Emocje zapisane w murach. Dawni mieszkańcy wojnowickiego pałacu
- Na całym Śląsku, w tragicznym albo nawet i agonalnym stanie, znajduje się kilkaset pałaców i zamków, w większości pozostających w rękach prywatnych. Najczęściej zostały one kupione za niezbyt wielkie pieniądze przez osoby, które nie były w stanie, a nawet wcale nie zamierzały ich wyremontować, a nawet utrzymać - pisze Zbigniew Woźniak w 14. już odcinku poświęconym dziejom pałacu w Wojnowicach.
Wojnowicki pałac w swej 193-letniej historii przeszedł długą drogę. Przez pierwsze 117 lat pełnił w zasadzie jedną funkcję – okazałej rezydencji ziemiańskiej (choć w czasach dr Kuh`a była w nim również niewielka klinika chorób oczu). I chociaż następowały nowe pokolenia, zmieniali się jego właściciele, szata architektoniczna oraz wyposażenie przez cały ten czas był reprezentacyjną siedzibą liczącej się w okolicy rodziny. Niezmiennie też należał do niemieckiego kręgu kulturowego, podlegał administracji niemieckiej i mówiło się w nim, podobnie jak w całej wsi, po niemiecku.
Następne 73 lata, począwszy od końca II wojny światowej, to czas kilkakrotnych zasadniczych zmian jego funkcji, a co się z tym wiąże, również przebudów, adaptacji i - co tu dużo mówić - dewastacji i zaniedbań. Trzeba jednak uczciwie stwierdzić, że wojnowicki pałac miał dużo szczęścia, szczególnie jeśli się porówna jego losy z losem setek innych obiektów dworskich. Przede wszystkim, adaptując go do nowych funkcji, nie zmieniono w zasadzie jego zewnętrznego, neobarokowo-klasycystycznego kostiumu, jak również nie dobudowano do niego żadnych nowych elementów. Najbliższe powojenne zabudowania, to garaże, które nie zakłócają harmonii krajobrazu, gdyż zlokalizowane są zgrabnie przy murze ogrodzeniowym, w pobliżu bramy południowej, około sto metrów od pałacu.
Po wojnie pałac służył więc jako: ośrodek przygotowawczy na studia wyższe, dyrekcja PGR-ów, ze świetlicą, biblioteką, wypożyczalnią sprzętu sportowego, przychodnią lekarską, gabinetem dentystycznym, pokojami dla pracowników sezonowych a nawet mieszkaniami służbowymi. Potem, przez czterdzieści lat, był placówką szpitalną, z oddziałem odwykowym dla alkoholików oraz laboratorium. Po dwuletniej przerwie i dwuletniej adaptacji, przez trzynaście lat funkcjonowały w nim: restauracja i dom weselny, również Muzeum Dawnej Wsi, Muzeum Wnętrz Pałacowych, Muzeum Horroru oraz mieszkanie właściciela. Organizowane również były festyny, eventy, wydarzenia kulturalne i charytatywne. W 2018 roku pałac wrócił do swej historycznej funkcji i służy wyłącznie jako rodzinna rezydencja mieszkalna.
Po II wojnie światowej pałace w Polsce, szczególnie zaś na Ziemiach Odzyskanych, nie miały lekko. Szacuje się, że od 1945 roku na samym tylko Dolnym Śląsku bezpowrotnie unicestwiono około 800 (niektóre źródła mówią nawet o tysiącu) zabytkowych rezydencji. Co warte podkreślenia, tylko niewiele z nich ucierpiało wskutek działań wojennych. Przede wszystkim, gdy tylko jaśniepaństwo opuszczali obiekt, były one rozkradane przez miejscowych, czyli „swoich” (tak właśnie było też w Wojnowicach). Jeśli pałac posiadał wybitne zbiory mebli i dzieł sztuki, to „zajmowały się” nim wyspecjalizowane oddziały sowieckie. Reszty dokonywali powojenni osiedleńcy, szabrownicy i użytkownicy. Pałace dewastowano, palono a czasem nawet burzono, z przyczyn: narodowych, ideowych i klasowych, czy nawet osobistych, lub tylko dla samego zaspokojenia barbarzyńskich instynktów. W ten sposób przepadł wielokulturowy dorobek całych stuleci, wspaniała architektura, niezliczone dzieła sztuki, czy słynne w całej Europie niezwykłe założenia parkowe. Dziś już nawet nie wiemy, gdzie znajdowały się niektóre dwory i pałace. Pozostały jedynie zdjęcia.
Na Górnym Śląsku wcale nie było lepiej. O pomstę do nieba woła przykład ogromnego pałacu w Reptach Śląskich, który zgodnie z powojenną ekspertyzą nadawał się do odbudowania i miał być zaadaptowany na szpital. Ostatecznie jednak, w 1966 roku wysadzono go w powietrze. Nieco wcześniej, choć podobnie, stało się z Małym Wersalem, czyli pałacem Donnersmarcków w Świerklańcu, który – mimo sporych zniszczeń – jeszcze w 1957 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków wpisał do rejestru zabytków, a w 1961 roku Ministerstwo Kultury i Sztuki wydało decyzję nakazującą jego odbudowę. To jednak był Śląsk i „władza ludowa” czuła się na tyle mocno, że nie bacząc na ochronę zabytków i ministerialne dyrektywy, Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Tarnowskich Górach zleciło rozbiórkę ruin zamku. We wrześniu 1962 roku grupa oddelegowanych do tego celu górników po prostu wysadziła go w powietrze, a okoliczna ludność w szybkim tempie rozszabrowała cegły.
Smutną prawdą jest, że również w Powiecie Raciborskim zniknęły już zupełnie albo niszczeją niektóre obiekty rezydencjonalne. Wystarczy sięgnąć po przykład pałacu w niedalekich Kornicach (rodzinnego majątku żony ostatniego właściciela wojnowickiego pałacu), po którym pozostał tylko zarośnięty park. Niewiele lepiej jest w pobliskim Sławikowie, gdzie straszą, grożące w każdej chwili zawaleniem posępne ruiny. Jeszcze w latach siedemdziesiątych XX wieku raciborska straż pożarna przeprowadzała tam barbarzyńskie ćwiczenia, polegające na podpalaniu i gaszeniu pałacu. Podobnie jest w Rudniku a niewiele lepiej w Czerwięcicach, za to o wiele gorzej w Strzybniku, gdzie zawaliły się już stropy. Są jednak i lepsze wieści. Wydaje się, że po latach popadania w ruinę szczęście wróciło do pałacu w Rzuchowie, który nareszcie ma się coraz lepiej. Zamek w Tworkowie również wszedł już w lepsze czasy, bo przynajmniej zrobiono z niego trwałą ruinę i udostępniono do zwiedzania, czyniąc z niego nielichą atrakcję turystyczną.
Na całym Śląsku, w tragicznym albo nawet i agonalnym stanie, znajduje się kilkaset pałaców i zamków, w większości pozostających w rękach prywatnych. Najczęściej zostały one kupione za niezbyt wielkie pieniądze przez osoby, które nie były w stanie, a nawet wcale nie zamierzały ich wyremontować, a nawet utrzymać. W gorszych przypadkach, chodziło jedynie o wyszabrowanie tego, co jeszcze wartościowego w nich pozostało, wyłudzenie kredytów pod hipotekę na obiekcie, albo nawet o brutalne „przerycie” murów w celu poszukiwania rzekomo ukrytych w nich skarbów.
W przypadku pałacu w Wojnowicach, kilkakrotne przeznaczanie go na tak diametralnie różniące się między sobą cele, choć odbiło się cieniem na jego substancji, to generalnie jednak zdecydowało o jego ocaleniu i ostatecznej możliwości przywrócenia w nim pałacowych klimatów. Wcześniej jednak przez obiekt przewinęły się dziesiątki tysięcy ludzi: od zarządców, dyrektorów, wykładowców, kursantów, kierowników, po pracowników, robotników, ordynatorów, lekarzy, pacjentów i gości. Nie sposób ich wszystkich zliczyć. Większość z nich już dawno nie żyje, ale każdy przeżywał tu jakieś emocje, zachował wspomnienia, przeżywał radości lub smutki. Niektórzy twierdzą, że istnieje coś takiego jak „pamięć murów”, że pozytywne i negatywne emocje "zapisują się" w ścianach, że pozostaje w nich i kumuluje się zła lub dobra energia.
A co widziały ściany wojnowickiego pałacu? Tutaj ludzie rodzili się i umierali, kochali i nienawidzili, doświadczali chwały, przeżywali lęki związane z wojnami i nadejściem frontu, cierpieli w związku z chorobami i martwili brakiem poprawy, kłócili i obrzucali obelgami. Przeżywali wielkie radości i dramaty. Na szczęście, w ciągu ostatnich kilkunastu lat – przeważnie bawili się i radowali.
Historia wojnowickiego pałacu jest w jakimś sensie odbiciem kolejnych etapów burzliwej historii tego kawałka śląskiej ziemi, który decyzją mocarstw na konferencji poczdamskiej w lipcu 1945 roku został poddany polskiej jurysdykcji. Sprawa ciągnęła się jednak dalej i w 1950 roku został podpisany między PRL a NRD Układ Zgorzelecki. Ten również nie usunął wątpliwości, ani nie rozwiał naszych obaw, więc 7 grudnia 1970 roku w Warszawie, między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec został podpisany układ o podstawach normalizacji stosunków. W związku jednak z mającym nastąpić zjednoczeniem Niemiec, w kontekście nieuznawania przez aliantów dotychczasowych traktatów za ostateczne (w RFN oficjalnie mówiło się, że ziemie niemieckie, które weszły w skład powojennej Polski, znajdują się "pod tymczasową administracją polską"), polska dyplomacja dążyła do podpisania ostatecznego układu granicznego. Udało się to już po zjednoczeniu Niemiec, 14 listopada 1990 (ratyfikowany przez Polskę 26 listopada 1991 r. i przez Niemcy 16 grudnia 1991 r.).
Miejmy nadzieję, że tragiczne zawieruchy historii mamy już bezpowrotnie za sobą, zaś roszczenia Powiernictwa Pruskiego, które chciałoby zwrotu majątków po przymusowo wysiedlonych po II wojnie Niemcach, po odrzuceniu w 2008 roku skargi przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, raz na zawsze odejdą w niepamięć.
fot. 1 do 3 – Zbigniew Woźniak fot. 4 do 8 – Dominika Miensopust
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany