Narodowe Święto Niepodległości. Refleksja nad 11 listopada 1918 roku [OPINIA]
Dzisiaj obchodzimy Narodowe Święto Niepodległości, wspominając odzyskanie przez Polskę suwerenności państwowej w 1918 roku. Po 123 latach narodowej niewoli i licznych powstańczych zrywach Rzeczpospolita odzyskała niepodległość. Wolność przyszła w niemal cudowny sposób – wszystkie państwa zaborcze, walczące po dwóch stronach konfliktu, przegrały wojnę. W teoretycznie zwycięskiej Rosji wybuchła rewolucja bolszewicka.
Co roku opisuję tę rocznicę, uznając ją za bardzo ważny dzień dla współczesnych pokoleń. Pomimo rozwoju nauki, techniki i środków masowego przekazu, ludzkość nie stała się ani mądrzejsza, ani bezpieczniejsza. Jak stwierdzili naukowcy, XX wiek był najbardziej morderczym okresem w historii – w wyniku konfliktów zbrojnych i funkcjonowania morderczych ideologii życie straciły setki milionów ludzi.
11 listopada 1918 roku Józef Piłsudski, zwolniony dzień wcześniej z twierdzy w Magdeburgu, przybył pociągiem z Berlina do Warszawy. Tego samego dnia po południu odbyło się posiedzenie Rady Regencyjnej z jego udziałem, podczas którego podjęto decyzję o przekazaniu mu władzy nad wojskiem i powierzeniu misji formowania rządu. Tak rozpoczęła się historia II Rzeczypospolitej.
W Europie 11 listopada 1918 roku to data szczególna, ponieważ tego dnia o godzinie 5:20 rano, w wagonie kolejowym w lasku pod Compiègne w Pikardii, podpisano porozumienie o zawieszeniu działań wojennych między państwami Ententy a Cesarstwem Niemieckim. Tym samym zakończono wielką wojnę, znaną dziś jako I wojna światowa.
I wojna światowa była apogeum mieszczańskiej Europy, a zarazem początkiem końca jej dominacji na świecie. Doprowadziła do upadku wielkich monarchii Hohenzollernów, Habsburgów, Romanowów oraz do rozpadu resztek imperium osmańskiego. Ta wojna jest kluczowym wydarzeniem do zrozumienia XX wieku – wszystkie wielkie i krwawe wydarzenia, które nastąpiły po niej, są jej bezpośrednim następstwem.
Co gorsza, z tym kataklizmem wiązał się nieuchronny upadek dotychczasowych norm społecznych, obyczajowych, religijnych i politycznych. Wiele grup społeczeństw europejskich przestało wierzyć w dotychczasowy porządek – władze państwowe, porządek społeczny, system oparty na religii, tradycji i monarchii. Nikt nie był w stanie wyjaśnić masom przyczyn tej katastrofy, śmierci milionów, kalectwa i głodu kolejnych milionów. Ludzie szukali prostych odpowiedzi na te trudne pytania, zgodnie z maksymą Stanisława Jerzego Leca: „Ludzie, zauważyłem, lubią takie myśli, które nie zmuszają do myślenia”. Odpowiedzi, choć fałszywe i bezsensowne, oferowały jedynie niektóre ideologie, w tym komunistyczna i faszystowska.
W 1917 roku, w wyniku bolszewickiego przewrotu, w Rosji powstało państwo komunistyczne. Do przejęcia władzy przez bolszewików przyczynili się, niestety, Niemcy, a dokładniej ich kontrwywiad i sztab generalny (Die Oberste Heeresleitung - OHL), które zwerbowały przebywającego na emigracji w Szwajcarii Lenina, przewiozły go do Rosji, wsparły finansowo ogromnymi sumami gotówki oraz innymi środkami. Dzięki temu komunistyczny potwór mógł się narodzić, przetrwać najtrudniejszy początkowy okres istnienia i rozwinąć się do monstrualnych rozmiarów. W konsekwencji jego istnienia dziesiątki milionów ludzi zamordowano, a całe narody, w tym Polska, zostały zniewolone na kilkadziesiąt lat. Narodziny komunizmu, a następnie faszyzmu, były więc najtragiczniejszymi owocami I wojny światowej. Komunizm pozostaje najbardziej morderczą ideologią w dziejach ludzkości, a jego ofiary liczy się w setkach milionów.
Jak pokazuje wojna w Ukrainie oraz inne konflikty na świecie, w tym w Europie, ludzkość, po raz kolejny, niewiele nauczyła się z historii. Większość europejskiego społeczeństwa, nihilistyczna i pozbawiona uniwersalnych wartości i zasad moralnych, tkwi, z wyjątkiem krótkiego okresu pandemii i wojny, w niepohamowanej fieście konsumpcji.
Jak pisze w swych doniosłych pracach Chantal Delsol, społeczeństwa zachodniej Europy w dużej mierze zrezygnowały z poszukiwania prawdy na rzecz hedonistycznie i utylitarnie rozumianego dobra. Dogmaty, które stanowiły podstawy moralności niezbędnej do przetrwania demokracji, zostały zastąpione mitami o rozmaitych, często nihilistycznych, interpretacjach symbolicznych. Równocześnie wartości takie jak równość i demokracja zostały pozbawione głębszego filozoficznego fundamentu, opierając się wyłącznie na społecznym konsensusie.
Dodatkowo obserwujemy próby dekonstrukcji i destabilizacji kategorii płci i seksualności oraz opartego na tych kategoriach systemu stratyfikacji społecznej, co osłabia więzi społeczne, tradycyjny podział ról i rodzinę.
Te prądy ideologiczne nie tolerują innych wizji i zwalczają grecko-rzymsko-chrześcijańskie korzenie kulturowe Europy oraz jedyną dotychczas trwałą i sprawdzoną wizję porządku społecznego, opartą na spójnej wizji antropologicznej, która podkreśla godność osoby ludzkiej, wartość zasad moralnych, tradycji i religii, a także głębokie przywiązanie do własnego świata kulturowego.
Prądy te, które można określić mianem totalitaryzmu XXI wieku, trudno jeszcze w pełni zidentyfikować, ponieważ dopiero się krystalizują i mają wiele oblicz. Przybierają formy neomarksizmu, New Age, postmodernizmu, genderyzmu, fanatycznego feminizmu i innych ideologii.
Filozof Paul Ricoeur głosi: Mieszkańcy sytego, intelektualnie zaczadzonego i moralnie odrętwiałego Zachodu są całkowicie pewni, że totalitaryzmy należą już wyłącznie do przeszłości. Tymczasem na naszych oczach powstaje nowy totalitaryzm, który przybiera kształt wielogłowej hydry. Wielu ludzi jeszcze go nie dostrzega, ponieważ skrywa się za atrakcyjnymi maskami: nowoczesności, postępu, liberalizmu, genderyzmu, feminizmu, praw człowieka, tolerancji, walki z dyskryminacją itd.
Wybitny belgijski historyk, filozof, ekonomista i politolog, profesor David Engels (rocznik 1979), wykazuje, że liberalizm moralny doprowadził do upadku najbardziej podstawowych cnót i banalizacji takich kwestii, jak aborcja, pedofilia, teoria płci, poligamia, kazirodztwo i eutanazja. Liberalizm kulturowy wywołał absurdalną samonienawiść zachodniej cywilizacji i przymus wielokulturowości, a liberalizm religijny - systematyczny demontaż chrześcijaństwa na rzecz ateizmu i islamu. „Kiedy wszystko jest względne, co jest podstawowym założeniem liberalizmu, zorganizowane społeczeństwa powoli przekształcają się w zatomizowane masy rzekomo wolnych, lecz w rzeczywistości zagubionych jednostek. Następnie, presja większości paradoksalnie prowadzi te jednostki przez szkoły, media i politykę do przyjęcia stadnych zachowań, często nawet bardziej skrajnych niż te występujące w społeczeństwach totalitarnych, co przewidział już Tocqueville”.
Podobnie jak radykalny indywidualizm zdaje się ostatecznie prowadzić do równie radykalnego kolektywizmu, radykalna wolność musi prowadzić do przetrwania najsilniejszych, a tym samym do ucisku.
Wszystkie wartości, gdy pozbawione są transcendentnego i tradycyjnego umocowania, stają się jedynie semantycznymi wypełniaczami, których znaczenie określają zmienne kaprysy większości, ostatecznie kontrolowanej przez wąski krąg elit. W konsekwencji prowadzi to prędzej czy później do niemal orwellowskiego wypaczenia pojęć dobra i zła. Prawda natomiast nie jest definiowana przez decyzje większości, lecz przez Stwórcę i prawa, które ustanowił dla natury, co znajduje potwierdzenie także w nauce.
Dzisiejszy świat jest bardzo niebezpieczny i niestabilny. Europa jest zalewana przez migrantów, wolny świat zmaga się z zagrożeniem islamskim, państwami popierającymi terroryzm, a na horyzoncie zbliża się konfrontacja z Chinami. Godne ciągłego przypominania są słowa George'a Santayany, który stwierdził, że „Stopy człowieka powinny być wrośnięte w ziemię jego kraju, ale jego oczy powinny uważnie obserwować świat”. A także „Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie”.
Tzw. wolny świat jest głęboko podzielony. Neomarksiści próbują za wszelką cenę zwalczać konserwatystów, nie bacząc na to, że istnieją realne, większe i śmiertelne zagrożenia.
Od kilku dni w światowym obozie liberalno-neomarksistowskim panuje smutek, szok i nienawiść, słychać głośne wycie – znakomicie można ten stan skwitować. Trump wygrał wybory. Istnieje szansa na przywrócenie w wielu sprawach normalności. Taki stan idealnie opisuje stwierdzenie George'a Bernarda Shawa, który powiedział: „Nienawiść to zemsta tchórza za obudzone w nim przerażenie”. Przerażenie, że neomarksiści stracą władzę w Ameryce, w Europie, a ich ideologiczny domek z kart runie.
Żeby była jasność: Trump był kandydatem dalekim od ideału. W zestawieniu jednak z komunizującą, niezbyt mądrą, kompletnie przypadkową Kamalą Harris, Trump jawi się prawie jak Mesjasz. I to jest również niepokojące.
Warto wspomnieć, że ponad półtora tysiąca raciborzan, a zapewne także niewiele mniej mieszkańców byłego powiatu raciborskiego, straciło życie w tej strasznej wojnie. Im również należy się w tym dniu nasza pamięć.
dr Piotr Sput
Prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej
*Autor jest nauczycielem historii w CKZiU nr 2 Mechanik, autorem książek i publikacji historycznych
Komentarze (14)
Dodaj komentarz