Frant czy bohater?
Czyli barwne życie i okrutna śmierć Feliksa Lichnowskiego z rodziny właścicieli Hradca za Opawą oraz kluczy majątków Krzyżanowice i Kuchelna w Kraju Hulczyńskim. Był to osobliwy ród, bodaj żadna inna familia spośród śląskiej arystokracji nie miała takich ciągot artystycznych jak Lichnowscy: książę Karol (1756 - 1814) był uczniem Mozarta, mecenasem i przyjacielem Beethovena, którego na jego salony wprowadził Haydn; książęca małżonka była uczennicą Beethovena ; ich syn Edward był poetą i historykiem, nasz bohater był poetą, pisarzem i przyjacielem Liszta; sto lat później Mechtylda była poczytną powieściopisarką; inni Lichnowscy też opiekowali się artystami i zbierali dzieła artystyczne. O Lichnowskich pisze dr Ryszard Kincel (z archiwum Ziemi Raciborskiej)
Godzi się specjalnie wspomnieć, iż ta rodzina odegrała również pewną rolę u progu wielkiej kariery Fryderyka Chopina. Kiedy bowiem Fryderyk ukończył Szkołę Główną Muzyki z najwyższymi ocenami, jego rodzina i przyjaciele uznali, że pasowanie na geniusza powinno się odbyć w samym Wiedniu, gdzie właśnie miały się ukazać drukiem jego „Wariacje na temat Don Juana Mozarta” i „Sonata c - moll”. Przeto przy końcu lata 1829 roku zaopatrzony w listy polecające do różnych osobistości wiedeńskich, udał się Chopin do stolicy nad piękną modrą rzeką.
Po pierwszym koncercie wiedeńskim - w liście do rodziny z 13 sierpnia - Fryderyk donosił: „Dziś poznałem hr. Lichnowskiego; nie mógł mnie dosyć nachwalić; Würfel [profesor muzyki w Warszawie, potem w Wiedniu] mię do niego zaprowadził. Jest to ten sam, co był największym przyjacielem Beethovena. Głos powszechny utrzymuje, żem się noblessie [arystokracji] tutejszej podobał [...]. Pani Lichnowska z córką, u których byłem dzisiaj na herbacie, cieszy się nieskończenie, iż w przyszły wtorek dam drugi koncert. Powiedziała mi ona, że gdy będę przez Wiedeń do Paryża jechać, ażebym nie zapomniał być u nich, a dadzą mi list do jakiejś comtessy [hrabiny], siostry samego Lichnowskiego. Wiele grzeczności. Przed drugim koncertem, książę chciał pomóc Chopinowi; „Lichnowski, protektor ów Beethovena - jak pisał Fryderyk do rodziny - chciał mi swego fortepianu dać na koncert; i to wiele - bo mu się zdawało, że mój za słaby - ale to mój sposób grania, który się znów damom bardzo podobał [...].
Ród Lichnowskich wywodzi się z Kraju Hulczyńskiego. Jan z Kuchelnej droga małżeństwa otrzymał dobra rycerskie Lichten czyli Lichnów pod Karniowem i w roku 1501 przybrał nazwisko Lichnowski. W 1555 Piotr Lichnowski był poważanym szlachcicem w Opawskiem. Na Górnym Śląsku wyróżnił się starosta bytomski Bernard Lichnowski, o którym pisze Nakielski w „Miechowicie” pod rokiem 1608. Oto obraz kariery Lichnowskich w pięciu odsłonach: anno 1703 - otrzymują tytuł baronów, anno 1727 - otrzymują godność hrabiów Rzeszy niemieckiej , anno 1773 - otrzymują pruski tytuł książęcy, anno 1824 - otrzymują austriacki tytuł książęcy wedle prawa pierworództwa.
Feliks ks. Lichnowski był synem Edwarda, wspomnianego poety i historyka, który z inspiracji kanclerza Metternicha napisał „Historię domu Habsburgów” w 8 tomach, zaś poezji dał upust w dramacie pt. „Roderyk”. Urodził się w 1814 roku. W zamku Hradec wychowywano go trójjęzycznie: niemieckiego uczył się od ojca i guwernera, węgierskiego od matki z domu Zichy, francuskiego od rodziców i guwernera; poza tym w Hradcu i Kuchelnej poznał język morawski a w Krzyżanowicach i okolicy gwarę śląską, którą w licznych kontaktach z Polakami zmodyfikował, ale nigdy nie władał dobrze polszczyzną literacką.
Jego domowym nauczycielem był dr Franz Heinz, człowiek o dużej osobowości, późniejszy nadburmistrz Opawy, deputowany do Reichstagu w Wiedniu, na koniec minister sprawiedliwości w rządzie mądrego premiera Schmerlinga, znanego z koncepcji Wielkich Niemiec. W latach 1825 - 1830 Feliks uczęszczał do Gimnasium Opaviense, w okresie 1830 - 1833 pilnie studiował filozofię, filologię i historię Austrii w Uniwersytecie Ołomunieckim.
W latach 1835 - 1836 książę odbywał jednoroczną służbę wojskową w 6 pułku brunatnych huzarów w Prudniku w Prusach, gdyż z powodu rozległych dóbr położonych po obu stronach granicy był obywatelem austriackim i pruskim. Jednak sfrustrowany pruskimi rygorami wojskowymi często występował przeciwko regulaminowi, dopuszczał się różnych wyskoków, miewał w okolicy podejrzane romanse, zawsze był skory do pojedynków; więc garnizon prudnicki miał z nim ciągle kłopoty.
Jeszcze podczas służby wojskowej w październiku 1835 wniósł podanie o przyjęcie go do pruskiej służby dyplomatycznej przy dworze Fryderyka Wilhelma III w Berlinie. W odpowiedzi obiecano mu, iż może zostać zwolniony z przepisowej służby wojskowej, jeżeli z pomyślnym wynikiem zda ministerialny egzamin. Toteż pojechał do Berlina, gdzie wszak wkrótce popadł w niesławę z powodu dużych długów. W stolicy Prus żył bowiem ponad stan, tak że wplątał się wręcz w podejrzane afery wekslowe. Dlatego też minister spraw zagranicznych, Amicillon, zaprosił go z początkiem roku 1837 na rozmowę i oświadczył mu, że z powodu ostatnio zaistniałych okoliczności jego przyjęcie do służby dyplomatycznej już nie wchodzi w grę; poza tym nakazał mu na jakiś czas opuścić Berlin.
Na takie dictum książę Feliks poczuł się znieważonym na czci i wygotował obszerna skargę do króla. Jednakże nie czekając na odpowiedź, która zresztą nie mogła być pozytywna, wyjechał z Berlina w nocy 15 lutego 1837 i po miesiącu dotarł do Hiszpanii, gdzie zamierzał wstąpić do służby pretendenta do tronu Don Carlosa. Prawdopodobnie miał niepłonną nadzieję wyróżnienia się w wojnie o jego tron, aby odzyskać łaskę króla pruskiego i jego kamaryli. Już sam opis podróży do Hiszpanii zasługuje na wielką uwagę, ale oto przebieg kampanii hiszpańskiej Lichnowskiego:
3 marca 1837 książę dotarł wraz z dwoma sługami do Bayonne. Za 300 franków przemytnik przeprowadził ich przez granicę i 6 czerwca stanęli na ziemi hiszpanskiej. Rzekomo od początku stawał w boju bardzo dzielnie, a po spotkaniu z Don Carlosem przyrzekł nigdy go nie opuścić „w radosnych czy smutnych dniach”. Wtedy właśnie pretendent do tronu miał go mianować generałem brygady i swoim adiutantem. Wkrótce potem wraz z porucznikiem Świderskim - dzielnym uczestnikiem powstania listopadowego - użyto go do misji specjalnej, następnie wysłano za granicę w podróż dyplomatyczna.
Po powrocie do Hiszpanii księciu nie spodobały się zmiany zaszłe w obozie karlistów, toteż powrócił do Francji. Nie doczekawszy się w Bordeaux korzystniejszych zmian jednak powrócił do Hiszpanii, gdzie znowu miał liczne szczęśliwe przygody oraz udane kampanie, m.in. zdobył miasto Viella. Później został ranny w utarczce, zatrzymano go, uciekł z aresztu, na koniec był ścigany francuskim listem gończym. Lecz wszystko zawsze kończyło się happy endem. Mniejsze szczęście miał Don Carlos, wiec przegrał walkę o tron, udał się do Francji, gdzie książę był pewien czas więziony do wyjaśnienia sprawy.
W 1840 roku książę Feliks powrócił do Prus i Austrii. Najważniejszym skutkiem jego hiszpańskich lat było to, iż stał się pisarzem ! Mianowicie jego książka w języku niemieckim pt. „Wspomnienia z roku 1837, 1838 i 1839” (t. 1-2, Frankfurt nad Menem 1841) oparta po części o regularnie prowadzone dzienniki, po części o artykuły pisane do prasy niemieckiej, okraszone licznymi blagami, postawiła go w rzędzie poczytnych pisarzy niemieckich. Bardzo przychylnie wypowiadał się o niej znany podróżnik i autor, Hermann książę Pűckler - Muskau, który w dowód szacunku dla autora dedykował mu swoja znana książkę o Egipcie.
Aliści były również ujemne skutki publikacji; otóż pewnym fragmentem książki poczuł się bardzo obrażony hiszpański generał Montenegro, zatem wyzwał autora na pojedynek; podczas wymiany strzałów Lichnowski trafił przeciwnika w ramie, lecz sam otrzymał groźny postrzał w brzuch. Toteż długo dochodził do siebie w klinice wiedeńskiej pod opieka najlepszych medyków cesarstwa.
Ostatnia wielką przygodę książę przeżył w 1842 roku, kiedy wraz z przyjacielem i karlistowskim współbojownikiem, węgierskim hrabią Aleksandrem Telekym, przedsięwziął trzymiesięczną podróż do Portugalii. Wyposażony w list polecający od księcia von Koburgu do swego kuzyna króla Portugalii Ferdynanda, zaokrętował się w Southampton do Lizbony i po przybyciu na miejsce został bardzo przyjaźnie przyjęty na dworze króla i królowej Marii II da Gloria.
Tym razem wprawdzie podróżował po kraju Półwyspu Iberyjskiego w charakterze ciekawego osobliwości turysty, ale mimo to w drodze powrotnej spotkała go niebezpieczna przygoda związana z jego karlistowską przeszłością. Gdy bowiem 20 sierpnia 1842 wylądował w Barcelonie, pewien wrogi mu niegdyś kapitan statku rozpoznał go, aresztował i nakazał uwięzić w twierdzy Montjuic. Dopiero po energicznych interwencjach francuskich, pruskich i austriackich dyplomatów po dziesięciu dniach został uwolniony wraz z hrabia Telekym a następnie na francuskim okręcie wojennym dotarł do bezpiecznego portu Toulon.
Po powrocie na Górny Śląsk napisał w Krzyżanowicach w ciągu kilku miesięcy zimowych 1842/1843 drugą książkę pt. „Portugalia. Wspomnienia z roku 1842”, wydaną rok później w Moguncji. Pisał ją w krzyżanowickim zamku, gdzie „siedzę samotny, wypchnięty daleko poza wszystkie granice cywilizacji. Poluję, piszę, wypoczywam fizycznie i moralnie, tylko Rohden jest przy mnie, a wszystko wokół mnie jest rozłożone w śniegu i wodzie”. Trzeba tu podkreślić, iż książę należał do nielicznych Lichnowskich, którzy często przebywali właśnie w podraciborskich Krzyżanowicach. Tamtejszy pałac był wówczas znacznie okazalszy od dzisiejszego. „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego” pisał pod hasłem Krzyżanowice: „Dobra z [...] wspaniałym zamkiem (piękna galerya obrazów), zwykłą rezydencyą księcia i parkiem”.
Dzieło księcia o Portugalii napisane w przystępnym, gawędziarskim stylu, opowiadało obiektywnie o ważnych sprawach państwa i gospodarki, o kraju i jego mieszkańcach, toteż nic dziwnego, że miała dwa wydania w przekładzie na język portugalski. Autor głównie krytykował absolutyzm, który w Portugalii przez próżny przepych władców oraz bezmyślne roztwonienie ogromnych dochodów z Brazylii obciążył się wielkimi winami i rujnował państwo. Na stronach tej książki były monarchista bardzo przekonująco przemawiał o właściwych dokonaniach radykalnych demokratów w Portugalii. Była to bardzo ważna podróż dla politycznego dojrzewania księcia, podczas której doszedł do wniosku, iż praktyka zwycięża doktrynę, a rzeczywistość jest ważniejsza od romantyki.
Po okresie burzliwych przygód w latach 1837 - 1842 książę przebywał na ogół w swoim pałacu w Krzyżanowicach. Bardzo wielki wpływ na jego ustatkowanie się w tym czasie miało to, że przez księcia Pűcklera - Muskau poznał w roku 1842 jego sąsiadkę, bardzo piękna i przebogatą Dorotę księżnę Żagańską. Dama była wprawdzie dwadzieścia lat starsza od niego, ale miłość nie zna granic; ani państwowych, ani wiekowych. Książę pokochał ja wielkim uczuciem, jakiego do tej pory nie zaznał; księżna je odwzajemniła i wprowadziła do jego życia czego mu brakowało - dużo spokoju. Poza tym w różne sposoby mu pomagała, np. uwolniła od uciążliwych dłużników i w ogóle wspomagała finansowo, gdyż tak w życiu, jak i w sprawach majątkowych książę był wielkim szaławiłą.
W owym czasie Lichnowski położył duże zasługi przy budowie w latach 1844 - 1847 tzw. Kolei Wilhelma, łączącej Koźle z Raciborzem i Boguminem (za Chałupkami tuż za Odra) w Austrii, czyli z koleją warszawsko - wiedeńską nazywaną w Austro - Węgrzech koleją północna cesarza Ferdynanda, wiążącej Kraków przez Bogumin z Wiedniem. Uprzednio głównie dzięki jego znajomościom i wpływom Górnośląskie Towarzystwo Kolei Żelaznych zmieniło swoje plany i wytyczyło trakcję parowa Wrocław - Kraków przez Opole - Koźle - Gliwice, a nie przez pierwotnie przewidziany Lubliniec.
Książę był zresztą osobiście zainteresowany tym, aby nowoczesny szlak komunikacyjny biegł właśnie przez jego majątek w Krzyżanowicach, ponieważ kolej żelazna była wtenczas bardzo ważnym czynnikiem gospodarczym i cywilizacyjnym. Jego zaangażowanie w tę sprawę było tak wielkie, że udzieliło się ono również jego przyjaciołom; sławny wirtuoz i kompozytor, Ferenc Liszt, pisał do niego pod koniec 1845 roku; „Proszę mi donieść o szczegółach z Krzyżanowic i napisać mi jak wygląda sprawa kolei żelaznej”.
Książę Feliks miał jeszcze osobliwsze związki z Raciborzem, otóż w 1845 roku został członkiem istniejącej już od 10 lat raciborskiej loży wolnomularskiej. Zachował się nawet piękny ozdobny druk ze srebrnymi tłoczeniami o tytule „Przewielebnemu bratu Feliksowi, Książęcej Mości von Lichnowsky Werdenberg, podczas afiliacji do Loży Fryderyka Wilhelma ku Sprawiedliwości na Wschodzie (im Orient) w Raciborzu dnia 15 listopada 1845”, zawierający trzy ośmiowersowe zwrotki pieśni pochwalnej odśpiewanej na jego cześć na melodię znanej pieśni „O seelinger, wer dies Pilgerleben etc.” W trakcie ceremonii przyjmowania do loży. Popularna melodia „Szczęśliwy, kto pielgrzyma życie” wyraźnie nawiązywała do europejskich wędrówek i przygód nowego masona. Posiadanie w swoim gronie brata z mitrą książęcą dodawało dużo splendoru raciborskiej loży.
Po kilku latach ustatkowania się niespokojny duch księcia rzucił go w wir życia politycznego i społecznego. Naprzód w pierwszym pruskim Zjednoczonym Landtagu w 1847 roku został członkiem Izby Panów, jednocześnie zaangażował się w działalność społeczną i filantropijną.
Książę Feliks był w ogóle człowiekiem wrażliwym, czułym na nieszczęścia wśród krewnych i przyjaciół, ale również na niedolę ludu, o czym tez świadczy jego filantropijna działalność podczas strasznej klęski głodu i tyfusu zimą 1847/1848 i później na Górnym Śląsku, kiedy się osobiście zajął ratowaniem głodujących i chorych ludzi. Ściśle współpracując z proboszczem dr Franzem Heidą czynnie i ofiarnie zwalczał tyfus w okolicach Raciborza; często, nie zważając na niebezpieczeństwo zarażenia się, osobiście odwiedzał chorych i dodawał im otuchy. W strzelnicy raciborskiego Bractwa Kurkowego nawet zorganizował schronisko dla biednych sierot po ofiarach tyfusu. Ta działalność charytatywna przyniosła mu wielką popularność, toteż mieszkańcy Raciborskiego wybrali go wiosna 1848 roku posłem do Parlamentu Frankfurckiego; jak się wkrótce okaże - ku jego zgubie.
Po rewolucji marcowej 1848 został deputowanym do pierwszego sejmu niemieckiego i zasiadł w kościele św. Pawła we Frankfurcie nad Menem po prawicy. Jako mówca zasłynął tam z błyskotliwo - demagogicznych ripost rzucanych przeciwnikom politycznym, szczególnie lewicowym, przerywającym mu mowy parlamentarne. Książę był rzeczywiście świetnym mówcą, u którego jednak retoryka miała zawsze przewagę nad treścią mów. Liczący się politycy w parlamencie nie brali go zbyt poważnie, upatrywano w nim dążność do przygód, po cichu mówiono nań „fanfarrone”. Nawet eksponowany przez niego Górny Śląsk nazywano Górną Italią. Powiadano, że wybór do parlamentu zawdzięczał zręcznemu kokietowaniu wyborców w Raciborskiem, którzy jednak wkrótce przejrzeli jego grę.
Dowodem na to jest m. in. broszura pt. „Characteristic des Fursten Felix von Lichnowsky [...]”, odczyt wygłoszony przez niejakiego E. Brachvogla na zebraniu obywateli Raciborza i opublikowany drukiem przez redakcje pisma „Górnośląska Lokomotywa” (Oberschlesische Lokomotive) w 1848 roku. W broszurze jest szereg trafnych spostrzeżeń i ocen. Ponieważ książę pewną płomienną mowę parlamentarna skierował przeciwko produkowaniu spirytusu z kartofli, raciborski mówca zauważył złośliwie, że ta „obrona ludu” nic go nie kosztował z powodu ekonomiki jego majątków.
Podobnie nie w jego interesy godziła wzruszająca mowa o niedoli i nędzy tkaczy śląskich oraz sposobach udzielenia im pomocy. Brachvogel nie bez słuszności zarzucał księciu chwiejność poglądów i brak konsekwencji w działaniu. W Hiszpanii walczył za pretendenta do korony Don Carlosa - w Portugalii orędował za konstytucją. W Prusach wstąpił do loży wolnomularskiej - wkrótce potem przyjął od papieża order św. Grzegorza i pokazał plecy wolnomularzom. Książę rzekomo opowiadał raciborskim wyborcom, iż w marcu 1848 w Berlinie „walcząc o prawa ludu pomagał stawiać pierwszą barykadę”, lecz to było przedwyborcze łgarstwo, gdyż wtenczas widziano go w otoczeniu króla. Raciborski mówca zakończył odczyt słowami: „Mowa Lichnowskiego przepadnie wraz ze światem salonów, z którego mowa wyszła”.
Polskie środowiska patriotyczne prawie nie dostrzegały ks. Lichnowskiego. Ten arystokrata ze Śląskiego rodu mówił dość dobrze po polsku i nigdy nie nauczył się poprawnej niemczyzny. Księcia oracje w Parlamencie Frankfurckim nieraz bywały przerywane salwami śmiechu na skutek popełniania przez niego błędów językowych. Jego przeciwnicy dobrze się ubawili, gdy w pewnej debacie wypowiedział z mównicy następujące słowa; „Das historische Recht hat keinen Datum nicht”. Nic dziwnego, że wywołało ono tyle wesołości w parlamencie niemieckim, bowiem użyte w nim podwójne przeczenie było żywcem wzięte z jezyka przodków księcia.
Książę Lichnowski nigdy nie ukrywał swojej znajomości języka polskiego a nawet się nim chętnie posługiwał przy różnych sposobnościach. Podczas burzliwych wydarzeń sierpniowych 1848 roku we Frankfurcie, oddział pruskich żołnierzy ochraniał kościół św. Pawła - siedzibę parlamentu. Książę zwróciwszy się do znajomych powiedział wtenczas o żołnierzach: „To są właśnie moi ziomkowie”. A na pytanie czy to Ślązacy, odrzekł: „Nie, to są Górnoślązacy, muszę się spytać naszych Wasserpolaków, co o mnie myślą”. Po czym się po polsku zwrócił do żołnierzy żaląc się na ich ojców i braci, a swoich wyborców, którzy mu przysłali adres zawierający votum nieufności za jego antydemokratyczną postawę demonstrowaną w obradach Parlamentu Frankfurckiego.
Książę był postacią znaną w Polsce, szczególnie wśród arystokracji rodowej, której salony były kosmopolityczne. Nic przeto dziwnego, że Zygmunt Krasiński w pewnym liście do Jerzego Lubomirskiego pisanym tuż po śmierci we Frankfurcie zauważył mimochodem: „Co do Lichnowskiego znałem go osobiście przed laty; starał się niegdyś o Elizę, nieraz mówiłem z nim i sprzeczałem się. Plam było pełne życie jego, a z pod tych plam i iskra jakiegoś bohatyrstwa wyskakiwała czasami”. Ową Elizą była żona Krasińskiego z Branickich. Ujemne zdanie o księciu nie miało na pewno źródła w tym, iż niegdyś obaj starali się o rękę tej samej panny; zresztą Krasiński w ogóle się nie starał o nią, tylko wykonał wole ojca.
Opinia hrabiego Zygmunta Krasińskiego o znajomym arystokracie, z którym sprzeczał się w salonach, nie była odosobniona. Książę Lichnowski rzeczywiście uchodził za człowieka mało rozsądnego i konsekwentnego. Jak na polityka, za którego przecie chciał uchodzić, miotało nim zbyt wiele sprzecznych poglądów i uczuć, za często ponosił go temperament. Książę nie miał już zalet śląskiego szlachcica, a jednocześnie posiadał już butę pruskiego junkra.
Nawet w chwili zgonu odbił się jego chwiejny charakter. Śmiertelnie zmasakrowany kamieniami i kijami przed zgonem zaczął dyktować testament: „Moim spadkobiercą jest brat Karol, nie, odwołuję”, powiedział słabnącym głosem, „moim spadkobierca jest księżna Żagańska”. I tak pominąwszy rodzinę zapisał wielką fortunę największej miłości swego życia, damie uchodzącej za najbogatszą partię w Europie. Jednak zamieszania w rodzinie nie było, gdyż piękna Dorota odstąpiła od praw spadkowych.
Tragiczna śmierć Feliksa ks. Lichnowskiego była bardzo głośnym w Europie wydarzeniem. Prawica niemiecka nawet ubiła na niej dobry interes a z ofiary rozruchów zrobiła wielkiego męczennika sprawy narodowej. Stało się to podczas powstania frankfurckiego w 1848 roku. Książę i pruski generał von Auersfeld wybrali się na przejażdżkę konną; frankfurtczycy rychło rozpoznali dobrze im znanego zawsze eleganckiego księcia znienawidzonego przez demokratów i lud za niewybredne krytykowanie i szydzenie z lewicy parlamentarnej. Toteż zaczęli nań pokrzykiwać, obrażać go, a ponieważ książę hardo im odpowiadał, doszło do rzucania kamieniami w jeźdźców, którzy tedy śpiesznie odjechali, a potem w panice udali się w różne strony.
Jednak rozwydrzony tłum pogonił za nimi, a wskutek nieznajomości przez księcia opłotków frankfurckich, dopadnięto go, zrzucono z konia i okładano kijami. Wreszcie prześladowany wyrwał się złoczyńcom, uciekł i schronił się na przedmieściu w obórce pewnego domostwa. Ale i tam zgraja go wykryła i okrutnie zamęczyła kijami. Kiedy przybyło zaalarmowane wojsko książę był już śmiertelnie zmasakrowany i nawet szybka pomoc lekarska nie zdołała uratować mu życia.
Parlament Frankfurcki przerwał obrady, głęboka żałoba połączyła wreszcie posłów prawicy, centrum i lewicy. Nad trumną przemówienie wygłosił też krajan zamordowanego, poseł bytomski tajny radca von Bally. Zwłoki księcia przywieziono do Krzyżanowic koleją żelazna, do której powstania tak walnie się przyczynił. Pogrzeb odbył się na cmentarzu w Hradcu, serce księcia umieszczono w tamtejszym kościele po lewej stronie ołtarza, gdzie je do dziś oglądają turyści z przejęciem.
Gwałtowna śmierć Feliksa ks. Lichnowskiego, deputowanego do pierwszego demokratycznego parlamentu niemieckiego z ziemi raciborskiej, zrobiła wstrząsające wrażenie w Raciborzu i okolicy, a szczególnie w Krzyżanowicach, które sobie książę szczególnie upodobał, długimi okresami zamieszkiwał, kędy gościł najważniejszych przyjaciół, np. wiosna 1848 roku przez kilka tygodni sławnego wirtuoza i kompozytora Ferenca Liszta oraz jego ukochaną Karolinę księżnę Sayn - Wittgenstein. Zgon księcia odbił się też głośnym echem na całym Górnym Śląsku, czego dowodem może być fakt, że w lesie koło Czarnocina w powiecie strzeleckim hrabia Andreas Renard umieścił na obelisku tablice pamiątkowa poświeconą księciu.
Raciborzanie często goszczący od kilku lat w pięknym zamku w Hradcu za Opawą mogli tam w miesiącach letnich mijającego roku oglądać otwartą 13 czerwca wystawę zorganizowana w 150 rocznicę śmierci Feliksa ks. Lichnowskiego przygotowaną przez dyrektora Muzeum p. dr Kolařovą. Bogata ekspozycja prezentowała przede wszystkim znakomite obrazy olejne, kilka portretów księcia, m. in. przedstawiający go w mundurze hiszpańskiego oficera, jego maskę pośmiertną, wiele ważnych dokumentów, rękopisy rodziny książęcej, jak również depozyty z zamków w Raduni i i Krzyżanowicach, a nawet dokumenty z Archiwum Miejskiego we Frankfurcie nad Menem.
Wystawa w Hradcu wyczerpująco i interesująco przedstawiała barwne, pełne niezwykłych czynności i przygód, przyjaźni i romansów życie księcia. Wszystkie eksponaty zaopatrzono, niestety, tylko w świetne zresztą objaśnienia czeskie, które sporządził głównie dr Dusan Uhliř, profesor historii na Uniwersytecie Opawskim, autor znakomitego opracowania pt. „Książę Lichnowski jako reprezentant wojującego konserwatyzmu na progu rewolucji 1848”, opublikowanego w „Acta Historica Universitatis Silesianae Oppaviensis” w 1997 roku.
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany