Hotelarstwo górnośląskie sprzed półtorej wieku
Dr Friedrich Weidemann był w swoim czasie znanym człowiekiem; w latach czterdziestych XIX stulecia zajmował stanowisko komisarza sądowego przy Królewskim Wyższym Sądzie Krajowym w Raciborzu, obsługującym od 1817 roku całą Rejencję Opolską, czyli Górny Śląsk. Przybyły do południowo-wschodniej prowincji Prus z głębi Niemiec należał do tych nieszczęśliwych urzędników i oficerów, którzy w listach do znajomych jakby mimochodem skarżyli się „obecnie rzucony na Górny Śląsk” (jetzt in Oberschlesien geworfen). O krytycznym obrazie hotelarstwa górnośląskiego sprzed półtora wieku w tekście nieżyjącego już raciborskiego historyka dr. Ryszarda Kincla (z archiwum Ziemi Raciborskiej)
Nastawiony krytycznie do licznych spraw regionu opublikował w roku 1843 w Lipsku po niemiecku bardzo subiektywną książkę pt. „Charakterystyczne stosunki górnośląskie w swobodnych scenach odbitych w lustrze do golenia” (Spezielle oberschlesische Zustande in freien Rasierspiegelszenen dargestellt), w której w krzywym zwierciadle przedstawił różne instytucje i kwestie publiczne.
Książką odbiła się sporym echem wśród czytelników wyższych warstw społecznych, a oburzyła wiele prominentnych osób i instytucji; a została też wykorzystana w kilkunastu opracowaniach, np. hojną dłonią czerpał z niej Anton Oskar Klaussmann, autor świetnej książki pt. „Górny Śląsk przed 55 laty” (Oberschlesien vor 55 Jahren), przetłumaczonej ostatnio przez Antoniego Halora. W tej publikacji jest m.in. przezabawny rozdział „Status sofy na Górnym Śląsku”.
Aliści w tym opracowaniu zajmiemy się całkiem inną sprawą, mianowicie stanem hotelarstwa w dawnym województwie opolskim w połowie XIX wieku opisanym zgryźliwym piórem raciborskiego komisarza sądowego: „Podróżny przebywający w Nadrenii - gdzie oberżom i zajazdom nic nie można zarzucić oprócz drożyzny, kędy obsługa i czystość w ogóle każdy komfort jest wyśmienity - do Górnego Śląska, po opuszczeniu Wrocławia i dojechaniu koleją żelazną do Opola wnet zauważy, że dostał się do prowincji znajdującej się jeszcze w dzieciństwie cywilizacji. Wprawdzie w Opolu znajdzie dwie oberże pierwszej rangi, tzn. dla Górnego Śląska, które jednak w porównaniu do niedawno odwiedzanych hoteli zaliczy do trzeciej rangi, jeżeli wysokość rachunku go nie skłoni do poprawki. Wszak czynnościom obu opolskich oberżystów nie można odmówić świadectwa iż wytężają wszystkie siły, aby podróżni zapomnieli Frankfurt nad Menem. Kiedy go podróż wiedzie przez Krapkowice, Koźle, Racibórz do Opawy i Wiednia, a nie ma za wielkich wymagań, to w Koźlu w dwóch oberżach znajdzie znośne pomieszczenia. Niech się jednak wystrzega wstępowania do jakiejkolwiek oberży w Krapkowicach.
Przybywszy do Raciborza bezskutecznie będzie szukał nazwy dobrej oberży. Skieruje się go do szeroko znanego z uprzejmości pana Jana Lorenca Jaschkego albo do znanego z innych przymiotów pana Hilmera. U pierwszego znajdzie wybrane towarzystwo przy stole, kawał dobrej wołowiny i pieczeń cielęcą lub baranią, czysty pokój i dobrą obsługę. W drugiej oberży panuje surowy nadzór i widok. Życie targowe bogato mu wynagrodzi brak towarzystwa przy stole. Trzecia oberża znajduje się w budowie i ma być urządzona wedle południowoniemieckiej maniery. Wyżej wspomniane oberże w Opolu, Koźlu i Raciborzu są przeznaczone dla gości pierwszej rangi. O pozostałych, których jest prawie legion, publiczność czytająca to pisemko nie otrzyma żadnych wiadomości i niech nikt się nie waży wstępować do karczem, chyba że chce na własne oczy zobaczyć niechlujny stan Górnego Śląska.
Inna droga z Wrocławia do Wiednia prowadzi turystę, podróżującego za winem i podobnych wzorcowych „ujeżdżaczy” przez Grodków do Nysy, gdzie przy rynku znajdzie trzy oberże, w których zostanie przyjęty, jeżeli należy do podróżnych pierwszej albo drugiej klasy. Są one podobnej rangi, wszak większość gości panu Urbanowi oddaje pierwszeństwo, którego autor nie może określić. Owe trzy oberże są wyborniejsze od wszystkich innych na Górnym Śląsku. Spośród pozostałych w Prudniku oberża „Pod Krzyżem” wyróżnia się czystością, w Głubczycach oberża pana Kachela odznacza się dobrym towarzystwem i sąsiedzkim winem austriackim.
Jeżeli jednak celem podróży jest Kraków to wymagania znalezienia dobrej oberży trzeba będzie bardzo spuścić z tonu, bowiem jeszcze tylko w Strzelcach Opolskich znana jest oberża dla przyzwoitych podróżnych. Natomiast oberże w Toszku, Pyskowicach - a nawet w górniczym mieście Gliwice, gdzie w „Domu Niemieckim” zatrudnia się żydowską i chrześcijańską kucharkę -ponieważ uczęszczają tam obie konfesje i dlatego zazwyczaj woli się chodzić do oberży „Pod Czarnym Orłem” - są wyłącznie miernymi środkami ostateczności.
Ostatnie oberże nad krakowską i galicyjską granicą znajdują się w dwóch miejscowością w pobliżu głównego urzędu celnego, kędy utrzymuje się gości przybyłych z konieczności. Aczkolwiek inne stosunki w księstwie pszczyńskim pozostawiają wiele do życzenia, to podróżny w Pszczynie może być zadowolony z przyjęcia w oberży pana Jaschke. Umeblowanie jest wprawdzie, jak i sam oberżysta, z poprzedniego stulecia, aliści łóżka są wyborne i czyste. Wikt podawany przez samego gospodarza, wyuczonego, poprzednio książęcego kucharza, dogodzi każdemu łakomczuchowi nawet skoro przedtem nie zgłodniał spacerując przyjemnymi promenadami i ulicami czystego miasteczka. Podobnej jakości jest wino jeśli się tylko nie wybierze taniego gatunku. Ale wszystkim wymienionym oberżom trzeba przyznać, że stajnie mają doskonałe, ciepłe i obszerne.
W innych małych miastach każdy podróżny znajdzie zajazd, gdzie bez obawy o robactwo może bezpiecznie i spokojnie przenocować”.
Opisane przez komisarza sądowego raciborskie oberże są nam znane z licznych przekazów a nawet ogłoszeń prasowych; oba obiekty mają ciekawe dzieje. Pierwszy jest przodkiem Raciborskiego Domu Kultury przy ul. Chopina, gdzie najpierw przy ul. Panieńskiej stał wolny od podatków dom właścicieli Kornicy, który pod koniec XVIII wieku krótko należał do von Eichendorffów. Od 1809 roku budynek dzierżawił, a w 1824 zakupił Jan Lorenc Jschke, urządzając w nim znaną restaurację ze stołem bilardowym; w dużej sali lokalu koncertował w 1846 roku słwany Ferenc Liszt.
Drugi dom stojący na rogu Rynku i ul. Długiej w 1780 roku nabył Georg Hillmer od kasy miejskiej i założył gospodę „Pod Czarnym Orłem”. Był to niegdyś najpopularniejszy zajazd w Raciborzu, gdzie na początku XIX stulecia z reguły zatrzymywała się okoliczna szlachta i arystokracja, m.in. Eichendorffowie; w połowie XIX wieku lokal już nie gromadził najprzedniejszego towarzystwa.
W najlepszych latach zajazdu Hillmera przebywał w nim często młody Joseph vob Eichendorff, który w swoich dziennikach wspomniał o nim kilkanaście razy. Nie są to obszerne opisy lokalu i jego gości jednak charakteryzują one kontakty młodych paniczów z Łubowic z jednym z pierwszych hoteli raciborskich zwanym „Pod Czarnym Orłem”:
„12 sierpnia 1806 roku: Wcześnie pojechaliśmy obaj (z bratem Wilhelmem), Forchem (przyjaciel poety) i mamą do Raciborza, gdzie zajechaliśmy do Hillmera…
17 listopada 1806: Pojechaliśmy z mamą i Forchem około godz. 10 na jarmark do Raciborza…, zajechaliśmy do Hillmera…, jedliśmy u Hillmera.
11 stycznia 1807: Po południu pojechaliśmy obaj, Klein (przyjaciel młodzieńców) i Schoepp (sługa i strzelec nadworny) do Raciborza…My jednak zajechaliśmy do Hillmera, wypyliśmy butelkę lichego wina…12 (stycznia). Po godz. 3 opuściliśmy z Bienckem (dzierżawca) salę balową, kilka godzin spaliśmy u Hillmera, a po śniadaniu złożyliśmy wizytę u M. Hahmann (żona syndyka)…
20 stycznia 1807: Rano pojechaliśmy obaj z mamą na jarmark do Raciborza, u Hillmera dużo jedliśmy i łasowaliśmy…
9 marzec 1807: Wcześnie rano pojechaliśmy wszyscy na jarmark do Raciborza…, gdzie my obaj zajechaliśmy do Hillmera, po czym przez okna oglądaliśmy jarmark, przechodzących brzeźniczan z przyległościami oraz manewry Bawarczyków (napoleońskie wojska okupacyjne). Po wspólnym obiedzie tamże Wilhelm poszedł na zamek; ja jednak dopiero później…
1 maja 1807: Zaraz po południu pojechaliśmy obaj ze Schoeppem po raz ostatni do Raciborza (przed wyjazdem do Heidelbergu)…Zajechaliśmy do Hillmera…Nocowaliśmy u Hillmera…
8 kwiecień 1810: Po południu na zaproszenie pojechaliśmy obaj ze Schoeppem linijką do Raciborza na komedię…około pół do dwunastej wszyscy się rozeszli a my poszliśmy spać do naszego pokoju u Hillmera.”
Zachęcony powodzeniem krytycznej publikacji z 1843 roku sędzia Friedrich Weidemann w kolejnym roku wydał ponownie w Lipsku podobne opracowanie o zbliżonym tytule „Stosunki górnośląskie w swobodnych scenach odbitych w lustrze do golenia” (Oberschlesische Zustaende in freien Rasierspiegelszenen). W pierwszej i drugiej książce znajdują się interesujące opisy różnych instytucji publicznych, np. „Nowe więzienie kryminalne w Raciborzu (Das neue Criminalgefangniss in Ratibor).
Te głośne publikacje szydzące ze stosunków na Górnym Śląsku rzecz jasna nie przyczyniły autorowi sympatii wśród władz, instytucji i ludzi za nie odpowiedzialnych; toteż nie zagrzał tu długo miejsca i niedługo później opuścił na zawsze prowincję górnośląską.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany