Bieszczadzki wieczorek na Końcu Świata
W piątkowy wieczór Kulturalny Przystanek Koniec Świata przemienił się w centrum górskiej piosenki turystycznej i poezji śpiewanej. Skrzypaczka Ania Mucha wraz z dwójką przyjaciół, gitarzystów śpiewem rozkręcili przybyłe towarzystwo. Miłośnicy górskich wędrówek, Sebastian Kus i Andrzej Wiśnik na slajdach zaprezentowali najpiękniejsze zakątki Bieszczad.
– Bieszczady to coś, co kocham najbardziej. Wędrówki pomagają mi oderwać się od codziennych spraw, pomyśleć, pomilczeć. Chodzę po nich już 10 lat i z przykrością stwierdzam, że to już nie są te same Bieszczady. Kiedyś miały swój niepowtarzalny urok, piękne barwy. Brało się plecak, 10 zł do kieszeni i liczyło tylko na siebie – wspominał Sebastian Kus. Po chwili refleksji dodał – ten piękny obraz zniszczyli turyści. Jest ich coraz więcej. Bieszczady są coraz bardziej zabudowane. Pełno hoteli, schronisk i restauracji. Sebastian zaprezentował część swojej wystawy fotograficznej. – Zdjęcia zrobiłem 5 lat temu. Dla mnie fotografie są jak wino im starsze tym lepsze. Gdy je oglądam na nowo towarzyszą mi wrażenia tamtych dni – podsumował. Wystawa obiegła niemal całą Polskę. Niedawno wernisaż odbył się w Brazylii. Zdjęcia przedstawiają jesienne krajobrazy Bieszczad, gdyż tę porę roku autor lubi najbardziej. Kiedy zapytaliśmy go, dlaczego, odpowiedział krótko – niepowtarzalna gama kolorów. Jego kolega Andrzej Wiśnik w góry wybiera się głównie zimą, zazwyczaj towarzyszy mu pies Boryś. – Po Bieszczadach chodzę głównie zimą, bo nie ma tylu turystów. Niestety polskie góry robią się zbyt komercyjne, więc od niedawna wędruję po ukraińskiej części – zdradził nam Andrzej.
Ich pasja narodziła się dziesięć lat temu. Przypadkiem spotkali się w jednym z rybnickich barów. – Oboje przyszliśmy się napić. Nie znając siebie wcześniej. Po krótkiej rozmowie okazało się, że łączy nas wspólna pasja, więc postanowiliśmy wspólnie ją realizować. Tak też zostało do dziś – powiedzieli zgodnie.
Między pokazami slajdów czas gościom umilała skrzypaczka Anna Mucha z dwojgiem kolegów grających na gitarach. Wspólnie śpiewali znane piosenki turystyczne oraz poezję śpiewaną. Na scenie umieszczony był ekran, na nim wyświetlano teksty, by każdy mógł zaśpiewać. Dominowały utwory SDM, Gloria, Jest już za późno, nie jest za późno czy Brookliński Most. – ... jak biec do końca, potem odpoczniesz ...cudne manowce – śpiewała cała sala. Przy wspomnieniach z bieszczadzkich wypraw nie mogło zabraknąć m.in. utworu Bar w Beskidzie, Bieszczadzkie anioły czy Nocny blues o czwartej nad ranem. Impreza trwała do późnych godzin nocnych. Wieczór na Końcu Świata spędziły dzieci, młodzież oraz osoby starsze. Obowiązywał całkowity zakaz palenia.
– Poezja śpiewana to coś, co lubię najbardziej. Nie skłamię, jeśli powiem, że zajmuję się nią od najmłodszych lat. Przyszedłem tu pośpiewać oraz powspominać górskie wędrówki. Przyprowadziłem ze sobą najlepszego przyjaciela, czyli dobre nastawienie – żartował Sebastian Dapa, lokalny muzyk.
– Uwielbiamy góry oraz poezję śpiewaną, dlatego tu jesteśmy – powiedzieli krótko Szymon i Zuzia oddając się romantycznym dźwiękom Glorii.
(jula)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany