanonada, jakiej jeszcze dotąd nie słyszeliśmy. Widzieliśmy, jak straszliwie ostrzeliwano Koźle z dwóch przeciwległych stron, z dolin leśnych pod Kłodnicą i ze wzgórz pod Większycami. Widzieliśmy dym z każdej baterii, a także bomby wznoszące się jak chmurki. Komendant von Neumann odpowiadał dzielnie na każdy strzał z zewnętrznych wałów”.
Mroczne ruiny
Badacze przeszłości nie mają, niestety, zbyt wiele do powiedzenia o historii tutejszego zamku. Za sprawą Josepha Slawika wyposażeni jesteśmy za to w sporą wiedzę o władających wsią rodach szlacheckich. Spod jego pióra wyszła bowiem udana monografia sławikowskiej parafii, wydana drukiem w 1925 r. i opatrzona dedykacją dla Anny Marii – podówczas już wdowy po zmarłym w maju rok wcześniej Guido von Eickstedt, właścicielu miejscowych dóbr. Poczet jego poprzedników Slawik zaczął kreślić od wzmiankowanego w 1223 r. rycerza Wernera. W tymże samym roku, co warto dodać, biskup wrocławski Wawrzyniec konsekrował we wsi kościół p.w. św. Jerzego.
Na przestrzeni setek lat wsią władali m.in. Siegrothowie, rodziny von Holy i Scheliha, później Wranińscy oraz Oppersdroffowie, Praschmowie i Trachowie. W 1731 r. znalazła się w rękach rycerza Fryderyka Grzegorza Lautensaca, posiadającego także pobliskie Grzegorzowice oraz - położone na prawym brzegu Odry - Suminę i Górki. Miejscem, w którym wydawał swojego dokumenty był jednak Sławików. To pozwala przypuszczać, że znajdowała się tu wówczas jego rezydencja, niewykluczone, że nawet zamek.
Po Lautensacu Sławików należał do Gottloba von Drechsler, rodziny von Ingersleben, Eichendorffów z Łubowic oraz, od 1831 r., do wspomnianych Eickstedtów. Osiadł tu Ernst, prawnik z wykształcenia, drugi syn Joachima Gottlieba Friedricha von Eickstedta. Wkrótce zlecił swojemu bratu Adalbertowi, architektowi z wykształcenia, przygotowanie projektu pałacu. Nawiązująca do antycznych wzorców okazała budowla, długa na 62 a szeroka na 18 metrów, stanęła niedaleko kościoła parafialnego przed 1865 r., kiedy to Ernst zmarł. Jego ciało złożono w rodzinnym mauzoleum wzniesionym w przypałacowym parku. Schedę po nim przejął Ernst junior, potem wnuk Guido a następnie prawnuk Rudolf.
Rodzina opuściła pałac najprawdopodobniej z początkiem 1945 r. Wkrótce potem toczyły się w tych okolicach ciężkie walki Niemców z Armią Czerwoną o tzw. przyczółek łubowicki. Ucierpiał wówczas najprawdopodobniej pałac. Po 1945 r. dopuszczono, by popadł w całkowitą ruinę. Rozkradziono wyposażenie, cenne detale. Mury budowli gęsto porosły chaszczami. Jedynie jesienią i zimą, kiedy opadną liście, z gęstwiny wyłania się ponury widok szlacheckiej siedziby. Okalający ją park kryje też ruiny mauzoleum Eickstedtów.
Trup służącego
W roku śmierci Guido von Eickstedta na półkach księgarskich znalazła się książka pt. „Was der Sagenborn rauscht. Sagen aus dem Stadt und Landkreise Ratibor” („Co szumi w zdroju legend. Legendy Raciborza i ziemi raciborskiej”). Dzieło to wyszło spod pióra Georga Hyckla, historyka entuzjasty, nauczyciela w raciborskiej szkole dla głuchych. Wśród barwnych legend i podań można tu znaleźć również fragment zatytułowany „Eichendorff i szara dama”. Hyckel opisuje w nim, jak to młody poeta zaprzyjaźnił się z hrabią ze Sławikowa. Młodzieńcy wzajemnie się odwiedzali, a kiedy głośno było o duchach z tutejszego pałacu, obaj postanowili sprawdzić, jak rzeczy się mają. Pewnego zimowego wieczoru wybrali się na obchód pałacu.
„Mężczyźni opuścili bogato zastawioną jadalnię, przeszli przez oświetlone korytarze, aż doszli do szerokich schodów, które łączyły wszystkie piętra. Na najniższej kondygnacji, tuż obok schodów, znajdowały się duże, kute żelazem drzwi. Młody hrabia zapewnił, że nie były one otwierane ludzką ręką od stu lat. Czasami, podczas ciemnych nocy zimowych, rozchylały się same, aby wypuścić szczupłą kobiecą postać, która lekkim krokiem wbiegała po schodach na górę i znikała. Przyjaciele zastygli między drzwiami i schodami, gdyż chcieli sprawdzić, czy tajemnicza kobieta pokaże się tego wieczoru. W świetle świecznika, który młody służący przyniósł za dnia, Eichendorff, zobaczył wychodzącą postać kobiecą ubraną na szaro o twarzy owiniętej szarym welonem. Zjawa pośpieszyła schodami do góry. Młody służący, który był razem z nimi, nic nie wiedział o duchach i wyprzedził zjawę, aby oświetlić jej drogę. Tam, gdzie schody się rozdzielały, chciał iść w lewo, ale dama wskazała mu białą ręką drogę w prawą stronę. Posłuszny służący zwrócił się tam, gdzie wskazała mu kobieta i cały czas jej przyświecał. Potem oboje zniknęli. Nagle dał się słyszeć straszliwy krzyk chłopaka, a światło świecy zniknęło w ciemności. Młodzi mężczyźni w przerażeniu osłupieli. Eichendorff wziął się w garść jako pierwszy i postanowił pójść do jadalni, by przynieść inny świecznik z płonącymi świecami. Wtedy też razem z hrabią pospieszył w górę schodów. Na piętrze znaleźli trupa służącego. Postać kobieca zniknęła. Próbowali podnieść nieżywego i w tym momencie, kiedy wrócili na dół, tajemnicze drzwi znowu były zamknięte”.
Dziwne maszkary
Mrożący krew w żyłach przekaz Hyckla o śmierci służącego, choć niezwykle ekscytujący, między bajki raczej włożyć trzeba. Sławików stał się własnością Eichendorffów w 1795 r. Młody Joseph miał wówczas raptem siedem lat i trudno uwierzyć, by chadzał o północy po pałacu, tym bardziej, że ten został zbudowany ponad pół wieku później za czasów Eickstedtów. Tym niemniej duchy mocno utrwaliły się w świadomości miejscowej ludności. Ta bowiem z dziada pradziada przekazuje sobie opowieści o dziwnych maszkarach – ludzkich potworach, które rzekomo niejeden widywał przypadkiem w komnatach pałacu.
tekst historyczny Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Dodaj komentarz