Wiatraki 2008: Dziewicze plemię Asmat
Ludzie duchy i drzewa - tak brzmiała historia wyprawy, jaką Anna i Jakub Urbańscy odbyli do Papui chcąc, odkryć dziewicze tereny plemienia Asmat. W miniony weekend gościli w Raciborzu na Wiatrakach.
Jednymi z tegorocznych gości, którzy wzbogacili imprezę Wiatraki o kolejne ciekawe doświadczenia byli Anna i Jakub Urbańscy. Ludzie duchy i drzewa - tak brzmiała historia wyprawy, jaką małżeństwo odbyło do Papui (Nowa Gwinea, państwo w Oceanii w Melanezji) w celu odkrycia dziewiczych terenów plemienia Asmat.
Anna i Jakub Urbańscy to absolwenci Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, a obecnie doktoranci Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie. Oprócz pracy laboratoryjnej zajmują się profesjonalnie fotografią. Od 1999 roku, w trakcie dziesięciu samodzielnie zorganizowanych wypraw, odwiedzili kilkanaście krajów, starając się dotrzeć w rejony mało uczęszczane przez turystów, do: Azji Południowo-wschodniej, Rejonu Subkontynentu Indyjskiego, Ameryki Łacińskiej czy Afryki.
Wyprawa, o której opowiadali na tegorocznych Wiatrakach, nie należała do najbezpieczniejszych. Asmaci, to z jednej strony wojownicy, potomkowie łowców głów i ostatni kanibale, z drugiej legendarni rzeźbiarze Oceanii. Z kawałka drewna są w stanie wyrzeźbić przeróżne cuda. Dzięki Urbańskim w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie przy ulicy Freta 5 można podziwiać rękodzieło papuaskich artystów.
Najdawniejsze plemiona Papui, mimo coraz większego kontaktu z cywilizacją Zachodu, pozostają wierni tradycji i są w niej głęboko zakorzenieni. Obrządki religijne, wierzenia, rytuały i stroje - to wszystko tworzy obraz, w który współczesnemu człowiekowi trudno uwierzyć. Czy to możliwe, że gdzieś, na tej samej ziemi, po której i my XXI-wieczni stąpamy, dzieją się takie rzeczy? Fotografie i bagaż doświadczeń, jaki przywiózł ze sobą Jakub Urbański jednoznacznie odpowiadają na pytanie. Wyprawa przez dżunglę, której kres był w jednej z osad na pograniczu plemion Asmat i Korowai, wioski Asmat położone wśród bagien namorzynowych, to nie mit, to fakt.
Długie domy mężczyzn, do których kobietom wstęp jest wzbroniony, to królestwo panów. Tu spełniają swoje codzienne obowiązki, m.in. palenie tytoniu. Co ciekawe, tytoń pali każdy, od najmłodszych lat, po sędziwy wiek. We wsi mieszka kilkanaście klanów, chata przy chacie. W każdej z nich jest palenisko. Czaszki przy domach, zarówno ludzkie jak i zwierzęce, służą odstraszaniu złych mocy. Asmaci mają święto przypominające nasze mickiewiczowskie „Dziady”, podczas którego duchy przodków nawiedzają wioskę, by pojednać się z żyjącymi.
Było to - opowiadał Jakub - nocą. Ciemno. Żadnego światła. Lał deszcz. Obudziły nas dziwne, wydawałoby się straszne odgłosy. Poczuliśmy się nieswojo. Jesteśmy wśród ludzi, którzy jeszcze nie tak dawno, bez żadnych skrupułów i zahamowań, mordowali i pożerali wrogów. A kanibalizmu chyba nie można całkowicie z krwi wyplenić. Wystraszeni chcieliśmy sprawdzić, co wyrwało nas ze snu. Doszliśmy do chaty, gdzie wojownicy, pod okiem najstarszego, przy rytmach wystukiwanych na bębnach, uczyli się pieśni, jakie wykonuje się podczas wypraw po głowę. Poczuliśmy się dziwnie, słuchając o tym, jak to zaraz wrogowie zostaną pozbawieni głów, a ich ciała, zjedzone. Na szczęście plemię było nastawione do nas przyjaźnie. Wszystko dobrze się skończyło.
W podróży Urbańscy zaplanowali wizytę wśród plemienia Korowai. To jedni z ostatnich, którzy nadal kultywują rytualny kanibalizm. Budują domy kilkanaście a czasem kilkadziesiąt metrów nad ziemią. To tyko namiastka wrażeń z podróży Urbańskich. Nie sposób opisać tego wszystkiego. Mnóstwo ciekawych historii, przeplatanych niesamowitymi fotografiami, umożliwiły na chwilę poczuć smak dalekiej Papui.
Magda Kolowca
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany