Proboszcz z gitarą
Siedem lat temu mieszkańcy Kuźni żegnali swojego wikarego, ks. Andrzeja Pyttlika. Wtedy nikt nie mógł przypuszczać, że duchowny wróci do parafii w nowej roli. W najbliższą niedzielę ks. Pyttlik zostanie wprowadzony na urząd proboszcza parafii pw. św. Marii Magdaleny w Kuźni Raciborskiej.
Ksiądz Andrzej Pyttlik ma 38 lat. Pochodzi z parafii NMP Wspomożenia Wiernych w Gliwicach-Sośnicy. W pamięci mieszkańców Kuźni zapisał się jako ksiądz z gitarą. – Przez siedem lat ubyło mi włosów na głowie, ale serce się nie zmieniło. Gitara jest już w Kuźni –
zapewnia nowy proboszcz, ks. dr Andrzej Pyttlik.
Z górą się nie dyskutuje, ale jak zareagował ksiądz na wiadomość o powrocie do Kuźni?
– Przede wszystkim wiedziałem, że wracam do swoich i potwierdziło to życzliwe przyjęcie podczas pierwszych dni mojej obecności.
Przez te 7 lat Kuźnia zmieniła się? Pytam o wygląd miasta...
– Zieleni trochę więcej, fasady niektórych domów bardziej zadbane, tu i tam jakiś nowy sklep… Na jezdni co prawda więcej dziur, ale rozpoczął się wytęskniony remont drogi, więc będzie lepiej. Pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie nowoczesna oczyszczalnia na prawdziwie europejskim poziomie. Poza tym miło słyszeć o pasjach mieszkańców, chociażby o kolejce wąskotorowej, która i w Kuźni powstaje. Myślę, że pasjonaci pociągają za sobą innych i nadają naszemu życiu tempa.
Poprzedni proboszcz w ostatnim kazaniu powiedział, że zostawia parafię w dobrej kondycji. Przed księdzem nie lada wyzwanie, bo jeśli jest dobrze, to człowiek chce, żeby było lepiej.
– To, co dobre z pewnością należy kontynuować. Kluczowa jest praca na rzecz duchowej kondycji parafii, która wymaga nieustannej troski. Ale i sprawy gospodarcze są ważne.
Planuje ksiądz jakiś remont?
– Na pewno gruntowny remont organów. Ostatni miał miejsce jakieś 50 lat temu. Zmian dla samych zmian nie będzie. Chcę po prostu dbać o piękno tego miejsca w każdym wymiarze.
Ks. Bernard Plucik to pierwszy proboszcz, z którym ksiądz pracował jako wikariusz. Był dobrym nauczycielem?
– Wiele wyniosłem z jego ówczesnego doświadczenia. Przypatrywałem się jego gospodarności. Charakterystyczne dla ks. Bernarda jest to, że gdy życie stawia przed nim jakieś zadanie, to zawsze potrafi zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Chciałbym, by coś podobnego było i we mnie. Uśmiecham się do siebie, do świata, uśmiecham się do Pana Boga i zabieram się do pracy.
Czego oczekuje ksiądz od wiernych?
- Słowo oczekuje jest zbyt silne. Życzyłbym sobie, pragnąłbym, byśmy czuli się jednością. Żebyśmy wspólnie próbowali docierać do prawdy. Ważne jest, abyśmy widzieli w sobie ludzi, a nie bezosobowych „wypełniaczy” prawnych paragrafów, ludzi którzy idą do wspólnego celu, nawet jeśli nasze myślenie czasem się różni.
Czy proboszcz, poza spełnianiem funkcji religijnej, powinien być liderem życia społecznego?
– To często wynika samo z siebie. Wystarczy spojrzeć chociażby na nieszczęście związane z ostatnią powodzią. Nie była to przecież bezpośrednio sprawa religijna, ale dotyczy drugiego człowieka i trudno się w to nie zaangażować. Gdyby być tylko księdzem za ołtarzem i nie mieć ludzkiego oblicza poza kościołem, to byłoby to dalekie od nauki Chrystusa. On bowiem nauczał, jak żyć miłością na co dzień.
Ksiądz jest bardziej liberalnym czy konserwatywnym kapłanem?
– Wybieram złoty środek. Każdy człowiek ma swoją opowieść i cząstkę racji. Szkoda, że coraz głośniej mówimy, a mniej siebie słuchamy. Oczywiście, na pewne tematy nie powinno być dwóch zdań. W Ewangelii Chrystus wyraźnie określił zasady, których należy się trzymać i nie ma tu co mędrkować. Podważając je, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Niemniej jednak, choć tak wyraźnie nakreślił swoją naukę, to jednak potrafił słuchać i pochylać się nad człowiekiem.
Jakie ksiądz ma zainteresowania?
– Przyroda, zwierzęta i podróże. Uwielbiam góry i bliskość natury. Staram się tak układać obowiązki, by mieć czas dla siebie, dla rodziny i przyjaciół. Jeśli wyjadę na jeden dzień, to nie znaczy, że wszystko się posypie. Nie! Co jakiś czas trzeba się oderwać i nabrać dystansu. Jeśli człowiek będzie myślał, że jest nieodzowny, szybko się wypali i zgorzknieje.
Jest ksiądz autorem książki "Cierpienia współczesnych Hiobów".
– Ta książka to próba odszukania mądrości Hioba, który wszystko stracił – majątek, ludzkie uznanie, zdrowie i swych najbliższych. I nam takie sytuacje nie są obce. Próbują go wspomóc przyjaciele, lecz czynią to nieudolnie. Jestem przekonany, że człowiek może pomóc drugiemu człowiekowi jedynie w pewnej mierze.
Hiob prosi o pomoc i wyjaśnienie Boga.
– Sami wielu rzeczy nie rozumiemy. Wyobraźmy sobie gobelin, który ma dwie strony. Jedną poplątaną i chaotyczną. Dopiero gdy przyjrzymy się drugiej stronie, jasnej i przejrzystej, odkrywamy sens tej niezrozumiałej dotychczas kolorowej plątaniny. Nie zawsze potrafimy zrozumieć wydarzenia, które nas dotykają. Dostajemy pewne sygnały, ale pełne zrozumienie przyjdzie dopiero po śmierci, gdy ujrzymy swoje życie z tej drugiej strony.
Ale dlaczego pisze ksiądz o cierpieniu? Może wnikam zbyt głęboko, ale czy to wynika z osobistych doświadczeń?
– Podczas pisania rozdziału o nieuleczalnej chorobie umierał mój brat. Borykał się z cierpieniem, z nowotworem. Przed śmiercią przeczytał rękopis rozdziału. W takich chwilach słowa są tylko nieudolną próbą wyrażenia uczuć. Bałem się słów rzucanych na wiatr. Chciałem, aby z tysiąca zdań chociaż jedno było takie, które trafi do serce czytającego.
Pamiętam, że zawsze potrafił ksiądz trafić do serc młodych.
– Młodzież cały czas leży mi na sercu. W sferze zupełnie nieokrzesanych planów mam pomysł, żeby nad salkami stworzyć, jak to młodzi mówią, miejscówę, w której mogliby się spotykać. Myślę też o organizacji kilku miejsc noclegowych dla ludzi, którzy podróżują po naszych terenach. Nie każdego stać, żeby zapłacić 40 zł za nocleg. Chodzi mi o zupełnie bezpretensjonalne miejsce, bez luksusów, ale ciepłe i przyjemne.
Rozmawiała: Magdalena Sołtys
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany