Hołownia w Rudach: słabość Kościoła to my
Ma być krótko i wzniośle - mawiają dominikanie. Wczoraj wieczorem, w kościele w Rudach, niedoszły dominikanin, dziennikarz i autor poczytnych książek, Szymon Hołownia, mówił blisko 2,5 godziny. I mówiłby dalej, m.in. o Palikocie, Rydzyku, biskupach i słabościach Kościoła, ale spotkanie zakończono.
O przyjazd Hołowni do Rud starano się blisko rok. Znany dziennikarz, niegdyś nowicjusz u dominikanów, ratownik medyczny, twórca Religii TV, wreszcie showman z Mam Talent i autor poczytnych książek, zasiadł przy stoliku w prezbiterium. Przed nim liczne grono słuchaczy, w tym księża starszego i młodszego pokolenia.
Hołownia mówił bez konwenansów, o polityce w Kościele, myleniu ewangelii z teologią moralną, Palikocie, ojcu Rydzyku, polskich "bizantyjskich biskupach", ekumeniźmnie i tym, co pozytywnego jest w innych religiach, oswajaniu śmierci, katechezie w szkołach, ale i polskich katolikach, których "braterską miłość" słychać choćby w CB-radiu, a to od nich powinna się rozpocząć wiosna w Kościele.
- Nie ma co narzekać, tylko brać się do roboty - apelował gość, twierdząc, że nie ma sensu rozważać, w jakim to momencie dziejowym znajduje się teraz Kościół, bo nikomu to nie jest potrzebne. - Jaki kraj taki Neron. Palikot to cienias - dodał, wskazując, że kontrowersyjny polityk nie stanowi żadnego zagrożenia dla Kościoła. - Prawdziwe zagrożenie przyjdzie wówczas, jeśli ktoś w trzech krótkich słowach pozbawi mnie nadziei. To będzie szatan, antychryst - zakomunikował, stawiając Palikota w kategorii sprawnego socjologa umiejącego żonglować nastrojami, bogatego człowieka o kłamanej lewicowej wrażliwości.Potem było o o. Rydzyku, który zamiast "kierować energię słuchaczy w stronę wolontariatu, robienia czegoś dobrego, podjudza ich przeciwko innym".
- Największa słabość Kościoła to my - nie ma wątpliwości Hołownia. Mówił o początkach chrześcijaństwa, kiedy to chrześcijanie imponowali mieszkańcom Imperium Rzymskiego, intrygowali, frapowali. - A dziś mamy problemy z tym, żeby świat zechciał nas słuchać. Świat nie rozumie chrześcijaństwa - diagnozował i apelował o budowanie braterskich więzi, życie w zgodzie z ewangelią. - Ludzie mają na nas patrzeć i pytać o Chrystusa. Jak będziemy w tym silni, to mogą nam skoczyć - uznał. Ale, zdaniem Hołowni, nie można tylko mówić, bo gadanie jest najprostsze. Trzeba pokazywać chrześcijaństwo swoim życiem. - Chrześcijaństwo to nie teologia moralna, to ewangelia. To nadzieja. Nie można działać jak policja, czyli karać mandatami.
Hołownia jest sceptyczny w kwestii trwania religii w szkołach. Mówił, że to miejsce pierwszego kontaktu, gdzie "potrzebni są komandosi" a nie kucharze okrętowi. Mówił też o obsesji polskich biskupów, którzy za wszelką cenę chcą być ojcami narodu. - Mnie nie obchodzi, co biskup sądzi o tym, co usłyszał w telewizji. Chcę wiedzieć, co myśli o ewangelii - stwierdził. Uznał, że polski hierarcha to często ekscelencja w stylu bizantyjskim a nie pasterz, obwoźny gubernator, generał, otoczony wianuszkiem klakierów, który nie może się wyrwać z obsesji komentowania polityki. tkwiący w złotym kokonie, status quo. I że prawdziwym biskupem pasterzem powinien być ten, kto nawrócił więcej osób, a nie kurialista z wieloletnią karierą w stolicy diecezji. Jak w Australii, gdzie biskup jest jednocześnie proboszczem, spowiednikiem, przyjacielem rodzin i odprawia cztery msze dziennie.
Kilkadziesiąt minut spotkania poświęcono śmierci i jej oswajaniu oraz innym religiom, z których katolicy mogą niejednokrotnie czerpać inspirację. Było o religii TV i fenomencie silnej wiary na innych kontynentach.
Spotkanie zaczęło się o 17.30, zakończyło przed 20.00 modlitwą Pod Twoją obronę i błogosławieństwem ks. dziekana. Trwałoby zapewne dłużej, ale je przerwano. Potem, już w starym opactwie, Hołownia podpisywał swoje książki.
(waw)
Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany